Grzegorz Drozd: Marudy i modern speedway, czyli wszystko po staremu

- Generalnie mam to gdzieś, co osoby postronne sądzą na temat mojej pracy. Nie interesuje mnie również to, co sądzi się na temat przygotowania toru - odparł Piotr Baron na zarzuty pod jego adresem.

W tym artykule dowiesz się o:

Chodzi o temat trudnego toru we Wrocławiu. Natomiast tydzień wcześniej w Rzeszowie grzmiał na gospodarzy za zły stan nawierzchni. Taki urok retoryki w żużlowym środowisku. Każdy zerka we własną stronę i komentuje rzeczywistość w oparciu o jedyne kryterium: własny rachunek zysków i start. Ten fakt jak mantrę próbuję wtłoczyć do głów kibicom, którzy częstokroć są manipulowani ocenami w wielu sprawach: tłumików, torów, czy należytej liczebności drużyn w lidze. Trzy ligi miały być po to, żebyśmy nie oglądali spotkań do jednej bramki. Toteż po ostatniej kolejce i wysokich wynikach we Wrocławiu i Rybniku sprzymierzeńcy trzech frontów powinni dojść do wniosku, że drużyn dalej jest za dużo i trzeba podzielić rozgrywki na 5 lig po cztery ekipy. Ktoś, kto myślał, że w 7-8 zespołowych rozgrywkach nie będzie pogromów, to się grubo myli i ma słabe wyczucie do sportu, który przypomina żywioł. W przyrodzie nie da się wycyrklować nurtu rzeki, średnich opadów i temperatur, a w sporcie nie da się wyplanować meczów trzymających w napięciu do ostatniego biegu. Mecze do jednej bramki są i będą bez względu na to ile drużyn będzie się ścigało w poszczególnej lidze i proporcjonalnie będzie to zbliżony odsetek do wszystkich rozegranych spotkań.
[ad=rectangle]
We Wrocławiu mecz odbył się na trudnym i przyczepnym torze. Z nadejściem przelotowych rur miały być same super widowiska, a Tomek Gollob miał zasuwać pod bandą jak za starych młodych lat. Tymczasem mijanek było jak na lekarstwo, a Gollob jeździł pasywnie. Byłem przekonany, że zmiana tłumików nie wniesie żadnej rewolucji w układzie sił, tak jak nie miało to miejsca w 2011 po wprowadzeniu zatkanych tłumików. W tym miejscu padnie riposta, że jednak przy tych zmianach ktoś rozbłysnął, a ktoś osłabł. Drobne zmiany zawsze następują bez względu na nowinki techniczne. Czas biegnie. Jedni się starzeją, drudzy dojrzewają. Komuś przechodzi ochota na speedway, a innym wręcz odwrotnie. Ale akurat wiekowego Golloba najnowsze tłumiki nie wskrzeszą, bo nie mogą. Nie wykreują Leona Madsena, czy Tomasza Gapińskiego na super wojowników. Ani nie spowodują, że Peter Kildemand nagle przestanie być najbardziej widowiskowym zawodnikiem świata. Nie zabraknie w dalszym ciągu groźnych upadków.

W Esbjerg Peter Ljung przygrzmocił głową o tor. Zdarzenie do złudzenia przypominało kraksę Golloba z Woffindenem w Sztokholmie przed dwoma laty. Wtedy winne były tłumiki. Kto lub co zawiniło w Danii? Nikt nie raczył wyjaśnić. Niestety upadki są i będą. Taki to sport. Ekstremalny, o czym pisałem w tekście o Grand Prix w Warszawie. Tymczasem w Esbjerg żużlowcy znów postanowili zakończyć imprezę przed czasem. W Dani nie byłem, ale wiem, że zawodnicy decyzję o przerwaniu zawodów podjęli bardzo szybko, jeszcze w parkingu. Marudy. Spacery po torze i głębokie przemyślenia były tylko i wyłącznie do kamer pod publiczkę. Szanuję żużlowców, bo ryzykują zdrowie i życie dla naszej uciechy, ale z drugiej strony podkreślam, że nie ma co im za bardzo wierzyć w rożne opinie, bo one są podyktowane tylko własnym interesem. Filozofia a'la Piotr Baron, który w Rzeszowie zapomniał, że dziurawy i przyczepny tor był tajną bronią za czasów wrocławskiej legendy trenerskiej dr Ryszarda Nieścieruka. Dlatego w oczach żużlowców bądź ich trenerów wszystko będzie złe, niebezpieczne i nonsensowne, co nie służy ich interesom. Dalekie podróże również.

Kasprzak bez skrzydeł

- Nie wiem po co ciągnie się zawodników na eliminacje aż do Francji, gdzie na co dzień w zasadzie nie organizuje się żadnych zawodów - tako rzecze senior Pawlicki, który ostro skrytykował pomysł rozgrywania eliminacji mistrzostw Europy w dalekiej Francji. Wypowiedź Pawlickiego jest poniżej krytyki. Żużel potrzebuje turniejów w rożnych częściach świata, a żużlowcy powinni to rozumieć. W mentalności ojców managerów w dalszym ciągu niewiele się zmieniło. Gdy w 2000 roku GKSŻ wyznaczyła team Rafała Okoniewskiego do startu w dalekiej Portugalii, to niemal doszło do rękoczynów podczas wręczania nominacji w Gorzowie. Poszło o prywatne interesy, czyli kto będzie musiał więcej zatankować paliwa i dlaczego właśnie on. Takie zagrywki, czy wypowiedzi, to wstyd dla tych profesjonalistów, którzy dysponują sporymi budżetami, a płaczą na daleką podróż jakby wygłodniałego Afrykańczyka skazano na pieszą podróż przez pustynię ni nawet bez energetyka w ręce.

W każdym razie Pawliccy fruwają wysoko, a skrzydeł najbardziej potrzebuje wicemistrz świata Kasprzak. Największe ciśnienie mają zawodnicy, którzy są najbliżej tytułu mistrza świata, ale jednak wciąż pozostają bez złota. Wielu zawodników zmagało się z tym problemem m.in. Jarek Hampel i Tomek Gollob. To najgorsza z możliwych sytuacji. Zawodnik ma świadomość, że do wymarzonego celu pozostał tyko jeden jedyny krok, ale właśnie on jest najdłuższy i najtrudniejszy. Niby jesteś blisko, ale jednak daleko. Żużlowiec czuje ciśnienie z zewnątrz jak i sam musi wytworzyć w sobie napięcie gotowości walki w każdym wyścigu o najwyższą stawkę. Ta sytuacja wręcz zabija. Dlatego zawodnicy, którzy pierwszy medal w mistrzostwach świata zdobyli od razu złoty są w lepszej sytuacji. Oni już są mistrzami świata i mogą tylko powtarzać sukces. Tak było z Tony'm Rickardssonem, Nickim Pedersenem, czy ostatnio z Taiem Woffindenem. Oni nie mieli poczucia uciekającego czasu i rosnącej z tym presji i obaw, czy utrzymają optymalną formę. Kasprzak doskonale wie, że wymagania przed nim są klarowne i proste: musi zwyciężyć każdy bieg. Kasprzak jest pod ciśnieniem. Ponoć dzwonił do jednego z dziennikarzy z pretensjami o nieprzychylny artykuł na jego temat. Presja w tym sezonie będzie mu towarzyszyć do momentu, kiedy będzie już statystycznie wiadomo, że nie ma szans nawet na pudło.

Modern speedway

Ostatni mecz w Gorzowie był porównaniem naszych dwóch największych talentów Piotrka Pawlickiego i Bartka Zmarzlika. Wypadli na remis, choć bardziej przebojowy był Zmarzlik. Trzeba pamiętać, że występy na własnym torze nie są obiektywnym miernikiem umiejętności żużlowca. Obaj lubią podnosić prawą nogę na wyjściu z łuku. Wielu Zmarzlikowi zarzuca nieczystą jazdę w tym elemencie żużlowego rzemiosła i jazdę na granicy faul. Bartek w mojej opinii nad tym świetnie panuje i nie przekracza jazdy fair. Z drugiej strony nieco ponosi obecną młodzież fantazja z tym podnoszeniem nóg, bo to często tylko moda i nie przynosi efektów, a wręcz przeciwnie. Pól biedy, jeśli zawodnik panuje nad tym co robi. Gorzej gdy techniczne fajerwerki przynoszą opłakane skutki: podnosi jeźdźca na przednie koło, miota go po torze i wybija z rytmu jazdy. Wspominał o tym w niedawnej transmisji z Glasgow były mistrz świata Gary Havelock, gdzie jego podopieczny Jason Garrity lubuje się w ekwilibrystyce na motocyklu. Tym razem wybitnie przesadził i ściągnął nogę z haka na wejściu w łuk. - W moich czasach byłoby to nie do pomyślenia - uśmiechnął się "Havvy". Taki modern speedway. Podobnie jest z Pawlickimi. Starszy Przemek w tym roku czaruje skutecznością i padają komentarze, że w końcu się przełamał i będzie to jego sezon. Według mnie cała ta przemiana, to szybsze starty, bo w polu nie widzę żadnych zmian na lepsze. W Gorzowie w jednym z wyścigów stracił pozycję po typowym dla siebie technicznym błędzie na łuku. W 15. wyścigu miał okazję pokazać, że jest coraz lepszy. Egzamin oblał koncertowo. W pierwszym spornym momencie tego meczu obalił się jak długi na wejściu w drugi łuk i miał jeszcze pretensje.

Najnowsze odetkane tłumiki nie sprawią, że żużel będzie lepszy, ciekawszy i bardziej widowiskowy. Nie sprawi, że trenerzy i zawodnicy przestaną narzekać na wszystko co się da. Że zawodnicy nie będą przerywać zawodów, gdy im się nie będzie chciało jeździć. Nie sprawią, że zawodnik bez trasy nagle zacznie wymiatać w polu. I odwrotnie. W dalszym ciągu najważniejszym czynnikiem dobrego widowiska będzie tor; jego nawierzchnia, długość i geometria. Żużel to nie tylko piękne wyścigi, lecz walka w trudnych warunkach. Nie tylko efektowne parady na motocyklu, wygibasy i fajerwerki techniczne, ale także umiejętności opanowania bike'a na dziurach, koleinach, deszczowej mazi i przyczepnym kartoflisku. To twarda walka bark w bark Zagar - Pedersen. Brak marudzenia, poświęcenie w warsztacie, na lotnisku i autostradzie. Ta różnorodność nadaje żużlowi piękna i wielowymiarowości. Żużel to nie tylko równy i twardy stół, na którym Tomek Gollob może jeszcze po czterdziestce porwać tłumy i pojechać pod deskami. To wyboje, nierówności i przeszkody. Trener Baron, senior Pawlicki i inne marudy winny o tym pamiętać i generalnie mam to gdzieś, co osoby postronne sądzą na temat mojego zdania.

Grzegorz Drozd

Źródło artykułu: