Konrad Mazur: W 1995 roku wygrał pan pierwszy, historyczny cykl Grand Prix. Od tamtego czasu mija już dwadzieścia lat. Gdyby miał pan się pokusić o to, kto może w tym roku zostać Indywidualnym Mistrzem Świata, to na kogo by pan wskazał?
Hans Nielsen: Cóż, patrząc na zawodników z Danii, chciałbym, aby mistrzem został ktoś z duńskich zawodników. Nicki wciąż się stara i widzę u niego spore szanse, aby zostać mistrzem. Jeśli chodzi o Nielsa Kristiana Iversena, to jest trochę młodszy i na pewno głodniejszy sukcesów. Startuje w cyklu przez ostatnie kilka lat, więc miło by było zobaczyć, jak wygrywa cały cykl. Wciąż jest Greg Hancock, który ubiegły sezon miał znakomity i zdobył trzeci tytuł. Nawet jeśli, teraz niektórzy oceniają jego możliwości na trochę mniejsze to nadal się liczy. Nie zapominam o Polakach, Kasprzaku i Hampelu. Obaj mają duże szanse. Jest Tai Woffinden, który jedzie naprawdę dobrze, oraz Chris Holder, który jest już mistrzem świata. Cykl wydaje się naprawdę wyrównany i ciekawy. Nie potrafię wskazać jednego pewniaka, który może zostać mistrzem świata. Wymieniłem kilku zawodników, ale moim zdaniem, zwycięstwo jest kwestią otwartą.
[ad=rectangle]
Pańscy rodacy rozpoczęli już rywalizację o pierwsze trofum, a mianowicie o Speedway Best Pairs Cup. Jak na razie to oni liderują, a za nimi są Polacy i Rosjanie. Czy uważa pan, że Duńczycy utrzymają swoją pozycję w tym turnieju?
- Rzeczywiście, obecnie Duńczycy prowadzą w parach i widzę duże szanse na to, że zakończą SBPC na pierwszym miejscu. Ostatnia runda jest w Esbjerg i to powinno chłopakom ułatwić sprawę. Dania od wielu lat pokazuje wysoki poziom, zarówno w parach jak i drużynie. W DPŚ ich szanse stoją bardzo wysoko, podobnie jak Polski. To między nimi rozstrzygnie się walka o tytuł. Ja jednak liczę, że Dania zwycięży.
Nowy sezon stoi także pod znakiem powrotu do przelotowych tłumików. Na temat tych poprzednich powiedziano bardzo wiele złego. Przez cztery sezony jeżdżono na wydechach, z którymi zawodnicy musieli się męczyć. Jakby pan ocenił stare tłumiki w porównaniu, do tych, które można stosować od tego roku.
- Co do starych tłumików, to w moim odczuciu była to zła decyzja. Żużel ucierpiał na tym przez ostatnie kilka lat. Zrobiono tłumiki bez przelotu, co było sporym problemem dla maszyn, zawodników i bezpieczeństwa. Myślę, że teraz wyciągnięto właściwe wnioski i zajrzano do tego, co było używane trzy, cztery lata temu i zobaczono, że jest lepiej. Przelotowy tłumik pozwala motocyklowi na łatwiejsze i bezpieczniejsze prowadzenie. Obecne tłumiki są prawie tak samo dobre jak te sprzed 2011 roku.
Jaka pana zdaniem jest rola maszyn i sprzętu w dzisiejszym żużlu. Czy potrafi pan porównać jak to wygląda dzisiaj, a jak to było, gdy pan ścigał się na żużlu? Jak wiele sukces zależy od zawodnika, a ile od sprzętu jaki posiada?
- Myślę, że aż tak wiele się nie zmieniło i jest bardzo podobnie. Oczywiście zawodnicy mają teraz do dyspozycji kilka koni mechanicznych więcej. Ramy i pozostały ekwipunek jest właściwie taki sam. Jest co prawda pytanie, w jakim stopniu o sukcesie decyduje zawodnik, a ile maszyna. Myślę, że nadal w siedemdziesięciu pięciu procentach jest to zawodnik, a w dwudziestu pięciu maszyna.
Na swoim koncie posiada pan cztery złote medale IMŚ. Zdobyte odpowiednio w Chorzowie (1986), Amsterdamie (1987), Monachium (1989). Ostatni tytuł zdobył pan w 1995 roku, wygrywając cykl GP. Który z tych triumfów, był w pana uznaniu najtrudniejszy do zdobycia?
- Zdecydowanie najtrudniejszy był pierwszy tytuł, z Chorzowa. Uznaję go za najważniejszy i najtrudniejszy w mojej karierze. Wtedy, gdy wygrałem pierwszy raz, poczułem ulgę i zeszła ze mnie presja. Pierwszy sukces nauczył mnie najwięcej i potem było mi już łatwiej.
W pańskiej karierze była szansa na zdobycie więcej, niż tylko czterech tytułów IMŚ. Tak było chociażby w Pocking, gdzie zajął pan drugie miejsce i przegrał pan tylko z Samem Ermolenko. Jak pan wspomina finał z 1993 roku, gdzie złoty medal przeszedł panu koło nosa?
- Cóż, uważam, że to była sporna sytuacja z wykluczeniem mnie w jednym z wyścigów. Nie byłem z tego powodu zadowolony. Jechaliśmy z Ermolenką w jednym wyścigu, mijałem go wówczas po wewnętrznej, a on położył się na mnie. Nie uważam, że powinienem być wówczas wykluczony. Natomiast druga sytuacja, gdy w jednym z biegów spadł mu łańcuch i nie został wykluczony, a w powtórce wygrał też miała wpływ na klasyfikację. Te dwie decyzje kosztowały mnie mistrzostwo świata.
Druga połowa lat osiemdziesiątych w finałach IMŚ to była dominacja dwóch zawodników, Hansa Nielsena i Erika Gundersena. Nie jest tajemnicą, że dla pana był to największy rywal na torze. Jak wyglądają wasze relacje dzisiaj, kiedy nie ścigacie się już na żużlu?
- Wszystko jest w porządku. Obaj zaczynaliśmy karierę w Anglii, byliśmy dobrymi kolegami, nie mieszkaliśmy zbyt daleko od siebie. Staraliśmy się kontaktować jak najczęściej. Oczywiście, w połowie lat osiemdziesiątych byliśmy rywalami. Czasami się pojawiały się problemy, jak chociażby wtedy, gdy Olsen, który prowadził kadrę, a jednocześnie indywidualnie udzielał wsparcia Erikowi. Rzeczywiście było to wówczas kłopotliwe. Potem zdarzył się ten wypadek w 1989 roku i było mi Erika bardzo żal. Oczywiście, gdyby nie ta sytuacja, to był w stanie sięgnąć po kilka tytułów więcej. On był znakomitym zawodnikiem, co wielokrotnie udowadniał na torze. Myślę, że to było dla nas bardzo dobre, że byliśmy rywalami i chcieliśmy pokonać siebie nawzajem na torze. Mobilizowaliśmy się tym wzajemnie. Aktualnie widzimy się z Erikiem, raz, dwa razy w roku, rozmawiam z nim. Jesteśmy dobrymi kolegami i nie ma między nami żadnych zgrzytów.
W 2015 roku do Polski zawita pan kilka razy, ponieważ prowadzi pan zespół, który mierzyć się będzie z reprezentacją w Polski. Jak doszło do tego, że został pan menedżerem przeciwników polskiego zespołu w projekcie Polish Speedway Battle?
- Dwa lata temu zostałem zaproszony do prowadzenia zespołu złożonego z mistrzów świata, który miał zmierzyć się z Polską. Pamiętam jak przyjechałem do Lublina dwa lata temu i nie widzę problemu, żeby zrobić to ponownie. Mój przyjaciel Kuba zadzwonił i poprosił mnie, abym wziął w tym udział. Bardzo spodobało mi się zaangażowanie osób, które to organizują i powiedziałem: "pewnie, czemu nie". Mam nadzieję, że te spotkania będą bardzo dobre i uda się mojemu zespołowi pokonać Polaków.