Robert Noga: Żużlowe podróże w czasie (133): Stefan Kwoczała - gwiazda, która mogła jaśniej rozbłysnąć

 / Na zdjęciu: zawody żużlowe sprzed lat (fotografia poglądowa)
/ Na zdjęciu: zawody żużlowe sprzed lat (fotografia poglądowa)

13 maja 1961 roku, Kraków. Na torze Wandy odbywa się jeden z pierwszych turniejów zainaugurowanego właśnie cyklu o Złoty Kask. Na starcie cała krajowa czołówka, a wśród niej Stefan Kwoczała.

W tym artykule dowiesz się o:

Częstochowianin, mistrz Polski, indywidualny i drużynowy sprzed dwóch lat, finalista Indywidualnych Mistrzostw Świata oraz zawodnik z powodzeniem startujący w lidze angielskiej w sezonie 1960. W jednym z biegów dochodzi do nieszczęścia. Upada i doznaje groźnej kontuzji. Długa rehabilitacja pozwala wrócić do normalnego życia, ale droga na żużlowy tor zamyka się nieodwracalnie. A przecież do zdobycia było jeszcze tyle szczytów...
[ad=rectangle]
30 sierpnia 1959 rok, Rybnik, kolejny finał Indywidualnych Mistrzostw Polski. Miejscowi kibice liczą na zawodników Górnika, których w finale jest aż czterech. Mocny, co potem znajduje uzasadnienie na torze, wydaje się być tercet II-ligowej wówczas Stali Rzeszów. Ale żaden z tych zawodników nie zostaje mistrzem, bo po tytuł sięga częstochowianin Kwoczała, jeden z czterech zawodników Włókniarza w tamtym finale. - Finałem finałów był wyścig XIX, w którym zmierzyli się najbardziej zasobni w punkty Malinowski 11, Kwoczała 11 i Kępa 10 punktów. Doskonale dysponowany Kwoczała nie dał w tym wyścigu żadnych szans swym rywalom. Zaraz po starcie wyrwał do przodu, zyskując tak dużą przewagę, że dla wszystkich było jasne, że nie pozwoli sobie odebrać zwycięstwa w tym wyścigu i tytułu mistrza Polski - napisał w swoim sprawozdaniu z finału, który oglądało prawie 30 tysięcy widzów Przegląd Sportowy, dodając, że Kwoczała został mistrzem w "bezapelacyjny sposób".

Nowy złoty medalista w nagrodę za zwycięstwo otrzymał... telewizor. To jednak nie był koniec sportowych wzruszeń żużlowej Częstochowy w tamtym pamiętnym roku. Włókniarz zdobył bowiem pierwszy w historii żużla w tym mieście tytuł Drużynowego Mistrza Polski, detronizując poprzednich mistrzów z Rybnika. Decydujące znacznie dla losów rywalizacji miało spotkanie na Śląsku, 6 września, w którym goście pokonali Górnika 46:32. Najlepszy u zwycięzców był nie kto inny jak właśnie Stefan Kwoczała, który wywalczył w tym trudnym meczu 11 punktów. Ciekawostką był fakt, że tamta mistrzowska drużyna Włókniarza była teamem na wskroś inteligenckim, co było i jest do tej pory pewnym ewenementem. Kwoczała był absolwentem Wyższej Szkoły Ekonomicznej, Waldemar Miechowski i Zdzisław Jałowiecki - inżynierskiej, Bernard Kacperak studiował wówczas na Politechnice |Częstochowskiej. Lider drużyny - Kwoczała został więc podwójnym mistrzem kraju indywidualnym oraz drużynowym.

Nic tez dziwnego, że kiedy u progu sezonu 1960 władze GKSŻ zastanawiały się kogo wysłać na roczny staż do ligi angielskiej, jednym z dwóch nominowanych do wyjazdu zawodników był właśnie on. Częstochowianin zasilił zespół Leicester i spisywał się w nim bardzo dobrze. Oto jak opisywał realia swoich występów na Wyspach w wypowiedzi dla tygodnika "Motor": - Startuję bardzo często. W kwietniu brałem udział w 7 meczach, w maju w dziesięciu. Mój rozkład jazdy na dalsze miesiące przedstawia się następująco: lipiec dziewięć meczów, sierpień - siedem, wrzesień - sześć. Oczywiście to są spotkania ligowe. Oprócz tego odbędzie się szereg imprez towarzyskich. Ze swoimi kolegami klubowymi spotykam się tylko w czasie zawodów. Dość istotny szczegół, który od razu zwrócił moją uwagę to kompletny brak działaczy. Jest tylko menedżer drużyny, który spełnia wszystkie potrzebne funkcje. Moim zdaniem Anglicy jeżdżą technicznie, my natomiast oczywiście z małymi wyjątkami siłowo. Aby jeździć technicznie i tego rodzaju jazdę opanować, trzeba startować na trudnych torach. W Polsce torów takich na ogół brak.

Angielska szkoła jazdy i sprzętu zaowocowała jeszcze w tym samym sezonie największym międzynarodowym osiągnięciem zawodnika - awansem do finału Indywidualnych Mistrzostw Świata na Wembley. Droga do niego wiodła przez Finał Europejski we Wrocławiu. Kwoczała należał do głównych aktorów tego widowiska, między innymi bijąc rekord toru na Stadionie Olimpijskim. Na Wembley spisał się bardzo dobrze, zajmując siódme miejsce, najlepsze z naszych zawodników. Był to jednocześnie jeden z najlepszych wyników Polaka w historii naszych startów w finałach w stolicy Anglii. Międzynarodowe szczyty zdawały się stać przed będącym w sile sportowego wieku, zawodnikiem.

Tragiczny w skutkach wypadek przekreślił wszelkie plany i marzenia. Stefan Kwoczała nie zapomniał jednak o speedwayu, zostając po zakończeniu kariery cenionym szkoleniowcem. Jednym z jego wychowanków w Łodzi był Sławomir Tronina, który tak wspomina po latach swojego pierwszego trenera. - Pan Stefan był doskonałym szkoleniowcem, człowiekiem bardzo inteligentnym o dużej klasie i kulturze. Wiedział jakie mieć podejście do młodego zawodnika, co ważne interesowały go nie tylko sprawy sportowe, ale także osobiste wychowanka, takie na przykład jak wyniki w szkole. Starał się mu pomagać, był więc nie tylko trenerem, ale takim pozytywnym życiowym mentorem. Wspominam go bardzo ciepło.

Robert Noga

Źródło artykułu: