- Pojawił się nowy pomysł, którym jest organizacja IMME. Jest on pewnie dobry, bo czegoś takiego jeszcze nie było. Uważam jednak, że priorytetem dla żużlowych władz powinno być odbudowanie prestiżu IMP. To, co się dzieje z tymi zawodami, jest niewiarygodne. W Zielonej Górze na finale było około 4000 osób. Tak być nie może. Emocji nie brakowało, ale nie ma otoczki. Wchodzą teraz IMME, jest coraz więcej imprez. Może to i dobrze, ale ja uważam, że najpierw należy odbudować pozycję tych "tradycyjnych" zawodów - powiedział w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Marian Maślanka.
[ad=rectangle]
Były prezes częstochowskiego Włókniarza stwierdził, że należy podjąć natychmiastowe działania, by IMP odzyskały dawny blask. - One powinny odbywać się na dwóch płaszczyznach - podkreślił. - Pierwsza i podstawowa kwestia to budżet. Nie muszą to być wcale jakieś oszałamiające sumy, ale nagrody dla zawodników powinny być solidne. Zawodnikom to musi się po prostu opłacać. Druga kwestia to regulamin i zapisy w kontraktach. Żużlowcy powinni mieć obowiązek startu w takich turniejach. To można uregulować i warto iść w tym kierunku - dodał Maślanka.
Nasz ekspert twierdzi jednak, że obie kwestie muszą pójść ze sobą w parze. W jego ocenie, nie wystarczy regulaminowy przymus startu w IMP. - Zawodnicy nie mogą przysyłać zwolnień i w ten sposób się wykręcać. W tym roku półfinały były kadłubowe. To jest bardzo złe zjawisko. Idąc tą drogą, nigdy nie sprawimy, że znajdą się chętni na sponsorowanie tej imprezy. Wiem jednak, że sam przymus jazdy nie wystarczy. Do prestiżu tej imprezy brakuje nam głównie finansów - zakończył Maślanka.