Ponad dwie godziny trwały prace torowe na Stadionie im. Edwarda Jancarza. Ściągnięto błoto, by potem dosypać świeżej nawierzchni. Po tych wszystkich zabiegach kapitanowie drużyn z Gorzowa i Torunia wraz z trenerami, sędzią i komisarzem po raz kolejni zrobili obchód toru. Następnie wszyscy udali się na naradę. Około godziny 19:30 arbiter Wojciech Grodzki podał informację, że mecz nie dojdzie do skutku.
[ad=rectangle]
Z wysokości trybun mogło to wyglądać całkiem obiecująco, ale faktem jest, że świeżą nawierzchnią przykryto jeszcze nieco błota. Z podjętą decyzją w pełni zgodził się kapitan Stali Gorzów. - Tor byłby trudny, a ja nie chciałem się za dużo odzywać - stwierdził Krzysztof Kasprzak.
Uczestnik Grand Prix nie chciał zbyt wiele mówić o nawierzchni. Jego zdaniem więcej o torach wiedzą inni, choć "KK" zwrócił uwagę na pewne zagrożenie. - Wypowiadali się bardziej doświadczeni: trenerzy i Tomek Gollob, który jeździł tutaj wiele lat. Tor był bardzo niebezpieczny i samemu może by dało radę, ale w czterech byłoby gorzej. Na wejściu w łuk było bardzo przyczepnie - zauważył reprezentant Polski.
Żużlowiec był zadowolony z podjętej decyzji. Na razie nie wiadomo, kiedy drużyny po raz kolejny spróbują odjechać to spotkanie. Nieoficjalnie mówi się o czwartku. Dla jeźdźca "żółto-niebieskich" najważniejsze jest to, aby rywalizacja odbyła się w dobrych warunkach, by zakończyć ją cało i zdrowo. - Mamy jeszcze dwa tygodnie czasu, więc nie ma co tutaj wariować. Dosyć kontuzji w tym roku. Zadecydowaliśmy o tym wszyscy razem - zakończył Kasprzak.