Mateusz Makuch: Panie trenerze, najprostsza odpowiedź na pytanie, czego wam zabrakło, to zwyczajnie punktów. Dlatego od razu konkretniej. Chyba więcej można było się spodziewać po Rune Holcie?
Piotr Żyto: Rune Holta to swoją drogą. Gdy na spokojnie przeanalizujemy, wiadomo, znawcy będą rozpatrywać wszystko, dostrzegamy 3 biegi Grzegorza Walaska przegrane podwójnie. Straciliśmy 12 punktów w tych wyścigach. Przyznam, że nie wiem co się stało, jeszcze z nim nie rozmawiałem. Coś w środkowej części zawodów poszło u niego nie tak. Wydawało się, że po dwóch pierwszych piorunujących startach i zwycięstwach Grzegorz będzie nie do złapania, a tymczasem tak się nie stało. Młodzieżowcy swoje zrobili. Wygrali swój bieg 4:2 i zdobyli w sumie więcej punktów od juniorów Falubazu. Niestety Artur Czaja na takim twardszym torze czuje się gorzej. W poniedziałek znów zabrakło ścieżki przy samej bandzie. Usilnie z tym walczę, bo co by nie mówić, mamy troszkę problemów z toromistrzem. W piątek trenowaliśmy na trochę innym torze. Wówczas było fajnie, odpowiednio się odsypywało. W poniedziałek natomiast wszystko mogliśmy zrobić, bo Komisarz widział, że przygotowujemy owal regulaminowo i nie miał zastrzeżeń. Mogliśmy tor przygotować jeszcze lepiej, lecz tak się nie stało. W tym też troszeczkę upatruję naszej porażki. Z drugiej strony Falubaz dysponował piątką seniorów, która równo punktowała. Mimo słabszego występu, swój bieg wygrał także Łoktajew. Wygrali dzięki monolitowi, jaki stanowili.
Wspomniał pan o toromistrzu i torze. Szykuje się jakaś poważniejsza rozmowa?
- Odłożyłem to do zakończenia meczu. Pewnych rzeczy nie załatwia się przed samym spotkaniem. Będziemy musieli to przedyskutować i postawić sprawę na ostrzu noża. Tak nie może być. Taki tor, jaki będziemy mieć w piątek na treningu, mamy mieć w niedzielę na meczu. Po prostu nie jest to tak, jak powinno być. Podobnie było na treningu punktowanym z Wrocławiem. Przyjąłem wszystko na klatę, ale to też nie była moja wina, tylko toromistrza. Potrzebna będzie naprawdę ostra rozmowa z szefostwem klubu i z toromistrzem, jak on sobie to dalej wyobraża. My po prostu nie możemy sobie więcej pozwolić na porażki na własnym torze, jeżeli chcemy walczyć dalej.
To dosyć zaskakujące słowa, bo dotychczas do Andrzeja Puczyńskiego raczej nie było pretensji, a wręcz odwrotnie, był chwalony w poprzednich latach i wszyscy byli zadowoleni. Tymczasem z pana słów wynika, że w tym roku coś się dzieje…
- Niedobrego. Po prostu musimy nad tym zapanować. Jeżeli nie, to będziemy musieli się pożegnać, gdyż tak nie może być.
Do Gdańska pojedziecie z nożem na gardle, czy za mocno powiedziane?
- W Gdańsku musimy być zmobilizowani i skonsolidowani od pierwszego wyścigu. Musimy tam jechać o zwycięstwo. Nie możemy sobie pozwolić na rozluźnienie. Jedziemy walczyć, mieć w głowach wygraną. Jak nie tam, to gdzie mamy wygrać na wyjeździe? Mam nadzieję, że do tego czasu już Michael i "Grisza" wrócą do składu. Liczę, że wystąpimy tam w optymalnym ustawieniu i nie będziemy musieli kombinować z zastępstwem zawodnika, taktycznymi zmianami itd.
Właśnie, panie Piotrze, kibice zachodzą w głowę, kiedy wspomniani Grigorij Łaguta i Michael Jepsen Jensen wrócą na tor. Już nie tyle, że pojadą w meczu, co potrenują. I to potrenują poważnie, bo Michael ostatnio jeździł, ale delikatnie. Oczywiście wiadomo, że doskwierał mu uraz.
- Z Michaelem usiedliśmy po tym treningu i rozmawialiśmy dosyć długo. Stanęło na tym, że Michael sam zdecydował, że jeszcze nie jest gotowy do jazdy i walki w meczu. Zastąpił go Rafał Szombierski, który zrobił 7 punktów. To nie jest zły wynik. Myślę jednak, że Michael w optymalnej dyspozycji z zeszłego roku mógłby się postarać o rezultat w okolicach 10 punktów. Podobnie w sytuacji "Griszy". Co prawda "ZZ-tka" zrobiła 9 "oczek" i to nie jest mało, ale Łaguty brakuje. Ograniczone są tak to działania taktyczne.
Chyba zawsze lepiej mieć zawodnika w składzie.
- Dokładnie. Fizycznie do dyspozycji są zawodnicy - zdrowi, pewni i robią punkty.
To dopytam jeszcze o "Griszę". Kiedy rozpocznie treningi?*
- Jarek Dymek jest z nim w bliższym kontakcie. Rozmawiał z nim niedawno. "Grisza" ma w tym tygodniu siąść na motocykl, potrenować, zobaczyć jak się czuje. Kontuzja jest na tyle poważna, że ja też nie jestem zwolennikiem tego, by za szybko "Grisza" wsiadł na motocykl. W jego przypadku lepiej odczekać i dobrze przygotować się na mecz w Gdańsku. Mamy przecież dwa tygodnie, tak więc trochę czasu jest. A czas jest obecnie sprzymierzeńcem "Griszy". Na pewno będę się z nim niebawem kontaktować, bo też mi na tym zależy.
Planuje pan przed meczem z Gdańskiem, oczywiście pod warunkiem, że terminy na to pozwolą, zebrać całą drużynę i zorganizować solidny trening?
- Na pewno tak. Mam jeszcze w zanadrzu jeden pomysł…
Rozumiem, że szczegółów pan nie zdradzi?
- No na razie wolałbym nie, bo chciałbym to najpierw przedyskutować z zawodnikami. Ogólnie mówiąc, myślałem o treningu na innym, krótszym torze. Gdański owal jest zupełnie inny geometrycznie niż nasz i pod kątem tego meczu wypadałoby taki trening zrobić. Uważam, że to będzie rozsądne rozwiązanie.
To przy okazji treningów, kwestia Rune Holty. W zeszłym sezonie zazwyczaj było tak, że drużyna trenowała w piątek, natomiast on pojawiał się dzień przed meczem i wtedy testował sprzęt. Być może uważał, że tak jest lepiej. Czy to się zmieni?
- Właśnie wychodzi, że to nie jest dobre rozwiązanie. Teraz narzekał na rękę, mówił, że dzień więcej potrzebuje zabiegów z fizjoterapeutą, a uważam, że to nie do końca było "ok". Nie wyobrażam sobie żeby nie przyjeżdżał na treningi całej drużyny. Zresztą po jego poniedziałkowym wyniku było widać, że musi być z drużyną, musi trenować ze sparingpartnerami, a nie jeździć sam. Samemu to każdy pięknie sobie radzi, ale później nie ma efektów w meczu.
Wydawało się przed sezonem, że Rafał Szombierski miejsca w składzie sobie nie wywalczy. Trochę teraz sprzyjało mu szczęście, chociaż, no właśnie, czy to tylko przez kadrowe problemy znalazł się w składzie na ten mecz? Mówiło się niedawno, że "Szumina" trafi na wypożyczenie do innego klubu, a tymczasem w tym meczu walczył i pokazał pazur.
- Mówiłem już wcześniej, że Rafał ten tor zna dobrze. W Częstochowie naprawdę potrafi jechać piękne wyścigi. W meczu z Falubazem wygrał z Rune Holtą bieg na 5:1. Dlatego nie byłem zwolennikiem jego wypożyczania. Na chwilę obecną zobaczymy, jak to się poukłada. Widzimy co się dzieje, nie ma zawodników i na ten mecz musielibyśmy kogoś znowu wypożyczać, a to nie o to chodzi. Mamy swoich zawodników. Ponadto Rafał jest jeszcze odporny psychicznie. Nie ma tak, że przed meczem się gotuje. Jedzie na luzie i to jest jego atut.
Może teraz mnie pan zruga, bo wiadomo, że po meczu i poznaniu wyników każdy jest mądry. Nie żałuje pan, że nie dał szansy Mirosławowi Jabłońskiemu w miejsce Rune Holty, który był poobijany? Mirek tu był, trenował i mocno się przygotowywał.
- Ale Rune Holta powiedział nam, że jest wszystko "ok". Falubaz w pierwszym meczu też zrezygnował z Jonssona. Jeśli by z Mirkiem nie wyszło, to każdy by powiedział, no tak, po co on go wstawiał. Mógł jechać Holta, który był gotowy. Teraz to już tylko gdybanie. Przed meczem w Lesznie Mirek też się solidnie przygotowywał, ale spalił się psychicznie. Przyznam, że troszeczkę się tego obawiałem, że teraz będzie się chciał jeszcze bardziej z dobrej strony pokazać. Odsunięcie go od składu nie uważam za błąd. Jakby Rune zdobył w tym spotkaniu 8 punktów, czy 10, to nie byłoby żadnej dyskusji i dywagacji. Przyszłości nikt nie zna, dlatego ryzykujemy. Skład musimy podać na kilka dni przed meczem. Sądzę, że to, co zrobiliśmy, wykonaliśmy na tyle dobrze, że nie można mieć zastrzeżeń. Jakbym wstawił Jabłońskiego, to powiedziano by, że zwariowałem.
Już tak mówiono, gdy wystawił pan Rafała Szombierskiego, a ten tymczasem się sprawdził.
- No to chyba nie tak do końca oszalałem, jeszcze do Tworek (historyczna nazwa szpitala psychiatrycznego - dop. red.) mnie nie odwiozą (śmiech). Generalnie towarzyszy nam za dużo nerwów, sprawa z torem i to najbardziej mi doskwiera w tym momencie.
Z waszej perspektywy na plus tego całego poniedziałkowego widowiska to frekwencja.
- Właśnie chciałem podziękować kibicom, że było ich tak wielu. Pragnę ich też przeprosić za nasz występ, za to, że się nam nie udało. To, co tutaj na trybunach się dzieje jest niesamowite. W poniedziałek padł chyba kolejny rekord, bo nie wydaje mi się, aby w tym sezonie gdziekolwiek więcej fanów przyszło na mecz. Nawet w Zielonej Górze, gdzie też jest zawsze mnóstwo kibiców, widzieliśmy na inaugurację wolne miejsca. Mam nadzieję, że po zwycięstwie w Gdańsku kibice przyjdą na spotkanie z Wrocławiem i będą nas tak samo dopingować, jak w poniedziałek. Bardzo bym o to prosił.
*Rozmowę przeprowadzono tuż po meczu KantorOnline Włókniarza ze SPAR Falubazem.