Półtora okrążenia (2): Mój styl rządzenia klubem

- Moja działalność w żużlu była szeroko komentowana. Niektórzy twierdzili, że decydowałam w klubie o wszystkim. To nie ma nic wspólnego z prawdą - pisze w swoim kolejnym felietonie Marta Półtorak.

Tak to się zaczęło...

W Rzeszowie sport żużlowy był zawsze bardzo popularny. Ja akurat przyznaję, że na początku nie znałam tej dyscypliny i jej specyfiki. Moja wiedza ograniczała się raczej do obejrzenia jednego czy drugiego turnieju Grand Prix. Na tym wszystko się początkowo kończyło. W końcu prezes rzeszowskiego klubu skontaktował się z naszą firmą. Trafił do mojego męża, a ten przekazał kontakt do mnie, ponieważ to ja zajmowałam się marketingiem. Zdecydowaliśmy się na sponsoring...

Pamiętam, kiedy pierwszy raz poszliśmy na żużel. Drużyna, którą wspieraliśmy, jeździła w pierwszej lidze i zajmowała miejsca raczej w dolnej części tabeli. Wtedy jechaliśmy z Gdańskiem, który był mocną drużyną. Głównym sponsorem był Lotos. Dostaliśmy solidne lanie i nastąpiła szybka narada. Koncepcje były dwie. Zaproponowaliśmy, że zostajemy przy żużlu, ale nie użyczamy nazwy drużynie, bo nie chcieliśmy być kojarzeni z czymś, co nie jest do końca profesjonalne. Druga propozycja zakładała, że zajmujemy się wszystkim na poważnie od początku do końca. Wygrał ten drugi scenariusz.

Zaangażowaliśmy się bardzo mocno, także pod względem organizacyjnym, a ja zostałam prezesem. Ostatni mecz z Gdańskiem wyglądał już zupełnie inaczej. Wtedy jeszcze nie było awansu, ale sezon został zakończony niezłym wynikiem. Później udało się wejść do Ekstraligi. Bywało różnie, raz lepiej, innym razem gorzej.

Zajmuję się żużlem ponad dekadę i mam wiele wspomnień. Ostatnio jednak naszła mnie ciekawa refleksja. Pamiętam, jak w gronie ośmiu prezesów powoływaliśmy do życia spółkę Ekstraliga Żużlowa. Rok temu kolega Józef Dworakowski uświadomił mi, że z tamtego grona już nikt nie został przy żużlu. To byli tacy ludzie jak Leszek Tillinger, Marian Maślanka, Andrzej Rusko czy wspomniany pan Józef. W żużlu dochodzi do pewnej zmiany. Z jednej strony to dobrze, bo one są konieczne. Jeśli ludzie zajmują się czymś zbyt długo, to czasami brakuje świeżego spojrzenia. Z drugiej jednak strony można powiedzieć, że źle się dzieje pod tym względem, że od speedwaya odchodzą osoby, które mają wiedzę i doświadczenie na wielu płaszczyznach. Z czego to się bierze?

Marta Półtorak podkreśla, że żużel zawsze pozostanie jej wielką pasją
Marta Półtorak podkreśla, że żużel zawsze pozostanie jej wielką pasją

Coraz trudniej zrozumieć żużel

W żużlu nadal jeździ się na cztery okrążenia, ale kiedy rozpoczynałam przygodę z tym sportem, to był on dla mnie bardziej czytelny. Pamiętam, jaki był kiedyś regulamin, a jak wygląda on teraz. Żużel staje się skomplikowany i nie wyobrażam sobie na ten moment prowadzenia klubu bez rozbudowanego działu prawnego. Co więcej, organizacja widowiska sportowego kiedyś była również znacznie prostsza. Teraz zorganizowanie meczu to szereg różnych czynności. Miało być tymczasem czytelnie i proste, a to wszystko po drodze się zupełnie rozmyło. Nie do końca rozumiem, w jakim kierunku zmierzamy. Sport to nie biznes, bo jest bardzo nieprzewidywalny, ale uważam, że tam gdzie to możliwe, pewne mechanizmy należy wprowadzać. Piękno żużla polega na tym, że nawet wysoki i stabilny budżet nie gwarantuje wyniku. W biznesie działa to inaczej i w przypadku dobrego planu, można ze znacznie większą dozą prawdopodobieństwa zrealizować swoje założenia.
[nextpage]Najważniejsze były dla mnie jednak zawsze podstawy finansowe. Krótko mówiąc - jeśli klub stać, to jeździ na takim na nie innym poziomie. Teraz jednak jest duży problem z realizacją zobowiązań finansowych, co widzimy niemal na każdym kroku. Wprowadziliśmy różne mechanizmy, którym przyglądam się będąc jednocześnie z boku, ale cały czas trochę środku tej całej zabawy. Powiem szczerze - ja wielu kwestii po prostu nie rozumiem...

Widowisko sportowe jest nadal moją wielką pasją. Tak zostanie do końca, bo w przypadku żużla bardzo dużo się dzieje. To się podoba, bo jest barwne i odbywa się szybko. My też przecież żyjemy coraz szybciej, więc to prosta zależność. Przyznam jednak, że jestem jednocześnie mocno zniechęcona.

Ostatni rok pokazał, że dzieje się coś dziwnego w speedwayu. Wolałam to, co było kilka lat temu. Z jednej strony dążymy do bezpieczeństwa i bardzo dobrze. Sportowcy to nie gladiatorzy. Nikt nie musi ginąć, żebyśmy mieli widowisko. Idziemy w dobrym kierunku, że stawiamy sobie wyżej poprzeczkę na tym polu. Niestety, wiele rzeczy się jednak wykorzystuje. Przepisy żużla przestały być dla mnie zrozumiałe. Mogę nawet zaryzykować stwierdzenie, że ich nie rozumiem. Czytając regulamin, można go interpretować w tak różny sposób, że trudno powiedzieć, jak się w wielu kwestiach zachować.

Mój styl rządzenia

To w dużej mierze sprawiło, że nie będę dłużej prezesem. Słyszałam już wątpliwości, czy w Rzeszowie tak naprawdę mimo to nie będzie rządów z tylnego fotela Marty Półtorak. Odpowiadam - nie będzie. W Rzeszowie jest nowe rozdanie. Decyzje będą podejmowane przez osoby, które zostały do tego celu powołane. Mam nadzieję, że będą dobrze i kompetentnie rządzić.

Marta Półtorak zapewnia, że w Rzeszowie następuje "nowe rozdanie"
Marta Półtorak zapewnia, że w Rzeszowie następuje "nowe rozdanie"

Zmieniło się dużo. Mamy przecież nowego trenera, który jest człowiekiem z dużym doświadczeniem. Klub idzie w dobrą stronę także pod względem organizacyjnym. Ja jestem prezesem firmy, która sponsoruje drużynę. W związku z tym będę dbać o stabilność finansową. Nie wyobrażam sobie, żebyśmy przestali być wypłacalni. Marma Polskie Folie i PGE to podmioty, które są poważnymi partnerami. Drużyna przez nie wspierana musi działać na jasnych, czystych i przejrzystych zasadach. Tego nie zaniedbaliśmy nigdy, co pokazały opublikowane na łamach portalu SportoweFakty.pl audyty. Tak ma zostać i to jest w dalszym ciągu moja rola. Do tego się ograniczę.

Mam jednak świadomość, że moja działalność w żużlu i w klubie była różnie komentowana. Wiele razy słyszałam opinie, że wszystko, co działo się w PGE Marmie, było efektem moich decyzji. To jednak nieprawda. Nie mam takiego stylu rządzenia. Zawsze udzielałam szerokich kompetencji wielu osobom. Owszem, rozliczałam ludzi, ale dawałam szansę na realizację pewnych kwestii w szerszej perspektywie. Nie było tak, że ustawiałam wszystkich i wszystkimi rządziłam. To byłoby nawet niemożliwe z jednego prostego powodu - moja praca zawodowa na to nie pozwala. Prowadzenie klubu było dla mnie czymś, co robiłam dodatkowo i nieodpłatnie. Starałam się to robić najlepiej jak potrafię. Osoby, które odpowiadały za pewne rzeczy, musiały mieć szerokie kompetencje. Nie mieszałam się do wszystkiego, bo to nie mój styl prowadzenia czegokolwiek, a tym bardziej profesjonalnej drużyny sportowej.

Marta Półtorak 
Od redakcji:

Felietony Marty Półtorak, w formie bloga, będą regularnie pojawiać się na łamach portalu SportoweFakty.pl.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Źródło artykułu: