Chodzi oczywiście o sytuację z ostatniego biegu niedzielnego pojedynku, kiedy to Szwed wjechał w taśmę. Zrobił to tak niefortunnie, że pociągnęło go za kask i mocno odchyliło głowę do tyłu, przez co po spotkaniu narzekał na ból karku. - Zacząłem spotkanie bardzo dobrze. Po kilku wyścigach traciłem już jednak na starcie. Motocykl nie ruszał spod taśmy tak, jak na początku, kiedy tor był przyczepny. Na ostatni bieg zmieniłem wszystko całkowicie i naprawdę wierzyłem, że zrobi to różnicę, ale zestresowałem się. Naprawdę chciałem wygrać - mówił "AJ". - Drugi tor nie był tak dobry, jak pierwszy, a do tego sędzia dłużej czekał by puścić taśmę niż we wcześniejszych gonitwach i wjechałem w nią. Jestem rozczarowany, ale czasem tak to jest - dodał.
Do tamtego momentu uczestnik cyklu Grand Prix jeździł bardzo dobrze, zaliczając tylko jedną wpadkę, kiedy to w 11. biegu przyjechał ostatni, za plecami klubowego kolegi Piotra Protasiewicza, a gorzowianie wygrali 5:1. - Tak, jak mówiłem. Pierwsze wyścigi poszły dobrze. Potem tor stał się bardziej gładki na starcie i miałem problem z motocyklem, by dobrze ruszyć spod taśmy. Zrobiliśmy wiele zmian, które nie przyniosły efektu - wyjaśnił.
W ekipie Stelmet Falubazu Zielona Góra całkowicie zawiodła druga linia, a więc Krzysztof Jabłoński i Jonas Davidsson. Również kapitan drużyny z Grodu Bachusa zanotował słaby występ. Tak naprawdę na wynik pracowali Jarosław Hampel, Patryk Dudek i właśnie Andreas Jonsson. - Tak jak ja wszyscy starali się wypaść jak najlepiej, ale pogubili się na tym torze. Od początku nie mogli znaleźć przełożeń i nie byli wystarczająco szybcy. Rozmawialiśmy o tym sporo przed spotkaniem. Każdy miał plan, jak jechać i przygotować motocykle, ale nie każdemu to się udało - ocenił Szwed.
Porażka z zespołem Piotra Palucha nieco komplikuje sytuację Myszki Miki w tabeli. Nie był to jednak jedyny mecz, w którym zielonogórzanie zaskoczyli in minus. Wcześniej przecież niespodziewanie zremisowali we Wrocławiu z Betard Spartą i minimalnie przegrali u siebie z Unibaxem Toruń. W innych potyczkach zaś rozbijali Fogo Unię Leszno i Lechmę Start Gniezno. - Myślę że mimo wszystko to zwiększa satysfakcję z jazdy na żużlu. Wiem, jakie są oczekiwania w Zielonej Górze i oczywiście wszędzie tam, gdzie jedziemy to walczymy o zwycięstwo. Sądzę jednak, że jest trudno na wyjazdach, szczególnie w Polsce. Gospodarze przygotowują tory specyficznie, trenują na nich i mają do tego odpowiedni sprzęt, idealnie wiedząc, jak to zrobić. Jeśli znajdujesz się w nowym miejscu to trzeba trafić z ustawieniami, bo inaczej nie wygra się żadnego biegu - przyznał Jonsson.
Żużlowiec trenera Rafała Dobruckiego znajduje jednak pozytywy niedzielnych derbów. - Drużyna próbowała i walczyła. Każdy dawał z siebie wszystko. Nawet jeśli nam się nie udało i rozczarowaliśmy, przegrywając tutaj to nie poddawaliśmy się. Byłoby inaczej, gdybyśmy po prostu odpuścili - mówił.
Jednocześnie zagraniczny lider Falubazu docenił klasę Stali Gorzów, która nie była stawiana w roli faworyta derbowego starcia. Co więcej, wielu widzi gorzowian w strefie spadkowej na koniec sezonu. - To też jest esencja speedwaya. Spójrzcie na Kasprzaka. Nie zaczął zbyt dobrze tego sezonu, a w sobotę świetnie pojechał w Pradze i w niedzielę w derbach. Jest w dobrej formie. Iversen cały czas jest szybki. Pozostali jeźdźcy, jak Zmarzlik czy Linus także dobrze sobie radzą w tym roku. Szczególnie, jeśli chodzi o starty - zauważył. - Są dobrzy - dodał na zakończenie Andreas Jonsson.