Sandra Rakiej: Cicha detronizacja "króla" Golloba

Ilu było w Polsce specjalistów od Formuły 1 zanim w jej szeregach pojawił się Robert Kubica? Kto fascynował się skokami narciarskimi przed wielkimi osiągnięciami Adama Małysza?

W tym artykule dowiesz się o:

Czy śledziliśmy wyniki z kortów tenisowych, gdy w turniejach nie brała udział Radwańska czy Janowicz? Ogólnopolskie media kreują modę na różne dyscypliny sportowe, a z zawodników robią idoli dla mas. Dlaczego nie ma wśród nich reprezentantów sportów motorowych?

Sport żużlowy nie jest dyscypliną, która jakoś specjalnie przyciąga uwagę ogólnopolskich mediów popularnych. Główne serwisy informacyjne sporadycznie donoszą o wiadomościach ze świata speedway'a, choć sukcesów jest przecież nie mało. Czasem coś drgnie, zainteresowanie wzrośnie. Gdy w 2010 roku Tomasz Gollob sięgnął po tytuł najlepszego żużlowca na świecie, o tym już i tak bardzo utytułowanym zawodniku przypomnieli sobie organizatorzy talk-shows czy programów śniadaniowych. Tomek chętnie udzielał wywiadów, w nieskończoność tłumacząc czym charakteryzuje się jego sport. Innym razem, stacje telewizyjne, radio i prasa powróciły na owalne tory, gdy w wyniku upadku podczas zawodów we Wrocławiu zmarł Lee Richardson. O tym nieszczęściu mówiono nie tylko w wiadomościach sportowych, ale i głównych serwisach informacyjnych. Później jakby trochę ucichło, żużel wycofał się z pierwszych stron gazet, sporadycznie pojawia się na antenie ogólnodostępnych kanałów telewizyjnych. Sytuacja to nader dziwna, gdyż polska liga jest najbardziej prestiżowa na świecie, możemy poszczycić się najpiękniejszymi stadionami, a co roku biało-czerwonym przybywa różnych medali. Co więcej, gdy poszpera się w statystykach, odkryć można, że polska liga żużlowa przyciąga więcej kibiców niż piłkarska ekstraklasa! Mimo to, popularna "kopana" i tak króluje w mediach.

To ciekawe, że idolem tłumów stają się reprezentanci dyscyplin, które nigdy wcześniej tak naprawdę nie były popularne. Czyż nie jest tak w przypadku Roberta Kubicy, Justyny Kowalczyk czy Otylii Jędrzejczak? Międzynarodowy sukces siatkarzy czy szczypiornistów dociera do każdego domu w Polsce, który wyposażony jest w odbiornik telewizyjny. Media czekają na sportowców na lotniskach, a później eksploatują ich z taką częstotliwością, że można mieć obawy czy dana osoba nie wyskoczy również z lodówki. Można by więc sobie zadać pytanie, dlaczego ominęła nas "Gollobomania"? Śmiem wątpić, że Tomaszowi brakuje osobowości czy charyzmy. Choć z drugiej strony, to co się dziś najlepiej sprzedaje to skoczek opowiadający historie o tym, jak startował po pijaku. Piotr Żyła stał się popularny zarówno dzięki swoim osiągnięciom, jak i temu, że jest taki "swój". Ot po prostu zwykły chłopak. Ma to coś, co czyni go medialnym.

Żeby zaistnieć w prasie potrzebne są bowiem nie tylko sukcesy, ale i ciekawa historia. Bezbarwny mistrz nie przypadnie do gustu tłumów. Rok zdobycie tytułu mistrza świata przez Golloba zbiegł się czasowo także z jego perypetiami prywatnymi, a rozwód z żoną i sprawy sądowe podsycały zainteresowanie bulwarówek. Dziś, choć minęły już trzy lata od sukcesu Tomka, i tak to właśnie on nosi na swoich barkach ciężar bycia ikoną żużla. Ostatnio gościł na antenie wielu mediów dlatego, że coraz intensywniej zaczyna szukać sobie zajęcia, które podejmie po zakończeniu kariery żużlowej. Zaczęło się od startu w superenduro, później pojawiały się turnieje motocrossowe, rajdy na pustyni, aż w końcu padła oficjalna deklaracja, że Gollob planuje start w Dakarze. I to już za dwa lata. Wielu zastanawia się, czy jest to równoznaczne z zakończeniem kariery żużlowej? Osobiście sądzę, że właśnie tak się stanie. Tomek odstawi motocykl żużlowy będąc cały czas na szczycie i tak jak Hołowczyc czy Małysz, połknie bakcyla rajdowego. Spodziewać by się więc mogło, że swoją osobą przyciągnie zainteresowanie mediów i o sportach motorowych (zaznaczam, że mam na myśli dyscypliny motocyklowe – nie Formułę 1 czy rajdy samochodowe) będzie się mówić głośniej i częściej. Paradoks polega jednak na tym, że Tomasz Gollob wcale nie jest już numerem jeden wśród polskich motocyklistów. Jego detronizacja miała miejsce w 2011, gdy na gali mistrzów FIM zastąpił go ktoś inny reprezentujący polskie barwy. Mowa tu o Tadeuszu Błażusiaku – megagwieździe światowego formatu, który w rodzimym kraju nie może doczekać się swoich pięciu minut.

Tomasz Gollob podczas startu w zawodach superenduro w Łodzi
Tomasz Gollob podczas startu w zawodach superenduro w Łodzi

"Taddy" Błażusiak to nowotarżanin, a więc góral. Podhale zamienił jednak na Pireneje w Andorze – państwie o powierzchni Warszawy na granicy Francji i Hiszpanii. Tadek mając zaledwie dwanaście lat wyjechał do Katalonii, która znana jest z fascynacji sportami motorowymi. To tutaj zjeżdżają się gwiazdy motocrossu czy enduro, aby trenować i szkolić umiejętności na licznych torach. Błażusiak odnalazł tu szanse, których nie otrzymał w Polsce. Dzięki swojemu talentowi, ale przede wszystkim ciężkiej pracy i uporowi, dziś poszczycić się może aż czterema tytułami mistrza świata w superenduro (halowe enduro), a do swojego worka osiągnięć dorzuca coraz więcej. Całkiem niedawno triumfował w zawodach X-Games w Brazylii, które nazywane są igrzyskami sportów ekstremalnych. W sobotę startował w kolejnej edycji imprezy, tym razem w Barcelonie. Z prowadzącym Mikem Brownem ścigał się wytrwale na każdym okrążeniu. Polak był szybszy, ale Amerykanin umiejętnie go blokował. Na ostatnim okrążeniu Tadek zanotował bardzo poważny upadek i gdy myślano, że nie da rady się pozbierać, Błażusiak wsiadł na motor i z bolącą ręką przyjechał na metę jako czwarty. Czeka teraz na diagnozę kontuzjowanej dłoni, bo w planach ma przecież kolejne starty.

To, co "Taddy", Gollob i inni motocykliści mają wspólnego, to ogromna odwaga i brak strachu przed bólem. Kontuzje są bowiem wpisane w ich zawód. Jakże śmiesznie dla fanów sportów motorowych wyglądają więc piłkarze, którzy po lekkim faulu zwijają się z bólu i z grymasem na twarzy, a wręcz łzami w oczach opuszczają murawę. Żużlowcy czy motocrossowcy zaliczają takie upadki, że ciemno się robi przed oczami, ale zaciskają zęby i jadą dalej. Błażusiak czy Gollob nie raz mijali linię mety nie wiedząc jeszcze, że ręka czy noga jest złamana. Prawdziwi twardziele. Niezniszczalni. Czy nie takich cech szuka się w idolu dla mas?

W Polsce infrastruktura dla uprawiania sportów motorowych jest dość uboga. Brakuje dobrych obiektów i jeszcze lepszych szkoleniowców. Siła i zapał jest. W środowisku fanów i entuzjastów dyscyplin takich jak motocross, supercross, enduro, trial i ich liczne odmiany nie trzeba tłumaczyć kim są Ricky Carmicheal, Ken Roczen czy Chad Reed. To właśnie wśród takich gwiazd znalazł się Błażusiak, podczas kręcenia Moto 4 The Movie, czyli czwartej części projektu, który jest już legendą wśród filmów motocrossowych. W Stanach Zjednoczonych Tadka zna każdy z ponad stutysięcznej publiczności, która co roku gości na najważniejszych imprezach endurocrossowych. Na Facebookowym fan pagu zawodnika przeczytać można wiele wpisów fanów ze wszystkich stron świata. Błużusiakiem interesują się najwięksi i najbardziej prestiżowi sponsorzy. Podczas koleżeńskich spotkań w Hiszpanii przekonałam się również, że Tadek często jest rozpoznawany na ulicy. Katalońscy kibice proszą o autografy i chwalą się wspólnymi zdjęciami. "Taddy" osiągnął bardzo wiele i jeszcze mnóstwo tytułów do zdobycia przed nim. Tak jak Gollobowi, marzy mu się Dakar.

{"id":"","title":""}

Błażusiak ma wszystko czego potrzeba, aby stać się gwiazdą. Ma charyzmę i talent. Jest facetem inteligentnym, ale i trochę niepokornym. Taki Chris Holder, jeżeli miałabym się posłużyć żużlową analogią. Po sukcesy sięga bez pardonu. W 2007 roku światowe media rozpisywały się o młodym "punku" z Polski, który przyjechał na najbardziej prestiżowe zawody enduro na świecie w austriackim Erzberg dysponując pożyczonym motocyklem KTM i wygrał. To były narodziny gwiazdy. W 2011 roku miał już na swoim koncie pięć triumfów. W Polsce wzmianki o Błażusiaku pojawiają się sporadycznie. Zawodnik, który sięga po tytuł mistrza świata nie znajduje miejsca w plebiscycie na najlepszych sportowców "Przeglądu Sportowego".

W Polsce mamy powiedzenie "cudze chwalicie, swojego nie znacie". Tak jest z historią Tadka i innych przedstawicieli sportów motorowych, którzy w przeciwieństwie do niektórych gwiazd promowanych w mediach, naprawdę mają potencjał, aby stać się bożyszczem tłumu. Błażusiak zdetronizował Golloba na tronie króla polskich sportów motorowych. Zrobił to po cichu, bo popularne media z uporem maniaka czekają na sukcesy w piłce nożnej. To właśnie tej dyscyplinie prasa poświęca najwięcej uwagi. Żużel, enduro, motocross choć są sportami bardzo medialnymi i atrakcyjnymi dla kibica, nadal muszą walczyć o swoje pięć minut. Przeczuwam, że w niedługim czasie Gollob i Błażusiak wyruszą na pustynie rajdu Dakar. Oby tylko media tego nie przespały. Z takim potencjałem nie potrzeba bowiem castingu na idola...

Sandra Rakiej

Źródło artykułu: