13 maja 2012 roku środowisko żużlowe straciło wspaniałego sportowca. Indywidualny Mistrz Świata Juniorów, medalista imprez mistrzowskich swojego kraju, reprezentant Wielkiej Brytanii, uczestnik cyklu Grand Prix. Lista osiągnięć śp. Lee Richardsona jest długa. Zawsze uśmiechnięty (absolutnie nie pisane na wyrost), chętny do udzielenia wypowiedzi, czy wspólnej fotografii z kibicem. Takiego właśnie pamiętają go fani. Ci, którzy znali go prywatnie mówią, że do tego wszystkiego, co Lee reprezentował w życiu, nazwijmy je publicznym, dołożyć należy rolę kochającego męża, odpowiedzialnego ojca, fantastycznego przyjaciela i kolegi.
Jedną z osób, która dobrze znała "Rico" jest Jarosław Dymek, obecny menedżer Dospel Włókniarza Częstochowa. To właśnie częstochowski klub zbliżył obu panów. Brytyjczyk przez 4 sezony reprezentował barwy Lwów. Dymek przez jakiś czas pracował w teamie Lee Richardson Racing. Dużo na ten temat opowiedział nam w zeszłorocznej rozmowie (cz.1, cz.2).
Rok od śmierci Brytyjczyka, który w chwili odejścia miał raptem 33 lata, Jarosław Dymek przyznaje, iż nadal trudno mu zaakceptować ten smutny fakt. - Bardzo dziwnie, wręcz nienaturalnie patrzy się na czarno-białe zdjęcia Lee Richardsona. W niedzielę mówiłem do swojej żony, że w poniedziałek minie dokładnie rok od jego śmierci, a wydaje się, jakby to było może nie wczoraj, ale dopiero co. Może to przez to, że Lee jest cały czas w naszych sercach, w głowie, w pamięci. Jakoś tak ciężko jest się pogodzić z jego śmiercią, od której minęło już 12 miesięcy. Brakuje go wśród nas - stwierdził.
- Cały czas takie same odczucie wywołuje na mnie dźwięk syreny przerywającej ten feralny wyścig we Wrocławiu. Przykro mi to mówić… Ten dźwięk będzie się jeszcze nie raz słyszało i to z błahych powodów, typu nierówny start. Gdy wspominam moment, kiedy Lee uderzył w płot i zawyły charakterystyczne wrocławskie syreny przechodzą mnie ciarki przez ciało. Myślę, że już nic na to nie poradzę. Trzeba z tym żyć - kontynuował Dymek.
Wygląda na to, że myśl o Lee już zawsze, szczególnie u osób, które znały go dobrze osobiście, będzie budziła poruszenie. - Nawet teraz, gdy ci o tym opowiadam, przechodzi mi gęsia skóra przez plecy. Mam sporo materiałów związanych z Lee, czy to prywatnych, czy to takich, które powstały ku jego pamięci. Gdy się na to spojrzy, łza w oku się kręci - zakończył Jarosław Dymek.