Stępniewski ma prawo do popełniania błędów - rozmowa z Andrzejem Rusko

Założyciel WTS Wrocław oraz były prezes spółki Ekstraklasa SA - Andrzej Rusko, w rozmowie z Michałem Korościelem odniósł się m.in. do obecnej sytuacji w polskim żużlu.

Michał Korościel: Zniknął pan nagle ze świata sportu i zastanawiam się co pan teraz robi?

Andrzej Rusko: Daję upust swoim zajęciom biznesowym. Od sportu odszedłem, złapałem do tego dystans.

A nie tęskni pan?

- Może czasami, ale jak patrzę na to co się dzieje w sporcie, to myślę sobie, że może dobrze, że mnie tam już nie ma.

A co pana najbardziej denerwuje?

- To, że o rzeczach, o których powinien decydować zdrowy rozsądek, decyduje PR. Kiedy patrzę na to wszystko co dzieje się w naszym żużlu, to zastanawiam się gdzie tu jest logika, gdzie rozsądek. W tamtym roku kilka klubów, żeby spełnić wymagania licencyjne, musiało sięgać po kredyty, więc Polski Związek Motorowy, mając świadomość, że rok 2013 będzie pod względem ekonomicznym jeszcze trudniejszy, bo kryzys finansowy sięgnie apogeum, powinien tym klubom ułatwić przetrwanie, a tymczasem zrobił im na przekór. Zredukowanie liczby klubów startujących w Ekstralidze dla kilku ośrodków może oznaczać śmierć. Wiadomo, że spadną aż 3 drużyny, a każdy chce się utrzymać, więc wszyscy w zimie nie bacząc na budżety szastali pieniędzmi, które zdobyli dzięki kredytom. Nikt się nie zastanawia co będzie w październiku, pod koniec sezonu, a ja się obawiam, że w przyszłym roku o tym, kto będzie startował w Ekstralidze zadecydują nie wyniki sportowe, a sytuacja ekonomiczna poszczególnych klubów. Nie można zmniejszać Ekstraligi w roku największego kryzysu, bo to może w kilku miastach żużel zabić.

A ma pan jakieś antidotum na problemy finansowe klubów? Ostatnio często mówiło się o wprowadzeniu limitu na wydatki w Ekstralidze. To jest dobry pomysł?

- Z pewnością muszą być jakieś ograniczenia, które powinien wprowadzić Polski Związek Motorowy. Przecież federacja przejęła całą władzę w spółce Speedway Ekstraliga, bo stała się udziałowcem większościowym, z resztą doszło do tego wbrew obowiązującemu prawu. PZM powinien pozwolić klubom na ograniczenie wydatków, a na pewno tego nie robi redukując liczbę drużyn w Ekstralidze. Jest coraz gorzej. Kiedy ja odchodziłem od żużla w 2005 roku, to działały 24 ośrodki żużlowe i istnienie 3 klas rozgrywkowych miało sens, dzisiaj mamy tylko 21 ośrodków i żeby 3 ligi mogły jechać musimy się posiłkować drużynami z zagranicy, a to stwarza dodatkowe problemy dla tych biednych klubów z drugiej ligi. Po pierwsze te dalekie wyjazdy za granicę sporo kosztują, a po drugie często żużlowcy mają kłopoty na granicy. To jest chore. W ogóle dziwna jest polityka Głównej Komisji Sportu Żużlowego. GKSŻ uczyniła z żużla chyba jedyną dyscyplinę sportu w Polsce, w której inne regulaminy obowiązują w Ekstralidze, a inne w I i II lidze. Żeby było śmieszniej to w Ekstralidze obowiązują limity na zatrudnianie zagranicznych żużlowców, a każdym zespole musi być 4 Polaków, a w I i II lidze mamy wolną amerykankę, można zatrudniać kogo się chce. A to właśnie tam, na zapleczu Ekstraligi powinno się stwarzać szansę jazdy Polakom, którzy nie mieszczą się w składach Ekstraligowych, to właśnie tam w I i II lidze powinno się wychowywać młodych żużlowców. Polski Związek Motorowy musi wprowadzić spójny regulamin, który będzie obowiązywał we wszystkich 3 klasach rozgrywkowych.

Pan domaga się narzucania klubom ograniczeń, limitów, wprowadzania różnych nakazów, a może trzeba prezesom dać wolną rękę, wprowadzić pełny liberalizm, tak żeby sami w końcu doszli do wniosku, że nie mogą wydawać więcej niż mają, żeby zrozumieli, że wychowywanie swoich żużlowców, da efekty w przyszłości. Może powinni sami na to wpaść, bez odgórnej ingerencji?

- Ja w to nie wierzę, bo każdy prezes prędzej się zadłuży na 2 miliony złotych niż pozwoli swojej drużynie spaść z Ekstraligi. Kibice prędzej wybaczą prezesowi długi niż spadek, dlatego konieczna jest ingerencja Polskiego Związku Motorowego. Tym bardziej, że pół roku temu, wiele klubów, po to, żeby spełnić wymogi licencyjne awansem sięgało po pieniądze, które miały być przeznaczone na sezon 2013. Przed obecnym sezonem kilku prezesów klubów Ekstraligowych niemal oficjalnie mówiło, że najpierw muszą zbudować drużynę, a później będą się martwić o budżet. To jest chore, konieczne są odgórne regulacje.

Z jednej strony mówi pan, że od sportu pan odszedł, złapał dystans, ale z drugiej strony z pana wypowiedzi wynika, że chętnie by pan wrócił. Bardziej do piłki nożnej, czy do żużla?

- Ja dzisiaj naprawdę w ogóle nie rozpatruję swojego powrotu do sportu, ale nie wykluczam, że za rok, czy dwa coś się w tej sprawie zmieni. Muszą zaistnieć określone warunki, musi mnie to porwać, bo ja jak coś robię, to zawsze na maxa, angażuję się w 100 procentach, jeżeli jakiś projekt pochłonie mnie w całości, to być może wrócę.

Byłby pan zainteresowany funkcją prezesa Speedway Ekstraligi?

- Na dzisiaj nie jest to wyzwanie dla mnie, ta spółka podejmuje decyzje, które w ogóle nie służą rozwojowi żużla. Sprzedane zostały prawa do transmisji z meczów żużlowych, a w ogóle nie zabezpieczone zostały interesy kibiców, którzy właściwie nie mają dostępu, ani finansowych możliwości, żeby żużlowe mecze u nowego nadawcy oglądać. Efekt jest taki, że inaugurację żużlowej Ekstraligi ogląda przed telewizorami 70 tysięcy osób, czyli 2 razy mniej niż oglądało średnio w minionym sezonie, kiedy speedway pokazywała jeszcze stacja TVP Sport. Pieniądze jakie Speedway Ekstraliga dostała od nowego nadawcy są praktycznie takie same, jakie dostawała od TVP, w związku z czym w ogóle nie rozumiem tej decyzji.

Rozumiem, że nie jest pan wielkim entuzjastą działań pana Stępniewskiego?

- Pan Stępniewski jest młodym człowiekiem i ma prawo do popełniania błędów. Ja go nie będę oceniał, oceni go frekwencja na stadionach i liczba kibiców przed telewizorami.

Wróćmy do pana żużlowych korzeni. Pan był jednym z budowniczych potęgi wrocławskiego żużla, cieszył się pan z medali Sparty, z organizacji Grand Prix, z lat świetności tej dyscypliny we Wrocławiu. Co pan sobie myśli, jak pan teraz patrzy na to co się ze Spartą dzieje?

- Oczywiście nie patrzę na to z uśmiechem. Wrocław rzeczywiście przechodzi chyba najtrudniejszy okres w swojej historii, dlatego, że właściwie nie ma stadionu, przecież ta infrastruktura na obiekcie Sparty jest po prostu tragiczna. Kiedy w latach 90 Wrocław seryjnie zdobywał medale Mistrzostw Polski to miał najlepszy stadion w kraju, teraz, porównując do stadionów innych drużyn Ekstraligowych, ma zdecydowanie najgorszy. Po drugie miasto robi wszystko, żeby ożywić ten nowy stadion piłkarski. Magistrat wręcz zmusza potencjalnych sponsorów, żeby swoje pieniądze inwestowali w piłkę nożną, dlatego jestem zdumiony, że żużel w ogóle jeszcze trwa. Jeżeli Sparta przetrwa jeszcze 2 lata to ma szanse się odrodzić, dlatego, że w roku 2017 Wrocław organizuje Igrzyska Sportów Nieolimpijskich, czyli World Games, a przed tą imprezą stadion olimpijski ma przejść gruntowny remont, co może zdecydowanie poprawić kondycję żużla w mieście. Jest oczywiście ryzyko, że na czas remontu stadion trzeba będzie na rok, czy dwa zamknąć i tego się boję, bo to mogłoby wrocławski żużel zabić.

Ma pan jakiś kontakt z ludźmi, którzy teraz rządzą wrocławskim żużlem, podpowiada pan im w jakiś sposób?

- Kontakt mam, nawet bardzo bliski, ale nic nie podpowiadam, tylko z boku się przyglądam.

Utrzyma się Sparta w Ekstralidze w tym sezonie?

- Teoretycznie we Wrocławiu skład jest najgorszy, ale żużel jest tak nieprzewidywalny, że niczego nie można przesądzać. W tym sezonie regulamin zakłada, że przepis o zastępstwie zawodnika będzie można stosować tylko w przypadku dwóch zawodników z najwyższymi średnimi w zespole. Jeżeli kontuzję złapie zawodnik z trzecią średnią, to może się okazać, że klub, który był zaliczany do grona faworytów, będzie miał problemy z utrzymaniem. Wrocław od kilku sezonów regularnie skazywany jest na degradację, a jednak jakoś zawsze daje sobie radę. Życzę im tego, żeby zachowali miejsce w elicie, a nawet jak spadną, to myślę, że paradoksalnie może im to pomóc, bo będą mogli postawić na swoją młodzież, będą mogli się spokojnie zrestrukturyzować i zrobić porządek. Dzisiaj Wrocław trochę na siłę utrzymuje się w Ekstralidze co nie zawsze jest najlepszym rozwiązaniem. Dla mnie największym wygranym jest teraz Gdańsk. Wybrzeże weszło do Ekstraligi w wyniku jej powiększenia, od razu spadło, a teraz okazuje się, że gdańszczanom ten spadek bardzo dobrze zrobił, bo dużo łatwiej będzie im wygrać I ligę i awansować do Ekstraligi, niż byłoby zająć 7 miejsce w tym sezonie i w elicie się utrzymać.

Sugeruje pan, że Wrocław mógł specjalnie przegrać baraże w minionym sezonie, żeby mieć łatwiejszą drogę do Ekstraligi 2014?

- Gdybym ja mógł podjąć decyzję, to na miejscu wrocławian w ogóle nie przystępowałbym do baraży, bo te baraże, z tego co wiem, wygenerowały ponad 700 tysięcy złotych długu, a właściwie niczego nie załatwiły. Powtarzam, że w tym sezonie łatwiej jest wygrać I ligę niż zająć 7 miejsce w Ekstralidze.

Nie wierzę, że łapie pan dystans i odpoczywa od sportu. Mówi pan o żużlu tak, jakby o niczym innym nie myślał?

- Dystansuję się od zarządzania sportem, kibicem nadal jestem. Chodzę na mecze piłkarskie, chodzę też czasami na żużel, ale głównie we Wrocławiu, na Grand Prix już raczej nie jeżdżę.

Michał Korościel - Dziennikarz RADIA ZET i SportoweFakty.pl

Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!

Źródło artykułu: