Podchodzę do sportu w zupełnie inny sposób - rozmowa z Thomasem H. Jonassonem

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Thomas H. Jonasson to barwna postać w żużlowym świecie. W szczerej rozmowie Szwed przyznał m.in. że czasem mając problemy fizyczne osiąga lepsze wyniki, niż gdy skupia się na jeździe.

Michał Gałęzewski: Jesteś w takim wieku, że na pewno pamiętasz lata świetności szwedzkiego żużla. Tacy zawodnicy jak Tony Rickardsson czy choćby Jimmy Nilsen robili na tobie duże wrażenie? Thomas H. Jonasson: To są dla mnie legendy. Tony Rickardsson to zawodnik, którego sukcesów i stylu jazdy nie będzie można skopiować przez długie lata. Nie jestem sobie nawet w stanie wyobrazić, jak wiele pracy musiał włożyć w to, aby osiągnąć takie rezultaty. To imponujące, że tak znakomici faceci jeździli na żużlu. Czy to Tony był zawodnikiem, który wywarł na tobie największe wrażenie? - Bez wątpienia był to właśnie Tony Rickardsson. To był facet, którego zawsze oglądałem i chciałem być taki jak on. Pamiętam moment, w którym został mistrzem świata. Nie potrafiłem przestać się uśmiechać. Gdy myślałem wtedy o przyszłości, to nie wierzyłem że ktokolwiek może być tak dobrym zawodnikiem.

Tony Rickardsson był od zawsze idolem Jonassona
Tony Rickardsson był od zawsze idolem Jonassona

Nie obawiasz się, że obecnie przez to że w szwedzkim żużlu nie ma takich gwiazd jak Tony Rickardsson, młodzi zawodnicy nie mają już żużlowców, na których mogliby się wzorować? - To prawda, że już nie osiągamy takich sukcesów, jednak nie wydaje mi się, żeby mógł to być aż taki problem. Nawet jak nie jesteś mistrzem świata, możesz mieć pozytywny wpływ na młodych zawodników, również biorąc pod uwagę wiele innych aspektów. Nie chodzi tutaj tylko o tytuły, a o styl jazdy, waleczność na torze, czy jazdę dla kibiców. To wspaniałe dla sportowca, że ma swoich fanów. [b]

Jak wspominasz swoje pierwsze kroki w żużlu? Radziłeś sobie dobrze w porównaniu do rówieśników?[/b] - Zawsze byłem dobry (śmiech). Wszystko zaczęło się od tego, że jeździłem na rowerze dookoła podwórka. Później przeszedłem na miniżużel. Tam nie byłem najlepszy, ale często zajmowałem miejsca w czołówce. Jako junior stałem się jednym z najlepszych w swojej kategorii w Szwecji. Jestem teraz zadowolony, że z meczu na mecz potrafiłem wyciągać wnioski i stawałem się coraz lepszy. Nie było tak, że przykładowo w 2007 roku byłem dobry, a w przeciągu sezonu miałem ogromny postęp i w 2008 roku byłem już najlepszy. Po prostu ciągle systematycznie się rozwijam. Sezon żużlowy trwa względnie krótko. Jak wygląda twoja motywacja do pracy nad sobą w październiku, czy w listopadzie gdy wiesz, że efekty mają przyjść dopiero w kwietniu? - Akurat ja uwielbiam mieć tą długą przerwę. Kocham jeździć na żużlu, bo jest to moja pasja i sposób na zarabianie pieniędzy, jednak właśnie w zimę mogę rozwijać inne moje zainteresowania. W moim życiu ważne są różne inne sprawy. To świetny czas na to, żeby nabrać głodu jazdy i cieszyć się ją w trakcie sezonu. Czy właśnie dla tego głodu jazdy nie jeździsz na żużlu na lodzie? W końcu w Szwecji macie rozgrywki Elitserien… - Próbowałem swoich sił w żużlu na lodzie wiele lat temu, ale pomyślałem, że to jednak nie dla mnie. Jak już mam przerwę od tego sportu, to trzeba ją odpowiednio wykorzystać. Nie zmienia to faktu, że żużel na lodzie to fajna zabawa i w sumie chciałbym jeszcze spróbować swoich sił w tej dyscyplinie. Może zrobię to w przyszłą zimę, by się sprawdzić? Kto wie, może i wystartuje w zawodach, jednak najpierw będę musiał sprawdzić jaki jestem szybki (śmiech). Miewasz czasem takie dni, gdy budzisz się rano i mówisz: Dzisiaj mi się nic nie chce, odpuszczam treningi? - O tak, mówiąc szczerze mam mnóstwo takich dni (śmiech). Jak tak czuję, to zawsze staram się z rana zrelaksować, zająć innymi sprawami. Wykonuję wtedy sporo telefonów do znajomych. Później wykonuję swoje obowiązki domowe i biorę się do roboty.

{"id":"","title":""}

Film motywacyjny z ćwiczeń Thomasa H. Jonassona

Co dają obozy przygotowawcze zawodników, jak choćby, te na które miałeś okazję jeździć do Szklarskiej Poręby? - To świetna opcja na start do sezonu. Można spotkać się całą drużyną i wspólnie ćwiczyć. Jest mnóstwo zabawy na stokach. Dzięki temu zespół się świetnie ze sobą zgrywa. Czujemy się jednością. Nie uważam jednak, że tego typu zgrupowania sprawdzałyby się wtedy, gdyby odbywały się co tydzień. W tym sezonie mamy zgrupowanie tuż przed sparingami i uważam, że jest to idealne rozwiązanie. Wiele osób dużo mówi o presji, że jest ona szkodliwa i źle, że jest w polskiej lidze. Nie jest jednak tak, że za presją stoją też wielkie pieniądze i sława? - Dokładnie tak, zgadzam się z tobą. W polskim żużlu zarabia się więcej pieniędzy i absolutnie mnie nie dziwi, że pojawia się przez to większa presja. Szczególnie można ją odczuć, gdy jest się dobrym zawodnikiem i wszyscy wiedzą, że można od ciebie oczekiwać wielu punktów. Ja uwielbiam presję i mnie ona nakręca. Czasami odczuwam, że mogłoby być jej jeszcze więcej. Mam jednak świadomość, że na każdego zawodnika wpływa ona w inny sposób. [nextpage] W ubiegłym sezonie miałeś kilka groźnych upadków, jednak prawie zawsze mimo kontuzji i bólu, zaciskałeś zęby i wsiadałeś na motor. Nie żałujesz teraz pewnych swoich decyzji? - W tym momencie czuję się bardzo zdrowo i nie odczuwam bólu w żadnej części ciała. Mogę więc powiedzieć, że niczego nie żałuję. Pamiętam jednak wielki ból podczas tygodnia, w którym nie jeździłem. Myślałem wtedy, że może powinienem zrobić sobie jeszcze tydzień przerwy. Wtedy jednak poczułem się trochę lepiej i zdecydowałem, że podejmę wyzwanie. Mam jednak świadomość, że jazda z bólem w każdym sezonie jest niemożliwa. Teraz aby do niego nie dopuścić, jeszcze intensywniej ćwiczę na siłowni, aby być jak najlepiej przygotowany do sezonu. Jak teraz myślę o tym co było w ubiegłym sezonie, to było to straszne (śmiech). Z tego co pamiętam, jeden z twoich lepszych meczów w barwach Wybrzeża był właśnie wtedy, gdy odczuwałeś największy ból i twój team musiał ciebie po biegu ściągać z motocykla… - Tak, to prawda (śmiech). Czasami sobie myślę, że może nie jest dobrze być w stu procentach sprawnym. Może powinno się mieć jakiś uraz przed wyjazdem na tor. Czasami przed meczem myśli się, że aby osiągnąć upragniony rezultat, trzeba jedną sprawę wykonać tak, a drugą inaczej i jest to klucz do sukcesu. Najczęściej wychodzi, że takie planowanie przynosi odwrotny rezultat. Jak się odczuwa ból, to nie można się skupić tylko na wykonaniu odpowiedniego zadania, ale myśli się też o własnym ciele. Czasami czuję, że gdy mam jakiś problem, jazda wychodzi mi lepiej.

{"id":"","title":""}

Upadek Jonassona i Pedersena z półfinału Grand Prix Szwecji

Czy teraz, gdy wkrótce powiększy ci się rodzina będziesz nadal dawał z siebie wszystko na torze i walczył o każdą pozycję, czy może się pojawić element zwątpienia? - Nie ma takiej opcji! Wiem, że nic nie zmieni tego jaki jestem podczas jazdy na żużlu. Po prostu w to nie wierzę. Nic nie zmniejszy mojej chęci wygrywania i tego, że chcę walczyć na torze. Czuję, że prywatnie jestem zupełnie innym człowiekiem niż wtedy, gdy zakładam kask. Czasami oglądam swoje mecze w telewizji i nie wierzę, że to mogę być ja. Zabawne jest patrzenie na samego siebie jak się zmieniam na torze. Po ubiegłym sezonie na pewno miałeś sporo ofert z Ekstraligi. Dlaczego zdecydowałeś się na Gdańsk? - Znam ten tor i wiem jak na nim szybko jeździć. Jak bym przeszedł do innego klubu, musiałbym wszystko zmienić. Ponadto pamiętam radość, jaka towarzyszyła mi w 2011 roku, gdy awansowaliśmy do ENEA Ekstraligi. Było to niesamowite uczucie i chcę je powtórzyć przed tym, jak zacznę osiągać sukcesy na ekstraligowych torach. Mam w Gdańsku wielu kibiców, którzy mnie wspierają. Ważne jest też to, że nie mam żadnych problemów logistycznych, gdyż dojazd ze Szwecji do Gdańska jest bardzo łatwy. Myślę, że znalazłem tutaj swoje miejsce w Polsce. To prawda, że do końca inne kluby kusiły ciebie i chciały abyś u nich jeździł? - Nie zaprzeczę, ale teraz jestem w GKS-ie i tylko to się dla mnie liczy. Nie ma co mówić o tym, co było wcześniej, lepiej o tym co jest teraz.

Mimo innych ofert, Jonasson pozostał w Wybrzeżu
Mimo innych ofert, Jonasson pozostał w Wybrzeżu

Nie jest tak, że czasami lepiej pójść krok w tył, gdyż jeżdżąc w niższej lidze łapiesz pewność siebie i czujesz się bardziej odpowiedzialny za wynik? - Gdy wygrywa się większość biegów, to pewność siebie powiększa się automatycznie. Z drugiej jednak strony bywają sytuacje, gdzie wyjeżdża się z niżej notowanymi zawodnikami, z którymi wygrać się powinno i męczy się z nimi na torze. Ja mam taki charakter, że nawet jak wygram trzy pierwsze biegi, to aby zmotywować się do jeszcze lepszej jazdy w ostatnich wyścigach, zaczynam walczyć o jak najlepszy czas. Jak przyjeżdżam na metę w tym samym czasie, to jestem zawiedziony (śmiech). Jak nie tylko wygram, a również przyjadę sekundę przed największym rywalem z przeciwnej drużyny, to wtedy wiem, że osiągnąłem sukces. To dlatego w 2011 roku gdy zazwyczaj jeździłeś z numerem 1 lub 9, za każdym razem patrzyłeś na czas w swoim pierwszym biegu sprawdzając, czy udało ci się pobić rekord toru? - Dokładnie, zawsze tak robię. Jazda w pierwszym biegu jest jednak bardzo niefortunna. Później jest już bardziej odsypana nawierzchnia i można znaleźć szybszą ścieżkę w drugim, czy w trzecim wyścigu. Chętnie bym się zamienił numerami. Może to się uda w zbliżającym się sezonie? Ty oraz Renat Gafurow jesteście zawodnikami, którzy jeżdżą w Wybrzeżu najdłużej. Myślisz o tym, aby zostać kapitanem drużyny? - Chciałbym zostać kapitanem. Co prawda dotychczas skupiałem się na własnej jeździe, jednak myślę, że mógłbym podołać temu zadaniu. Dla mnie kapitan to taki ktoś, kto dba w dużej mierze o zespół i ma dobry kontakt z innymi zawodnikami. Musi szanować innych oraz potrafić wzbudzić szacunek swoją osobą. Z Wybrzeżem kontrakty podpisało trzech twoich rodaków. Jesteś z tego zadowolony? - Rozmawiałem z Oliverem Berntzonem i powiedziałem mu, żeby zrobił wszystko co w jego mocy, aby podjąć rozmowy z Wybrzeżem. Powiedział, że się postara i poprosił mnie o pomoc. Jak zobaczyłem, że mu się to udało, to byłem zadowolony i zaskoczony. Z Davidem Ruudem znam się praktycznie od zawsze. Jeździliśmy razem w Vetlandzie, Gnistornie Malmoe oraz w Stali Gorzów, a teraz jesteśmy w Wybrzeżu. Myślę, że dobrze się rozumiemy. Dobrze mieć wielu Szwedów w zespole. [nextpage] Polscy kibice nie wiedzą zbyt wiele o Oliverze Berntzonie i Matthiasie Thoernblomie. Co możesz powiedzieć o ich jeździe? - Obaj są bardzo młodymi zawodnikami i chcą pokazać ludziom, że potrafią jeździć. Jestem przekonany, że będą walczyli w nawet trudnych sytuacjach. Wiele razy widziałem w akcji Olivera. To niski chłopak, ale nie boi się żadnego toru. Zawsze jeździ na pełnym gazie i walczy o punkty. Mathiasa widziałem gdy jeździłem w Malmoe i pamiętam go ze spektakularnych ataków. Potrafi dobierać wiele ścieżek na torze i wie jak prowadzi się motor. W Wybrzeżu jest jednak wielu klasowych zawodników. Może David Ruud powalczy o miejsce w składzie z Renatem Gafurowem i ma na to szansę, jednak twoi młodsi rodacy mogą mieć z tym spore problemy… - To fakt, w tym sezonie trudno będzie znaleźć się w składzie. Żeby go sobie wywalczyć, muszą jeździć w piątki do Gdańska i pokazywać trenerowi co potrafią na treningach.

Szwed powinien zostać kapitanem Wybrzeża?
Szwed powinien zostać kapitanem Wybrzeża?

Wydaje się, że niektóre mecze mogą być dla was o wiele łatwiejsze. Co sądzisz o tym, żeby dawać szanse młodszym w takich spotkaniach, aby mogli się pokazać? - Wiadomo, że to ma dwie strony. Sprawy finansowe też są tu ważne i gdy wiem, że przywiózłbym w okolicach kompletu punktów, zarobiłbym sporo pieniędzy na utrzymanie rodziny. Myślę jednak, że byłbym w stanie na jakiś mecz oddać miejsce w składzie. Żużel czasami przypomina objazdowy cyrk. Nie męczy to ciebie? Nie chciałbyś czasem siedzieć w jednym miejscu i skrupulatnie przygotowywać się do ważnego meczu, zamiast spędzać większość czasu w samolocie? - Szczerze mówiąc, dla mnie dobrze jest tak, jak jest teraz. Lubię jeździć w Anglii, w Polsce i w Szwecji. Jazda w jednym, czy dwóch meczach w tygodniu, to byłoby dla mnie za mało i trudno byłoby mniej szans na zarobienie pieniędzy. Z drugiej strony jak pomyślę ile bym miał ekstra czasu dla siebie… (śmiech) Jak wszystko, również i to ma swoje dobre i złe strony. Jesteście przez wielu uważani za zdecydowanych faworytów I ligi. To jest według ciebie dobre, czy może was sparaliżować? - Tak, trochę się tego obawiam… Z jednej strony patrząc na składy, wyglądamy na faworytów, jednak jak przegramy jakiś mecz, to z pewnością będziemy się z tym czuli bardzo źle i będziemy mieć świadomość, że zawiedliśmy. Cieszy to, że przed startem sezonu mamy pewność siebie i nie musimy się martwić o przyszłość. Jesteś chętny do tego, aby brać udział w akcjach marketingowych promujących klub i żużel? - Zdecydowanie tak. Rozmawialiśmy o tym już z nowymi działaczami i będę dla nich dostępny w takim wymiarze czasowym, w jakim będzie potrzeba. Chcę pokazać ludziom kim jestem, co robię i czym jest żużel. Robiłem to już w Szwecji w Vetlandzie, czyli w moim rodzinnym mieście. Jest to dla mnie zaszczyt. To też dodatkowa motywacja. Wiem, że jak będę osiągał jeszcze lepsze rezultaty, spotkanie z moją osobą będzie bardziej interesowało ludzi. Na tego typu działania patrzę z optymizmem i nie mogę się ich doczekać. Co sądzisz o zawodnikach, którzy co roku negocjują twardo kontrakty i zmieniają kluby jak rękawiczki? Myślisz że kibic może się z takim zawodnikiem utożsamiać? - To na pewno dobre dla ich portfeli. Jeśli tego chcą, to jest ich sprawa. Ja tak nie postępuję. Podchodzę do sportu w zupełnie inny sposób. Wszystko zależy od charakteru zawodnika. Każdy jest inny. Gdy ktoś podpisuje kontrakt z nowym klubem i czuje się od samego początku wsparcie od kibiców, to nie dziwię się, że często mówi o tym, jak mu dobrze w danym miejscu. Najczęściej kluby zmienia się po prostu dla pieniędzy.

W 2012 roku Jonassona nie omijały kontuzje. Jak będzie tym razem?
W 2012 roku Jonassona nie omijały kontuzje. Jak będzie tym razem?

A jak wspominasz to, jak ciebie kibice powitali po raz pierwszy w Wybrzeżu? Coś się zmieniło od tego czasu? - Gdy przeszedłem do Wybrzeża, to czułem, że kibice za mną stoją. Z roku na rok odnotowuję to, że coraz więcej fanów się ze mną identyfikuje. Czuć różnicę choćby na prezentacji, gdyż po kilku latach bardziej wiedzą kim jestem. To świetne uczucie, gdy czuje się doping. W ostatnim czasie Wybrzeże przegrywało większość spotkań wyjazdowych, a mimo to zawsze pojawiała się na innych stadionach grupa kibiców z Gdańska, nawet gdy byliście skazywani na porażkę. Co sądzisz o tych ludziach? - To prawdziwi kibice. Trudno mi to wytłumaczyć słowami, ale jak się widzi jak duża grupa kibiców jedzie za nami przez całą Polskę wiedząc, że tylko cud może nas uchronić od porażki, to mam dla nich ogromny szacunek.

Źródło artykułu: