Rafał Mandes: W piłkarskiej reprezentacji Niemiec grają posiadający polskie korzenie Lukas Podolski oraz Miroslav Klose. Pan też ma polskie korzenie i także występuje w niemieckich barwach. Dlaczego?
Martin Smolinski: Mój dziadek był Polakiem. Urodził się i mieszkał niedaleko Katowic, ale w trakcie drugiej wojny światowej wylądował w Bawarii. Moi rodzice są z kolei Niemcami i ja także tam się urodziłem. Czuję się Niemcem, ale w moich żyłach płynie polska żużlowa krew. Chciałbym sprawić, by niemiecki speedway wrócił na miejsce, w którym był w latach 70. i 80. za sprawą Egona Müllera.
W swojej karierze startował pan m.in. w Rybniku, Grudziądzu, Toruniu oraz Gnieźnie. Gdzie czuł się pan najlepiej?
- We wszystkich tych miastach czerpałem naprawdę dużo radości z jazdy. Najlepsze wyniki osiągałem w Rybniku, a z kolei w Toruniu miałem przyjemność ścigać się na dopiero co otwartej Motoarenie. To był zaszczyt.
Niemcy mogą pochwalić się tylko jednym indywidualnym mistrzem świata w historii - to rzecz jasna Egon Müller. To pana idol?
- I tak i nie. To, jak potrafił zamienić wydarzenie sportowe w wielkie show, było niesamowite, ale moim idolem był, jest i będzie Simon Wigg. Z kolei Müller to mój mentor, z którym pracuję już od trzech lat. Pomaga mi w wielu kwestiach i ta pomoc jest naprawdę bezcenna.
Odnosi pan większe sukcesy na długich torach. Dlaczego?
- Ja tego tak nie postrzegam. Gdyby spojrzeć na moje wyniki w najważniejszych zawodach, to jak na dłoni widać, że od kilku lat jeżdżę na naprawdę dobrym poziomie, a do najlepszych brakuje mi kilku szczegółów i odrobiny szczęścia. Co do rywalizacji na długich torach, to akurat w tej odmianie żużla mam wsparcie kilku znakomitych sponsorów, którzy na pierwszym miejscu stawiają moje sukcesy. I w tym tkwi cała tajemnica.
Ma pan za sobą udział w filmie. Aktorstwo jest trudniejsze od jazdy na żużlu?
- Kamera towarzyszyła mi i mojej ekipie przez ostatnie trzy lata. I to dosłownie wszędzie - w garażu, na torze, na siłowni. Udzieliłem w tym czasie wielu wywiadów i choć było ciężko, to miło wspominam ten czas. Jeśli tylko kina w Polsce chciałby mieć ten film u siebie, to załatwię polskie napisy!
Żużel w Niemczech nie jest zbyt popularnym sportem. Da się wyżyć z samej jazdy, czy musi pan dorabiać na boku?
- Moim głównym zajęciem jest uprawianie sportu, ale równie dużo czasu poświęcam mojej firmie, czyli SR Speed Performance. Organizujemy nie tylko naukę speedway'a dla najmłodszych, ale również wszelkiego rodzaju imprezy dla VIP-ów i firm. Pracy jest mnóstwo, na nudę i pieniądze nie narzekam.
Nie tęskni pan za polską ligą?
- Czasami tak. Polska liga od zawsze kojarzy mi się z niezwykle wysokim poziomem, pełnym profesjonalizmem oraz dużą presją wywieraną przez szefów (śmiech).
Który z żużlowców jest w tej chwili w pana opinii najlepszy na świecie?
- Bez dwóch zdań Greg Hancock. Od tylu lat się ściga i ciągle na najwyższym, światowym poziomie. Na dodatek jest nie tylko znakomitym zawodnikiem, ale także genialnym człowiekiem. Jego nie da się nie lubić. Za jego plecami uplasowałbym Nickiego Pedersena oraz Tomasza Golloba. Ta trójka to zdecydowanie światowy top!