Czesław Czernicki (trener Unii): Możliwe właśnie, że występowanie w roli faworyta uśpiło naszą czujność - to po pierwsza. A po drugie - jestem pełen podziwu dla gospodarzy za ich determinację przy tych problemach kadrowych jakie mieli i szczerze gratuluję całemu zespołowi. Prawda jest taka, że decydował praktycznie start i gospodarze byli znakomicie spasowani na tą nawierzchnię. Praktycznie później było mało mijanek na dystansie. Mój zespół wygrał raptem pięć wyścigów. Nie chcę tu się tanio usprawiedliwiać, chylę czoła przed gospodarzami. Decydować będzie rewanż. Pojedziemy z pełną determinacją, będziemy walczyli do końca.
Jarosław Hampel (Unia): Taka sytuacją z defektem na prowadzeniu przekłada się bardzo negatywnie na następne biegi i wydarzenia podczas meczu. Bardzo żałuję tego defektu, ale tak naprawdę nie mam większego usprawiedliwienia, gdyż zerwał się łańcuch, a takie rzeczy zdarzają się bardzo rzadko, a stało się to właśnie teraz, więc możemy mówić o ogromnym pechu naszej drużyny. Nie byliśmy gorsi od zespołu z Zielonej Góry, ale przegrywaliśmy starty, przynajmniej na samym początku, później mój defekt i przegraliśmy to spotkanie dziewięcioma punktami. Zrobimy wszystko, by w Lesznie odbić ten wynik i wygrać dwumecz. Tylko to nas teraz interesuje.
Damian Baliński (Unia): W momencie, gdy się przegrało start, było bardzo trudno wyprzedzać. Szła bardzo ciężka szpryca i te warunki były naprawdę bardzo ciężkie. Trudno mi komentować te upadki. Była ostra walka o każdy punkt. Nikt nie odpuszczał, było bardzo ciasno. W ostatnim biegu niestety uderzyłem w tylne koło Piotra Protasiewicza i spowodowało to mój upadek. Nie było to jakieś celowe działanie, ja też jestem człowiekiem. Na pewno było widać, że w niektórych miejscach ten tor bardzo wciągał, było troszeczkę niebezpiecznie, chwila jakiejś nieuwagi i był karambol. Na szczęście wszyscy jesteśmy cali i szykujemy się na kolejne spotkanie. Rewanż w Lesznie będzie bardzo ciężki. Trudno powiedzieć co zrobić, żeby obronić się przed tym wynikiem dlatego, że widzieliśmy w poprzednim spotkaniu, że Zielona Góra czuje się dobrze w Lesznie. Nie ma tu recepty co zrobić. Na pewno będzie normalny tor, nie będziemy kombinowali, trzeba jechać na takim torze, na jakim do tej pory jeździliśmy.
Aleksander Janas (trener ZKŻ-u): Zawsze trzeba wierzyć. Rywalizacja sportowa ma to do siebie, że stajemy pod taśmą i na pewno chcemy wygrywać. Rzeczywiście w środę wieczorem doszły do nas bardzo przykre wiadomości odnośnie Iversena i również Lindgrena. Nie wiedzieliśmy do godzin popołudniowych czy Fredrik wystartuje. Przygotowaliśmy dwóch juniorów. Był w zanadrzu też Paweł Gwóźdź. Jak pokazał się na stadionie Lindgren i powiedział, że czuje się dobrze, to częściowo spadł nam kamień z serca. Rywalizacja zapowiadała się jednak bardzo ciężko. Nie ukrywam, że chciałem, aby nasza drużyna nazbierała jak najwięcej punktów, ale też, żeby te punkty uzbierane wystarczyły do zwycięstwa. Dziękuję zawodnikom, to im się udało. Uważam, że Ludvig Lindgren pojechał dobrze. Zdobył trzy punkty i jak się okazuje to są ważne trzy punkty. Potrenował trochę przed zawodami. Około południa miał tor przygotowany i widać, że mu to pomogło. Nie jest to wielka zdobycz punktowa, ale dziękujemy mu za te trzy punkty, które zdobył.
Grzegorz Zengota (ZKŻ): Było widać na początku, że to my wygrywaliśmy starty i dowoziliśmy cenne zwycięstwa. Już na początku odskoczyliśmy gościom trochę i myślę, że to ich pogubiło. Później było trochę gorzej, ale staraliśmy się dowozić te remisy tak, żeby utrzymać przewagę. To nam się udało i wygraliśmy mecz. Jedziemy teraz do Leszna. Mam nadzieję, że nie będziemy łatwym rywalem, a też pokażemy lwi pazur, postawimy się gospodarzom i przejdziemy dalej. Tego byśmy sobie życzyli. Na pewno nikt nie spodziewał się, że wygramy. Tym bardziej, że w środę dowiedzieliśmy się, że zabraknie Nielsa. Może goście poczuli się na tyle pewnie, że to ich zgubiło. Na tyle byliśmy zdeterminowani, że cały czas wierzyliśmy w to, że wygramy i dotrzymaliśmy słowa.
Piotr Protasiewicz (ZKŻ): Skłamałbym, gdybym powiedział, że byłem pewien, że zwyciężymy dzisiaj. Umówmy się, że jeśli z podstawowego składu, z tej takiej piątki, brakuje dwóch zawodników, to tak jakby zabrakło połowy drużyny. Nie wierzyłem do końca. Wiedziałem, że z tej czwórki, która jest w składzie nie może być żadnej wpadki, jakiegoś błędu i tak to też wyglądało dzisiaj. Jeśli by zabrakło punktów któregokolwiek z nas to byśmy po prostu przegrali. Potężny pech przed zawodami, trochę szczęścia podczas zawodów - myślę tu przede wszystkim o defekcie Hampela. No ale i tak nie jest to równomierne z tym pechem, który my mieliśmy. Wygraliśmy zasłużenie i cieszę się z tego bardzo, bo jeśli nie będzie jakiś dziwnych sytuacji to te punkty powinny wystarczyć nam do awansu do kolejnej fazy play-off, czyli walki o medale.