Robert Noga - Żużlowe podróże w czasie (19): Abensberg, czyli podstrzyżyny "Protasa"

Formy fetowania zwycięstwa bywają różne. Oto historia pewnego turnieju, po którym jeden z uczestników zaraz po zakończonym biegu pozwolił... ogolić się na łyso!

Było popołudnie, przyjemnej, słonecznej, październikowej jesieni. Kibice zgromadzeni wokół toru w niewielkim niemieckim miasteczku ze zdumieniem obserwowali ciekawą scenę rodzajową. Po zakończeniu zawodów żużlowych za jednym ze zjeżdżających do parku maszyn zawodników popędził wysoki mężczyzna, w ręku trzymając dziwny przedmiot nijak mający się ani do miejsca, ani do czasu akcji. Kiedy zawodnik zatrzymał się, grzecznie zdjął kask i pokornie pochylił rozgrzaną jeszcze od wyścigowych emocji, głowę. Jego znajomy dzierżonym przedmiotem, a była nim... maszynka do golenia, zaczął wykonywać na niej powolne ruchy pozbawiając kolejnych partii włosów. Bezlitośnie, do końca.

Nie minęło wiele czasu, a delikwent wyglądał niczym świeżo upieczony rekrut lub pensjonariusz zakładu poprawczego dla trudnej młodzieży. Owym żużlowcem, którego dokładnie wygolono był znany polski zawodnik Piotr Protasiewicz, a w rolę fryzjera wcielił się niemniej w środowisku znany bydgoski fotoreporter Jarosław Pabijan. Było to 8 października 2000 roku w Abensbergu po turnieju Grand Prix Challenge, który dał Polakowi awans do mistrzostw świata w roku następnym. - Taki był zakład. Pamiętam, że rozmawiałem z Piotrem jeszcze przed rozpoczęciem sezonu na temat jego planów i deklarował awans do Grand Prix. Wówczas założyliśmy się o to, że jeżeli uda mu się ta sztuka, wtedy pozwoli się ogolić na zero zaraz po zawodach. Zabrałem ze sobą maszynkę na wszelki wypadek, a on o tym zakładzie pamiętał i zachował się honorowo. Chociaż był mocno spocony po biegu, więc podejrzewam, że zabieg musiał go trochę boleć - śmieje się Jarek Pabijan.

Zapewne i jednemu i drugiemu Abensberg dobrze się więc kojarzy. To ważne miejsce na mapie speedwaya nie tylko dla naszych zachodnich sąsiadów. Abensberg, o czym warto pamiętać, był pierwszą niemiecką miejscowością która dostąpiła zaszczytu organizacji imprezy rangi finału mistrzostw świata. Był to konkretnie finał Drużynowych Mistrzostw Świata w 1964 roku. Dopiero piąty po Malmoe, Wrocławiu, Slanach i Wiedniu. W Abensbergu rządziła szwedzka armada z nazwiskami-legendami: Bjorne Knutssonem, Goete Nordinem, Rune Soermanderem, Ove Fundinem oraz Sorenem Sjestenem. Dla naszej reprezentacji były to zawody, o których chciała jak najszybciej zapomnieć. Andrzej Wyględa, Andrzej Pogorzelski, Zbigniew Podlecki, Marian Rose i Marian Kaiser wywalczyli "do kupy" zaledwie 16 punktów i zajęli ostatnie, czwarte miejsce. Tym sposobem niemiecki ośrodek wszedł do wielkiej historii światowego sportu żużlowego, kolejne ważne zawody tam organizowane tworzyły jej następne rozdziały. A działo się tutaj wiele. Ot dla przykładu w 1973 roku to właśnie tutaj szwedzki tuz lat 70-tych Anders Michanek wygrał finał europejski Indywidualnych Mistrzostw Świata. To tutaj gościli uczestnicy finałów kontynentalnych. W 1970 roku najlepszy był Hans Jurgen Fritz (któż go jeszcze pamięta?), natomiast 26 lat później... Tomasz Gollob przed Sławomirem Drabikiem. W Abensbergu odbyła się też, to warta zapamiętania informacja, pierwsza w Niemczech Grand-Prix. Było to w inauguracyjnym cykl sezonie 1995. Po Grand Prix Polski we Wrocławiu, Grand Prix Austrii w Wiener Neustadt, to właśnie na tym obiekcie 7 lipca 1995 roku odbyła się pierwsza, historyczna Grand Prix Niemiec. Triumfował w niej Duńczyk Tommy Knudsen przed swoim rodakiem Hansem Nielsenem. Gościło też to bawarskie miasteczko (dziś liczące około 12 tysięcy mieszkańców, a więc mniej więcej połowę Rawicza) najlepszych juniorów. W 1985 roku Per Jonsson zdobył tutaj mistrzostwo kontynentu młodzieży, a całkiem niedawno, pięć lat temu biało-czerwoni w składzie: Karol Ząbik, Krzysztof Buczkowski, Paweł Hlib, Mateusz Szczepaniak i Adrian Gomólski stanęli na najwyższym podium Drużynowych Młodzieżowych Mistrzostw Świata. Stadion w Abensbergu sporo więc widział. Pewną ciekawostką jest też fakt, że tuż przy tym obiekcie, dosłownie za jednym z wiraży mieści się ( a może mieścił, nie byłem tam już jakiś czas, więc nie jestem pewien czy coś się nie pozmieniało)... sympatyczny browar. Przy upadku zawodnika w tamtej części toru pojawiały się zatem kąśliwe komentarze, że prawdopodobnie chciał skoczyć na piwo, tylko nie udało się sforsować bandy... A o tym czyje wyroby cieszyły się największą popularnością wśród kibiców nie muszę chyba dodawać.

Zacząłem ten wątek od Grand Prix Challenge z 2000 roku i na wątku związanym z tymi zawodami chciałbym zakończyć. Wracałem z nich gościnnie z byłym znanym żużlowcem Sparty Wrocław Bolesławem Gorczycą, jego eleganckim, niczym spod przysłowiowej igły, samochodem marki mercedes. Na ówczesnej granicy niemiecko- czeskiej, samochód został totalnie "przekopany" wzdłuż i wszerz przez niezwykle skrupulatnych niemieckich celników, którzy najwyraźniej podejrzewali, że "bryka" Gorczycy może pochodzić z kradzieży. Całość "obdukcji" wykonywanej z precyzją chirurga trwała mniej więcej dwie godziny, a zakończyło się krótkim "danke" i mogliśmy jechać w dalszą drogę, przez lwią część której pan Bolesław opowiadał co sądzi o niemieckich celnikach. Może jednak na tych łamach nie będę cytował...

Robert Noga

Komentarze (2)
kape
15.07.2012
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
mhm...Andrzej Wyględa -nie znałem takiego żużlowca. Ale wpadka Panie Robercie. 
Boby
14.07.2012
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
No, Bolo Gorczyca to był zawodnik. Sparta a lat 70-tych się przypomina!