- W życiu nie spodziewaliśmy się takiego rezultatu w Ostrowie. Przyjechaliśmy tutaj z nastawieniem walki o zwycięstwo, a wyszło tak jak wyszło, czyli gorzej niż zakładaliśmy. Każdy z nas się pogubił. Praktycznie żaden z nas nie pojechał na tyle, ile go stać. Mogę mówić tylko za siebie. W pierwszym wyścigu nie było najgorzej. W drugim przywiozłem z Rafałem Trojanowskim podwójne zwycięstwo nad Peterem Karlssonem. Wydawało się, że jest dobrze. A później była tragedia - powiedział żużlowiec Orła Łódź.
Mateusz Szczepaniak często jeździł w Ostrowie i teoretycznie powinien znać tutejszy tor, jak własną kieszeń. Choć nigdy nie reprezentował barw klubu z Ostrowa, tutaj się przecież wychował i odjechał mnóstwo treningów. Mimo tego, ostrowski tor go zaskoczył. - Nie wiem, dlaczego nie trafiliśmy z ustawieniami. Gospodarze rozgrywają dobrze taktycznie spotkanie. Na początku wygląda, że tor jest twardy, a w trakcie meczu, gdy dostanie trochę wody, robi się bardzo przyczepnie. Zostawiłem ustawienia z pierwszych dwóch biegów na kolejne dwa starty, a to był błąd. Zmieniłem dopiero na ostatni wyścig i było już znacznie lepiej. Reakcja była jednak mocno spóźniona - wyjaśnia zdobywca 7 punktów i 1 bonusa.
Witold Skrzydlewski mówił, że drużynę z Łodzi zweryfikuje dopiero mecz w Ostrowie. Jeśli tak faktycznie miało być, to ta weryfikacja dla Orła nie wypadła najlepiej. - W sumie w każdym z tych trzech meczów wypadliśmy inaczej. Czy ten mecz nas zweryfikował? Nie wiem? Wydaje mi się, że cały sezon zweryfikuje każdą drużynę. Ten sezon będzie bardzo trudny. Liga jest wyrównana, a każdy u siebie jest mocny. Swoje tory są znaczną przewagą dla gospodarzy - uważa Mateusz Szczepaniak.
Wynik 53:36 dla Ostrovii nie przesądza jeszcze absolutnie losów punkty bonusowego, bo Orzeł Łódź pokazał w meczu z Lubelskim Węglem KŻM, że jest w stanie wysoko wygrywać na własnym torze. - Skoro Ostrovia potrafiła wygrać z nami różnicą 17 punktów, dlaczego mielibyśmy tego nie odrobić? Można powalczyć o bonus. Na pewno będziemy chcieli odrobić straty z pierwszego meczu. Stać nas na to - kończy młodszy z braci Szczepaniaków.