Mateusz Makuch, Łukasz Witczyk: Jest pan mało znaną postacią w żużlowym świecie. Częstochowscy kibice na pewno chcieliby poznać człowieka, który będzie dowodzić ich klubem. Jakby się pan im przedstawił?
Paweł Mizgalski: Na pewno wszyscy zadają sobie pytanie, co nowy prezes Włókniarza ma wspólnego z żużlem. Nie będę ukrywał, że w klubie żużlowym nie było mi dane do tej pory pracować. Jestem rodowitym częstochowianinem i zawsze kibicowałem Włókniarzowi. Choć przyznaję, że sam grałem w piłkę nożną i kibicowałem też miejscowym siatkarzom, ale na mecze żużlowe uczęszczałem od najmłodszych lat. Oczywiście mam swoich ulubionych zawodników, pamiętam wielkie sukcesy Włókniarza w końcówce lat 90-tych. Troszkę umknęła mi pierwsza dekada nowego tysiąclecia z racji wyjazdu za granicę. Po studiach pracowałem przez pewien czas w nieistniejącym już Radiu FON. W związku z wykonywanymi obowiązkami interesowałem się żużlem, komentowałem mecze żużlowe, relacjonowałem spotkania ligowe na żywo dla radia, czy przeprowadzałem wywiady z zawodnikami. Wiodącą postacią w naszej redakcji Radia FON jeśli chodzi o speedway był Konrad Pakosz, obecnie prezes AZS-u Częstochowa. W ramach wymienności obowiązków i zastępstwa też miałem, podkreślam, przyjemność i satysfakcję komentować mecze żużlowe.
Wspomniał pan o wyjeździe za granicę. Z tego co mi wiadomo, zarządzał pan obiektami sportowymi w Londynie. Mógłby pan przybliżyć, jak wyglądała pana praca?
- Pracowałem dla firmy, która zarządza obiektami sportowymi w roli operatora. Jest to największy operator w Londynie i jeden z największych w całej Wielkiej Brytanii. Pokłosiem sukcesów i profesjonalizmu jest fakt, że będą zarządzać dwoma obiektami olimpijskimi po zakończeniu igrzysk w Londynie. Przechodziłem przez kilka szczebli w karierze menadżerskiej. Zaczynałem jako zwykły ratownik na basenie. Z biegiem czasu zacząłem piastować funkcje menadżerskie. Zakres obowiązków był bardzo szeroki i zależał od miejsca, w jakim w danej chwili się znajdowałem, a to zależało zaś od tego, gdzie firma mnie potrzebowała. Zajmowałem się kwestiami technicznymi, zarządzaniem pracownikami, dbaniem o ich bezpieczeństwo, działem marketingu i promocji, pozyskiwaniem nowych klientów, tworzeniem strategii marketingowych.
A z żużlem w Wielkiej Brytanii miał pan styczność?
- Przyznam szczerze, że bardzo nosiłem się z zamiarem częstych wizyt na meczach. Mieszkałem blisko stadionu Areny Essex. Z zaskoczeniem przyjąłem jednak fakt, że niewielu moich znajomych, z którymi pracowałem, znało się na żużlu. Oczywiście edukowałem ich na bieżąco. Informowałem ich o zasadach, wynikach, zawodnikach, ale to było za mało.
Jak długo pracował pan poza granicami naszego kraju?
- Sześć i pół roku.
Przejdźmy do tematu częstochowskiego Włókniarza. Zmiany w zarządzie zaszły tu stosunkowo niedawno, bo w grudniu, a tymczasem mamy kolejną rotację na najważniejszym stanowisku.
- Zarząd Włókniarza w związku z planowanymi przeobrażeniami w strukturach klubowych i nowym podziałem funkcji poszukiwał osoby, która mogłaby pełnić funkcję reprezentacyjną, czyli osoby z komunikatywnym językiem angielskim, doświadczeniem w zarządzaniu, doświadczeniem w mediach, bo to też jest istotne, aby umiejętnie z dziennikarzami rozmawiać i nie dać im się podejść. Ludzie, z którymi współpracowałem w radiu FON, Życiu Częstochowskim, czy po prostu przyjaciele częstochowskiego żużla, zasugerowali władzom klubu, że być może to ja jestem właściwą osobą na to stanowisko. Z tego co wiem, klub miał kilku kandydatów. Przeszliśmy profesjonalny proces rekrutacji w postaci rozmów kwalifikacyjnych i w wyniku tych rozmów zostałem wybrany prezesem Włókniarza.
Wspomniał pan o planowanych przeobrażeniach, w wyniku których zaszły zmiany. Mówimy tu o wejściu na giełdę New Connect?
- Troszkę wymigam się od jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. To jest temat, którym stale się zajmujemy i wiążące decyzje jeszcze nie zapadły. Aczkolwiek nie ukrywam, że był to także jeden z czynników.
Jakie pana zdaniem kreują się możliwości dla częstochowskiego klubu przy ewentualnym pojawieniu się na takiej giełdzie?
- To jest przede wszystkim zabezpieczenie finansów klubu w planie długofalowym i stały przypływ środków finansowych, czyli coś, o co klub zabiega od lat. Nie mamy takich narzędzi funkcjonowania klubu w postaci chociażby obiektu sportowego na wzór dzisiejszych stadionów piłkarskich, gdzie znajdują się nie tylko powierzchnie reklamowe, ale również te do prowadzenia działalności handlowych, z których można byłoby czerpać stały dochód. Dla jasności, nie mówimy tu o jakichś jednorazowych kwotach czy sponsorach, którzy wykładają pieniądze na utrzymanie np. zawodnika, choć ta forma pomocy jest niezwykle ważna, tylko o stabilnych finansach, aby co rok nie zastanawiać się, czy stać nas na utrzymanie Ekstraligi żużlowej, czy też nie.
Lub w ogóle nad sensem prowadzenia działalności.
- Dokładnie tak. Dlatego odnosząc się do pytania, chodzi nam o tworzenie stałych podstaw i rozszerzanie źródeł finansowania. Jako zarząd taki cel wyznaczyliśmy sobie na nadchodzący sezon.
Ma pan już pomysł, jak pozyskiwać kolejne narzędzia do finansowania klubu?
- Znów pozwolę sobie uniknąć jednoznacznej odpowiedzi. Jestem w klubie od kilku dni, a oficjalnie prezesem od piątku. Dlatego proszę mi dać jeszcze kilka dni na rozmowę z zarządem, na oswojenie się z aktualnie prowadzonymi działaniami.
Rozumiem, że dopiero zaznajamia się pan i wprowadza w realia klubu.
- Tak. Wiem, że od jakiegoś czasu prowadzone są rozmowy z potencjalnymi sponsorami, którzy mogliby znaleźć się w nazwie klubu, czy z inwestorami, których środki pomogłyby jeszcze bardziej przyczynić się do dobrego funkcjonowania klubu. Ja w tych rozmowach nie uczestniczyłem, dlatego jest mi trudno na ten temat się wypowiadać. Oczywiście mam też swoje pomysły, ale na ich ujawnienie przyjdzie czas. Po prezentacji drużyny usiądziemy z zarządem i na spokojnie podyskutujemy.
Klub informując o zmianie prezesa przekazał, że podwaliny do budowy silnej firmy zostały stworzone. Jak organizacyjnie obecnie klub funkcjonuje?
- Klub jest stabilny organizacyjnie i finansowo. Na bieżąco reguluje wszelkie bieżące zobowiązania finansowe. Nie ma żadnych bieżących zaległości. Ponadto współpracuje na dzień dzisiejszy bardzo dobrze i bardzo sprawnie z władzami miasta. Ma grupę oddanych sponsorów, która stale się powiększa poprzez zachęcanie do zaangażowania się w działalność klubu. Na dzień dzisiejszy wszystko funkcjonuje bardzo dobrze. Oczywiście wszyscy będziemy się jeszcze docierać i na pewno jeszcze nie raz będziemy się zastanawiać, czy jakichś kosmetycznych zmian nie dokonać. Mam tutaj na myśli jakiś nowy podział obowiązków. Tak jest w każdej firmie. Czasami trzeba reagować na pewne sytuacje i w każdej firmie bez tego się nie obędzie. Przebywając w Londynie pracowałem na czterech czy pięciu różnych obiektach. Trafiałem tam, gdzie mnie potrzebowano i zajmowałem się różnymi funkcjami. Podobnie może się dziać we Włókniarzu, jak w firmie.
Obawy o funkcjonowanie klubu są bezpodstawne?
- Tak. Wiem, że dla kibiców zmiany na stanowisku prezesa w krótkim czasie mogą być zaskakujące. Pan Marek Polaczek wykonał ciężką pracę, a teraz ma po prostu inne zadania. To też odnosi się do tego, o czym mówiłem chwilę wcześniej. Te wszystkie zmiany były zaplanowane. Tutaj nie ma żadnych spiskowych teorii dziejów, żadnego chaosu. Wszystko funkcjonuje tak, jak w profesjonalnie zarządzanej firmie.
Przejmuje pan stery w klubie w momencie, gdy praktycznie wszystkie przygotowania do sezonu dobiegają końca. Skład jest znany, sparingi zaplanowane, tor przygotowywany. Co pan może powiedzieć na temat drużyny?
- Przede wszystkim chciałbym bardzo gorąco w tym miejscu podziękować panu Markowi Polaczkowi (poprzedni prezes Włókniarza – dop.red.), który sprawił, że ta drużyna jest faktycznie już dziś gotowa organizacyjnie do startu Enea Ekstraligi. Olbrzymią pracę pan Marek Polaczek włożył w przygotowania. Również chciałbym podziękować i docenić wkład Mariana Maślanki. Jeśli chodzi zaś o sam zespół, to liczymy na waleczność zawodników, którzy się w nim znaleźli. Wierzymy, że jest to ekipa, która nie odpuści do ostatniego biegu i ostatniego meczu w sezonie. Nie mamy gwiazd, no może oprócz Grigorija Łaguty, który na taką wyrósł po minionym sezonie. Jest to fantastyczny zawodnik, któremu wielu wróży świetlaną przyszłość. Myślę jednak, że brak gwiazd jest siłą tej drużyny. Nie ukrywam, że względy ekonomiczne miały wpływ na taki, a nie inny skład, ale mam nadzieję, że będzie on naszą wielką siłą.
Ale sam fakt utrzymania Grigorija Łaguty był sporym osiągnięciem, tym bardziej, że zabiegało o niego kilka klubów.
- Dokładnie tak. Bardzo głęboko wierzymy w to, że Grisza i spółka przyciągnie na trybuny rzeszę kibiców, na których zawsze mogliśmy liczyć. Wracając jeszcze do poprzedniego pytania, tak jak powiedziałem, mamy zespół bez oszałamiających nazwisk, ale za to składający się z naprawdę solidnych zawodników, których stać na fantastyczną jazdę przy odpowiednim przygotowaniu sprzętowym oraz kondycyjnym. Od strony sprzętowej o przygotowanie zadbaliśmy, bo klub na bieżąco regulował wszelkie zobowiązania wobec zawodników i pozytywnie odnosił się do próśb o dofinansowanie na sprzęt, więc o to można być spokojnym. Celem podstawowym, który się nie zmieni, jest jak najszybsze zapewnienie sobie miejsca w pierwszej ósemce, czyli utrzymanie w najwyższej klasie rozgrywkowej. Ale ta drużyna jest nieobliczalna…
I może zaskoczyć sprawiając wielkiego psikusa znajdując się w czołówce tabeli.
- My chłopaków będziemy wspierać na każdym kroku. Myślę, że sprawilibyśmy niezłego psikusa niejednemu malkontentowi, niekoniecznie z naszego miasta, gdybyśmy faktycznie awansowali do play-offów. To nie jest jednak cel, który zarząd stawia przed zawodnikami.
Czyli żadnej wywieranej presji nie będzie?
- Absolutnie nie. Wymagamy jedynie serca do walki, ambicji na torze, rywalizacji o każdy punkt i profesjonalizmu, którego oczekuje się od każdego pracownika w każdej firmie. CKM Włókniarz SA, może to zabrzmieć brutalnie, ale jest firmą…
W obecnych czasach tak to w sporcie jest.
- Niestety tak ten sport funkcjonuje. Włókniarz jest firmą, która musi być profesjonalnie zarządzana, ale ma też prawo wymagać profesjonalizmu od swoich pracowników, czyli w tym przypadku także, a raczej przede wszystkim od zawodników. Myślę, że oni doskonale to rozumieją. Zresztą profesjonalizm jest konieczny w biurze klubowym, sztabie szkoleniowym, zarządzie i myślę, że w tym też tkwi nasza siła. Wszyscy profesjonalnie podchodzimy do swoich obowiązków.
W drugiej części wywiadu prezes Paweł Mizgalski wypowiedział się m.in. na temat widowiskowości pojedynków rozgrywanych w Częstochowie, o klimacie dla żużla pod Jasną Górą oraz kilku innych, ciekawych kwestiach.