Transferowy nos Mariana Maślanki

Marian Maślanka od wielu lat sprawuje funkcję prezesa Włókniarza Częstochowa. W tym czasie jego zespół przeżywał momenty chwały, a także zmagał się z kryzysem. Prezes Lwów w ostatnich latach miał nosa do transferów.

W dwóch ostatnich sezonach częstochowski Włókniarz był skazywany na pożarcie. Lwy miały z hukiem spaść z Ekstraligi. Skład Włókniarza był zbudowany za niewielkie - w porównaniu do innych klubów - środki finansowe. Zespół, którego prezesem jest Marian Maślanka, miał nie wygrać żadnego spotkania, jednak ambitna ekipa spod Jasnej Góry zarówno w sezonie 2010, jak i w tym roku utrzymała się w elicie po barażach.

Przed zakończonym niedawno sezonem Marian Maślanka oparł kadrę swojej drużyny o zawodników, którzy w roku 2010 z powodzeniem ścigali się w I lidze. Jak pokazały tegoroczne rozgrywki,, był to strzał w dziesiątkę. Grigorij Łaguta był objawieniem tegorocznych zmagań w najlepszej lidze świata i liderem walczącego o utrzymanie Włókniarza. Rosjanin spisywał się tak dobrze, że trafił do siódemki sezonu naszego portalu. Jego dobra postawa nie umknęła prezesom innych klubów żużlowych i nie może on narzekać na brak ofert. O pozostaniu starszego z braci Łagutów w ekipie ze świętego miasta marzą kibice Włókniarza, którzy wraz z klubem zorganizowali akcję zbiórki funduszy na kontrakt Rosjanina.

W minionym sezonie rywale często musieli oglądać plecy Grigorija Łaguty

Rewelacją sezonu był również Daniel Nermark. Szwed udowodnił, że potrafi wygrać z każdym żużlowcem i nie warto go skreślać. Nermark, który uzgodnił już warunki kontraktu z Włókniarzem, był drugim po Łagucie zawodnikiem Lwów pod względem średniej biegopunktowej. Jazdę Szweda docenił między innymi Władysław Komarnicki - prezes gorzowskiej Stali, która była zainteresowana pozyskaniem Nermarka. - Nie każdy ma taki talent jak Nermark, że bezboleśnie potrafi dostosować się do wymagań Ekstraligi - przyznał w jednej z rozmów z naszym portalem Komarnicki.

Również w sezonie 2010 prezes Włókniarza wykazał się trafnym wyborem zawodników. Do ekipy prowadzonej wówczas przez Jana Krzystyniaka trafił Jonas Davidsson, który po roku 2009 i słabych występach nazywany był najgorszym obcokrajowcem Ekstraligi. Szwed w tamtym sezonie był reprezentantem Polonii Bydgoszcz i nie zachwycał swoją jazdą kibiców tego zespołu. Sternik klubu z Częstochowy zaufał Szwedowi i ten w zeszłym roku z powodzeniem reprezentował barwy Lwów. Szwed tak bardzo chciał ścigać się w barwach Włókniarza, że sam zapłacił za swoje wypożyczenie. Po udanym sezonie Davidsson trafił do Zielonej Góry, gdzie walnie przyczynił się do zdobycia tytułu Drużynowego Mistrza Polski.

W ostatnich latach ekipa Lwów nie miała zbyt wielu powodów do radości

Swoją szansę w zeszłym roku wykorzystał również Rafał Szombierski. Wychowanek RKM Rybnik po kilku latach przerwy powrócił do czarnego sportu, a umożliwił mu to Marian Maślanka. "Szumina" przebojem wdarł się do składu Lwów i stał się ulubieńcem publiczności gromadzącej się na Arenie Częstochowa. Rybniczanin oraz Włókniarz przed sezonem 2010 byli wyśmiewani przez fanów żużla z całej Polski. Tymczasem Szombierski swoją postawą w swoim pierwszym sezonie we Włókniarzu udowodnił, że nie należy nikogo skreślać. Polak słabiej spisywał się w tegorocznych rozgrywkach i coraz częściej słychać głosy, że opuści Częstochowę.

W poprzednich sezonach do miasta położonego na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej trafiali zawodnicy, którzy prezentowali przeciętny poziom, a w Częstochowie sprzyjał im tutejszy klimat w klubie i wdrapywali się na wyżyny swoich możliwości. Jednym z przykładów takiego zawodnika jest Tomasz Gapiński. "Gapa" do Częstochowy przybył z Wrocławia. Swoją dobrą postawą szybko zaskarbił sobie sympatię fanów Włókniarza. Po dwuletnim pobycie pod Jasną Górą Gapiński przeniósł się do Gorzowa. Swoją szansę wykorzystał również Lee Richardson. Anglik tak polubił częstochowski klub, że kilka lat temu zdecydował się na podpisanie 5-letniego kontraktu z Lwami. Kontrakt ten został w 2009 roku renegocjowany i skrócony z powodu problemów finansowych klubu, które spowodowane były wycofaniem głównego sponsora - firmy Cognor.

W roku 2007 furorę w barwach Włókniarza robił Lukas Dryml. Ówczesny trener Lwów, Piotr Żyto, długo nie stawiał na Czecha, ale kiedy już na niego postawił, ten szybko odpłacił się dobrą postawą i był wielokrotnie najlepszym jeźdźcem Lwów, a jego jazda przypadła do gustu fanom Włókniarza. Młodszy z braci Drymlów musiał opuścić szeregi Włókniarza z powodów regulaminowych. Czech wywalczył wtedy awans do cyklu Grand Prix, a w lidze polskiej mogło wtedy startować dwóch zawodników z elitarnego cyklu. W Częstochowie zdecydowano się postawić na duet Nicki Pedersen - Greg Hancock.

Starty w Częstochowie pozytywnie wpłynęły na rozwój karier Taia Woffindena i Grzegorza Walaska. Ten pierwszy debiutował w barwach Włókniarza w lidze polskiej i niemal od razu wywalczył sobie miejsce w składzie. Z meczu na mecz Anglik prezentował się coraz lepiej, a jego dobre występy w roku 2009 zaowocowały stałą dziką kartą na starty w cyklu Grand Prix. We Włókniarzu swoje skrzydła rozwinął Walasek. Wychowanek klubu z Zielonej Góry na częstochowskim owalu odnosił największe sukcesy w karierze. To właśnie na obiekcie przy ulicy Olsztyńskiej świętował tytuły Indywidualnego Mistrza Polski zarówno w kategorii juniorskiej, jak i seniorskiej. Startując we Włókniarzu Walasek stał się klasowym jeźdźcem, a nawet był stałym uczestnikiem cyklu Grand Prix.

Tai Woffinden z Marianem Maślanką

Innymi przykładami rozwoju w barwach Lwów są Ryan Sullivan i Rune Holta. Australijczyk startując w Częstochowie był najlepszym jeźdźcem Ekstraligi, a urodzony w Norwegii żużlowiec między innymi dzięki zabiegom działaczy Włókniarza otrzymał polskie obywatelstwo i był jednym z najskuteczniejszych zawodników klubu. Holta startując w barwach Lwów zdobył swój pierwszy tytuł Indywidualnego Mistrza Polski, a także zajął 4. miejsce w klasyfikacji generalnej cyklu Grand Prix.

Wśród transferów dokonywanych za kadencji Mariana Maślanki jako prezesa Włókniarza znajduje się też kilka niewypałów. Startując w ekipie z Częstochowy zawodził Antonio Lindbaeck, który szybko został odstawiony od składu, a po kilku miesiącach ogłosił nawet zakończenie kariery z powodów osobistych. Swojej szansy w roku ubiegłym nie wykorzystał Lewis Bridger. Anglik do Częstochowy przybywał jako nadzieja brytyjskiego żużla. Bridger narzekał wcześniej na małą ilość startów w momencie, kiedy przegrywał rywalizację z Woffindenem. Kiedy już Lewis Bridger dostał swoją szansę, spisywał się grubo poniżej oczekiwań. Warto wspomnieć również Krzysztofa Słabonia, któremu przyjście do Częstochowy nie wyszło na dobre. Były reprezentant Kanady nie zdołał wywalczyć sobie miejsca w składzie Lwów. Słaboń do Częstochowy przybywał jako jeden z liderów Startu Gniezno. Od chwili odejścia z pierwszej stolicy Polski Słaboń nie może powrócić do dobrej formy.

Krzysztof Słaboń podpisujący kontrakt z Włókniarzem

Jak widać w większości przykładów klimat panujący w częstochowskim klubie i brak presji na wynik sprzyja rozwojowi żużlowców. Wielu byłych reprezentantów Lwów chwali sobie okres spędzony w tym klubie. Chociaż klimat wokół żużla w Częstochowie nie jest najlepszy i częściej słychać słowa narzekania niż pochwały, to zawodnicy Włókniarza, jakby na przekór, pokazują że mimo braku wielkich nazwisk w składzie warto na nich stawiać i przychodzić oglądać widowiska żużlowe na Arenie Częstochowa. Do tego dochodzą niemal przyjacielskie relacje prezesa z zawodnikami. Ostatnio tą drogą poszedł Grzegorz Zengota, który uzgodnił warunki kontraktu z Lwami. Czy zielonogórzanin wykorzysta swoją szansę? Przekonamy się już za kilka miesięcy.

Komentarze (0)