Chciałbym zostać w Częstochowie! - rozmowa z Grigorijem Łagutą, liderem Włókniarza Częstochowa

Grigorij Łaguta ponownie był czołową postacią Włókniarza Częstochowa. Tym razem zdobył 12 punktów w starciu z Tauronem Azoty Tarnów. Rosjanin po spotkaniu udzielił nam odpowiedzi na kilka pytań.

Mateusz Makuch: Bieżący sezon jest dla ciebie fantastyczny. Świetnie radzisz sobie w Polsce, Szwecji, Rosji.

Grigorij Łaguta: Po prostu dobrze przepracowałem okres przygotowawczy podczas zimy. To cała tajemnica.

Powoli Częstochowa zostaje nazywana miejscem, w którym zawodnik ma szansę na rozkwit kariery. W ostatnich latach tak było chociażby z Markiem Loramem, Grzegorzem Walaskiem, Tomkiem Gapińskim, Rune Holtą, czy Jonasem Davidssonem. Najbliższy ci przykład to chyba tegoroczna postawa Daniela Nermarka. Jak jest natomiast z tobą?

- Oczywiście klimat w klubie i drużynie też jest ważny. Może faktycznie coś w tym jest. Ja jednak uważam, że wszystko zależy od zawodnika. Jeśli jest dobry to poradzi sobie wszędzie. A jak nie będzie trzymać gazu to nie da rady i tyle.

Po spotkaniu z Gorzowem, gdy wychodziłeś do kibiców ktoś krzyknął, że niebawem będziesz mistrzem świata. Teraz musieliśmy poczekać z rozpoczęciem rozmowy, bo byłeś oblegany przez fanów właśnie jak czempion.

- Absolutnie nie czuję się jak mistrz świata, jeśli to sugerujesz (śmiech). Czuję się normalnie, tak jak każdy inny zawodnik. Jestem normalnym chłopakiem.

Myślisz o startach w Grand Prix?

- A tego nie wiem. Przed zimą się wszystko okaże. Zamierzam nadal robić swoje, zdobywać dużo punktów.

Doskonale zdajesz sobie jednak sprawę, że w przyszłym roku w Polsce w drużynie będzie mógł startować tylko jeden zawodnik z cyklu.

- Tak, ale ja myślę, że regulamin zimą jeszcze może ulec zmianie i ostatecznie wszystko pozostanie tak jak teraz, czyli dwóch chłopaków z Grand Prix w zespole.

Liczysz na takie rozwiązanie, czy nie ma to dla ciebie znaczenia?

- W sumie będąc szczerym to nie jest to dla mnie istotne. Ja się dostosuję do przepisów. Ważne, abym pasował do koncepcji drużyny.

Na pewno dostrzegasz, że w Częstochowie jesteś wręcz bożyszczem kibiców…

- Zdecydowanie tak!

No właśnie. Chciałbyś zostać we Włókniarzu?

- Jeśli chodzi o mnie i o moje zdanie na ten temat, to na pewno chciałbym zostać w Częstochowie. Teraz czekam na to, co zrobi Marian (Maślanka, prezes Włókniarza - dop.red.).

Jakieś przymiarki ze strony prezesa już były?

- Oczywiście. Już jakieś małe rozmowy na temat kolejnego kontraktu prowadziliśmy. Ale wiadomo, sezon jeszcze trwa i nie za bardzo to mi teraz w głowie. To jest żużel. Zobaczymy.

Kibice z Częstochowy jasno wyrazili, kogo pragną w składzie na kolejny sezon

Nawiążę już do niedzielnego spotkania. Znowu łańcuszek w pierwszym biegu…

- Ale tym razem to był tylni, a nie przedni.

Zaś przed kolejnym swoim biegiem w ostatniej chwili zmieniłeś maszynę.

- No tak. Przesiadłem się na drugi motocykl, przejechałem się na nim i wygrałem. Potem z powrotem wybrałem pierwszą maszynę i też udawało mi się przyjeżdżać na metę pierwszym. Generalnie sprzęt miałem dobrze przygotowany. Defekt w pierwszym biegu to po prostu pech.

Musisz mieć niesamowite fury w swojej stajni, skoro zmieniając motocykl na kilka sekund przed startem wygrywasz i wykręcasz przy tym najlepszy czas dnia

- (śmiech) Co ja mogę powiedzieć? Cieszę się, że tak jest.

W 12. biegu wraz z Arturem Czają przywieźliście dla Włókniarza podwójne zwycięstwo. Ty widziałeś go za swoimi plecami i rozglądałeś się za nim.

- Wiadomo. To jest bardzo młody zawodnik i spoglądałem na to, co robi. Kasprzak jest dobrym zawodnikiem, bardziej doświadczonym i obawiałem się, że sobie z nim poradzi, dlatego myślałem jak mu pomóc. Wydaje mi się, że nie odjechałem aż tak daleko do przodu. Patrzyłem do tyłu, co się dzieje i starałem się kontrolować sytuację. Brawo też dla Artura, bo jechał mądrze.

Mecz sam w sobie był przewrotny. Najpierw sześcioma oczkami prowadził Tarnów, a ostatecznie wygrał Włókniarz różnicą ośmiu punktów. Co się stało, że karta tak się odwróciła?

- Przede wszystkim bardzo dobrze, że wygraliśmy ten mecz. Mocno się skoncentrowaliśmy na ostatnich biegach, przygotowaliśmy się do nich należycie i przed nominowanymi doprowadziliśmy do remisu. W ostatnich dwóch biegach wygraliśmy po 5:1 i zbudowaliśmy jakąś przewagę.

Ale zmienił się np. tor, czy ta mobilizacja w drużynie była aż tak ogromna?

- I to, i to. Tor się zmieniał. Raz był twardy, raz przyczepny. Poza tym trzeba było wygrać. Przed zawodami natomiast chłopaki z Tarnowa chcieli jakiś korekt na torze. To też nas wybiło nieco z rytmu na samym początku.

Byłeś zaskoczony tak dobrym początkiem ze strony tarnowian?

- Tak. Poza tym jak wspomniałem, te prace przy nawierzchni nieco wpłynęły na naszą postawę.

Jak widzisz szanse w rewanżu?

- A nic nie będę na ten temat mówił (śmiech). Co można sensownego powiedzieć przed zawodami? To jest sport, wszystko może się wydarzyć.

Jak zawsze, uśmiechnięty Grigorij Łaguta

Źródło artykułu: