Tor w Gnieźnie poznaniakom ewidentnie nie leży. W trzech ostatnich meczach ani razu nie zdołali przekroczyć granicy 30 punktów. Dwa lata temu zdobyli 25, rok temu 27, a w minioną niedzielę w sumie zapisali na swoim koncie 30 "oczek". Nie pomogły im nawet absencje Scotta Nichollsa i Simona Gustafssona, czy fakt, że w składzie gospodarzy wystąpiło aż czterech młodzieżowców.
- Dwoma zawodnikami (Norbert Kościuch i Robert Miśkowiak), do tego także popełniającymi błędy, nie da się walczyć o korzystny rezultat - tłumaczył Mirosław Kowalik, trener Lechmy Poznań. - Gospodarze jechali osłabieni, dlatego wydawało mi się, że będziemy w stanie nawiązać z nimi równorzędną walkę. Jednak wyszło na to, że kolejny raz się mocno pomyliłem. To jest porażka nie tylko zawodników, ale i całego klubu.
- Tor był dzisiaj wyjątkowo wilgotny, sprzyjał walce - przekonywał. - Gospodarze pokazali jak należy na nim wyprzedzać.
Kowalik zdradził, że istnieje szansa, że Skorpiony zasili nowy zawodnik. - Jest szansa, że wzmocnimy się kimś, żeby w meczach przed własną publicznością zrehabilitować się za ostatnie porażki. Gratuluję gospodarzom zwycięstwa, a my musimy... nie wiem co musimy. Musimy coś zrobić, ale brakuje koncepcji - mówił zrezygnowany.
Para gospodarzy przed zawodnikami PSŻ