Greg Hancock - żużlowiec jak wino

Greg Hancock nie przestaje zadziwiać żużlowego świata. Najstarszy uczestnik cyklu Grand Prix 2011 zwyciężył w sobotnim turnieju w Pradze i objął prowadzenie w klasyfikacji przejściowej Indywidualnych Mistrzostw Świata. Jaka jest recepta Amerykanina na sukces?

W tym artykule dowiesz się o:

- W zeszłym roku poczyniłem wiele testów, żeby być gotowym na wprowadzenie nowych tłumików. Po prostu chciałem mieć wszystko poukładane. Teraz czuję, że to procentuje. Każdy szuka optymalnych ustawień. Mentalnie przygotowałem się na zmiany, a dodatkowo zimą sporo trenowałem w USA - powiedział Hancock.

Reprezentant Stanów Zjednoczonych wystąpił we wszystkich rozegranych do tej pory turniejach cyklu Grand Prix, który istnieje od 1995 roku. "Herbie" wywalczył w tym czasie cztery medale czempionatu: jeden złoty (1997), jeden srebrny (2006) oraz dwa brązowe (1996 i 2004). Takie osiągnięcia robią ogromne wrażenie. - Nie podchodzę do tego w ten sposób. Idę się ścigać, daję z siebie wszystko i próbuję wygrać, ale wiem, że jutro będzie nowy dzień, w którym będę chciał robić dokładnie to samo. Zawsze staram się wykorzystać swoje umiejętności w stu procentach i ryzykuję, kiedy trzeba. Nie wykonuję jednak nieprzemyślanych manewrów - dodał Amerykanin.

W historii speedwaya niewielu było zawodników, którzy w wieku 41 lat wciąż byli na topie i na zawołanie objeżdżali sporo młodszych kolegów ze światowej czołówki. - Mój wiek nie jest dla mnie problemem. Niektórych ludzi fascynuje to, że wciąż jestem w czołówce, a inni się wkurzają. Wiek to jednak nie wszystko, ponieważ najbardziej liczy się głód wygrywania. W głębi duszy jestem młodszy niż większość moich kolegów z toru. Gdy ja byłem młodym chłopakiem, nie miałem problemów z tym, że starsi okazywali się lepsi. Po prostu chciałem w końcu im dorównać lub ich pokonać - poinformował Greg.

Hancock pomimo ponad czterdziestu lat na karku wciąż znajduje się w doskonałej kondycji fizycznej. - Nigdy nie podejmuję nieuzasadnionego ryzyka. Jeżdżę na krawędzi tylko wtedy, gdy jestem pewien, że przyniesie mi to jakąś korzyść. Nie jestem typem faceta, który stawia wszystko na jedną kartę. Dlatego też nie gram w kasynach w Las Vegas. Zawsze mam opracowaną taktykę. Różnica pomiędzy zwycięzcą a przegranym często jest niewielka. Taka sama jak w przypadku bycia zdolnym do jazdy w następnym wyścigu lub nie - kontynuował jeździec Stelmet Falubazu Zielona Góra.


Greg Hancock najlepszy w GP Czech

Nie samym żużlem człowiek żyje, dlatego w sercu Amerykanina jest też miejsce dla innych sportów. "Herbie" bardzo lubi np. hokej na lodzie. - W Szwecji mam wielu przyjaciół, którzy są fanatykami hokeja, więc często dyskutujemy o tym, kto jest lepszy w tej dyscyplinie. Szwecja jest o wiele mniejszym krajem niż USA, ale wszyscy tam pragną zwycięstw. Ja nie jestem jakimś zapalonym kibicem, ale podczas przerwy zimowej lubię wyskoczyć na jeden lub dwa mecze Anaheim Ducks i Los Angeles Kings - ciągnął "Jankes".

Hobby 41-latka nie jest za to czytanie książek. - Nigdy nie byłem molem książkowym i właśnie dlatego zamiast dalszej edukacji wybrałem karierę żużlowca. Nie lubiłem czytać, a ogromną przyjemność sprawiała mi jazda na motocyklu. Czytam tylko to, co jest dla mnie szalenie interesujące. Ostatnimi czasy coraz częściej oddaję się lekturze nowinek ze świata, ale to prawdopodobnie tylko efekt starzenia się i stawania się bardziej dojrzałym życiowo człowiekiem - stwierdził Hancock.

Kariera żużlowca nie jest łatwym kawałkiem chleba. Najlepsi starty w GP potrafią łączyć z jazdą w kilku ligach. - Bardzo tęsknię za domem. Gdy byłem młodszy, nie odczuwałem tego aż tak, ponieważ wszystko było dla mnie nowe. W ciągu ostatnich 20 lat w Europie spędziłem więcej czasu niż w Kalifornii. Uwielbiam moją szwedzką bazę, moja żona jest Szwedką, ale prawdziwy dom mam w Stanach - pożalił się reprezentant USA.

"Herbie" ma dwóch synów: Wilbura oraz Billa. Czy istnieje więc szansa, że po zakończeniu przez niego kariery nazwisko Hancock nie zniknie z żużlowych torów? - Moje dzieci kochają żużel i nie jest to dla mnie niespodzianką. Przez sześć-siedem miesięcy w roku żyją tylko speedwayem, więc chyba nie miały wyboru. Zimą jednak również się dobrze bawimy. Motocykle na dwa miesiące chowam do garażu i staram się odpocząć od tego wszystkiego. Próbuję je zachęcać, żeby spróbowały wszystkiego i wybrały to, co sprawia im największą przyjemność. Moje dzieci uwielbiają jazdę na rowerach BMX oraz deskorolce. Hokej również je wciągnął. Nie chcę, żeby na siłę tkwiły przy żużlu. Same muszą zdecydować, czego chcą - zakończył Hancock.


Uśmiech to podstawa

Przypomnijmy, że Greg Hancock w swojej karierze bronił barw klubów z sześciu polskich miast: Częstochowy, Gdańska, Gniezna, Leszna, Wrocławia oraz Zielonej Góry.

Źródło artykułu: