Jarosław Galewski: Przede wszystkim gratuluję. PSŻ Lechma Poznań zostaje w pierwszej lidze. Ulga?
Mirosław Kowalik: Na pewno jest ulga, ponieważ trochę stresu i nerwowości w naszym obozie dało się zauważyć. Wiedziałem, że jesteśmy w stanie wygrać wysoko to spotkanie. Po cichu obstawiałem, że goście z Rybnika zdobędą 35 punktów. Zwycięstwo było jeszcze bardziej okazałe, rywal zdobył tych punktów 30. To świadczy o tym, że mamy naprawdę bardzo fajną, silną drużynę, zwłaszcza na własnym torze. Myślimy już powoli o budowaniu zespołu na kolejny sezon. Myślę, że ten trzon zespołu uda się zatrzymać w Poznaniu.
Kibice obejrzeli w niedzielę dużo walki. Tor był bardzo przyczepny, co najlepiej pokazują czasy, jakie uzyskiwał Robert Miśkowiak. Takie było założenie?
- Tor ma być zawsze taki sam. Tak ustaliliśmy z zawodnikami. Ja nie rządzę torem. To zawodnicy życzą sobie, jaka ma być nawierzchnia i tak jest ona przygotowywana. W większości spotkań od początku mojego powrotu do Poznania tor jest taki sam. Cóż, na pewno szkoda wpadki z Grudziądzem. W tym pojedynku mieliśmy jednak trochę pecha. Zadecydowały jednak przede wszystkim błędy, które sami popełnialiśmy na torze. Ten mecz był tak naprawdę wygrany.
Po raz kolejny Rafał Trojanowski pokazał, że potrafi jechać. Wypada tylko żałować, że temu zawodnikowi brakowało w tym roku regularności.
- To prawda. Zawsze w niego wierzyłem. Twierdzę, że ten zawodnik ma bardzo duże możliwości. Pokazał to zresztą w niedzielę. Zawiódł trochę w meczu z Grudziądzem, który przegraliśmy między innymi przez niego. Jeżeli będzie unikał takich wpadek i nie będzie powtarzać się sytuacja, że w dwóch meczach zdobywa 13 punktów, a w kolejnych dwóch cztery, to na pewno Rafał będzie w pełni wartościowym zawodnikiem, na którym będzie można polegać. To świetny człowiek, ale również bardzo dobry żużlowiec. Pozostała część drużyny również pokazała, że stać ją na wiele. Mamy w Poznaniu grupę bardzo wartościowych żużlowców.
W poznańskim zespole od pewnego czasu jeden zawodnik zasługuje bez wątpienia na określanie go mianem lidera.
- Tak, Robert Miśkowiak sam wykreował się na lidera tego zespołu i nikomu to nie przeszkadza. Zawodnik również czuje się znakomicie w tej roli. Trzeba go jeszcze tylko w tym utwierdzać, a przede wszystkim zatrzymać na kolejny sezon i na takich fundamentach budować drużynę. Pali się takie światełko w tunelu. Jeżeli tylko uda się zapewnić odpowiedni budżet, to w Poznaniu będzie naprawdę fajny żużel. Ze swojej strony będziemy zachęcać kibiców, bo okazuje się, że na wszystkich żużlowych obiektach w Polsce frekwencja mocno spada. Trzeba o tym pomyśleć i coś zrobić. Być może zdecydować się na całkiem darmowe bilety, jeżeli uda się zgromadzić do tego odpowiedni budżet. Na pewno należy pomyśleć o przyciągnięciu fanów.
Objął pan zespół w trakcie sezonu i pewnie ciężko podsumować całe rozgrywki w wykonaniu drużyny. Jedno jest jednak pewne, cel drużyny nie został zrealizowany…
- Trochę pechowo znaleźliśmy się w tej drugiej czwórce. Personalnie mamy świetny zespół i jestem głęboko przekonany, że zasługiwaliśmy na miejsce w górnej części tabeli. Nie mówię, że mogliśmy walczyć o Ekstraligę, ale w pierwszej czwórce naprawdę mogliśmy być. Pechowo znaleźliśmy się w drugiej połowie tabeli. Później wkradło się trochę nerwowości, ponieważ drużyna z Rybnika zaczęła nam deptać po piętach. W niedzielę jednak pokazaliśmy, na co nas stać.
O klubie z Poznania mówiło się w tym sezonie wiele i nie tylko o kwestiach sportowych, ale także o nie najlepszej sytuacji finansowej. W jakich kolorach widzi pan przyszłość poznańskiego żużla?
- Jeżeli chodzi o finanse to - z tego, co wiem - jakoś różowo nie jest. W bardziej różowych kolorach rysuje się to na przyszły sezon. Padają jakieś deklaracje, szykują się nowe umowy ze sponsorami. Na podstawie rozmów, które przeprowadzam z prezesami klubu, okazuje się, że w przyszły sezon może być pod względem finansowym lepszy. Mam nadzieję, że wszystkie deklaracje ze strony sponsorów i miasta zostaną spełnione i pozycja żużla w pierwszej lidze nie będzie tak zagrożona. Myślimy nawet o tym, żeby budować taką drużynę, która powalczy o Ekstraligę.
Rozumiem, że chciałby pan nadal pracować w Poznaniu. Jakie są na to szanse?
- Myślę, że jeszcze zbyt wcześnie, by o tym mówić. Mam umowę podpisaną do końca października i z przyjemnością zostanę w Poznaniu. Bardzo dobrze się tutaj czuję.