W młodości siła. Słów kilka o juniorach Startu Gniezno

Dwanaście lat przyszło czekać gnieźnieńskim kibicom na kolejny awans Startu do finału Młodzieżowych Drużynowych Mistrzostw Polski. Niewykluczone, że to dopiero początek sukcesów juniorów z historycznej stolicy Polski, gdyż średnia wieku całej drużyny wynosi zaledwie 16,75 lat.

W 1998 roku, kiedy Start po raz ostatni dostąpił zaszczytu jazdy w finale Młodzieżowych Drużynowych Mistrzostw Polski wyróżniającymi się juniorami byli: Krzysztof Jabłoński, Paweł Duszyński i Mariusz Lisiak. W późniejszych latach, cała trójka w większym lub mniejszym stopniu zapisała się na kartach historii polskiego speedwaya. Najwięcej sukcesów (m.in. wicemistrzostwo świata juniorów, mistrzostwo Europy seniorów) było dziełem starszego z braci Jabłońskich, który do dziś z powodzeniem ściga się na żużlowych torach w barwach swojego macierzystego klubu. Duszyński i Lisiak zakończyli już kariery, ale ciut bardziej doświadczonym kibicom ich nazwiska na pewno nie są obce. W tamtym pamiętnym sezonie właśnie ci żużlowcy okazali się najlepsi w Polsce (skład uzupełnili: Tomasz Nowakowski i Robert Woźniak). W finale w Gnieźnie pokonali swoich rówieśników z Piły, Grudziądza i Torunia.

Młodzieżowcy Startu słuchają wskazówek swojego trenera - Leona Kujawskiego

Aktualnie ciężko przypuszczać, żeby Start był w stanie powtórzyć wspomniany sukces. Przede wszystkim wynika to z faktu, że w zdecydowanej większości młodzieżowcy z Gniezna to zawodnicy dopiero na dorobku. Najbardziej doświadczonym i zarazem utytułowanym żużlowcem w tym gronie jest Kacper Gomólski, który od dwóch lat regularnie startuje w lidze. Pozostali: Wojciech Lisiecki, Marcin Wawrzyniak i Oskar Fajfer są na początku swoich żużlowych karier. Jednak cała czwórka już dziś była zdolna, żeby po dwunastu latach przerwy znowu zdobyć się na awans do finału MDMP.

Charakteryzując tychże zawodników warto zwrócić uwagę na ich wiek. Najstarszy (Lisiecki) ma 18 lat, natomiast najmłodsi (Fajfer i Wawrzyniak) po 16. Czwarty z tegorocznych finalistów MDMP (Gomólski) ma 17 lat. W sumie daje to niezłą średnią - 16,75 lat. Oznacza to, że jeśli ci młodzi żużlowcy będą czynili postępy jak dotychczas, to Start powinien być zdolny do odnoszenia sukcesów w kategorii juniorów także w następnych latach.

Kolejnym argumentem przemawiającym na korzyść całej czwórki to fakt, że wszyscy są wychowankami klubu z ul. Wrzesińskiej 25. Dzięki temu kibicom łatwiej jest utożsamiać się z młodzieżową drużyną Startu, na trybunach zasiada wielu dalszych, bądź bliższych znajomych żużlowców. Dla starszych kibiców zapewne pozytywem jest, że siłą napędową juniorskiego zespołu są doskonale znane w Gnieźnie nazwiska: Gomólski i Fajfer. Kiedyś przecież dopingowali Jacka, Tomasza czy Adama. Dziś mogą wspierać ich następców: Kacpra lub Oskara.

Obserwując poczynania całej czwórki, a w szczególności podczas półfinału MDMP nie dało się nie zauważyć, że wszyscy oni są gotowi pójść za sobą w ogień. W zespole wytworzyła się bardzo potrzebna do odnoszenia sukcesów więź, która pozwala im kroczyć po kolejne sukcesy. Kiedy na tor upadł Oskar Fajfer, zaraz byli przy nim koledzy. Podobnie było w sytuacji, którą w całej rozciągłości krytykujemy, ale jednak warto o niej wspomnieć. Gdy Szymon Kiełbasa odgrażał się Fajferowi, za jego zdaniem zbyt agresywny atak, to obok niego pojawili się Gomólski z Lisieckim gotowi bronić racji swojego młodszego partnera z drużyny. Dla niektórych to być może mało znaczące elementy, jednak dla bardziej wytrawnych znawców szlaki - znak, że w młodzieżowej drużynie Startu jest wielka chęć odnoszenia wielkich sukcesów. A przecież nie da się tego dokonać w pojedynkę.

Gomólski (N) szuka partnera z pary

Podczas wspomnianego półfinału MDMP okazało się, że czasem ta praca na wspólny wynik może okazać się niebezpieczna. Ci co byli na zawodach widzieli, jak w jednym z biegów Gomólski tak długo utrudniał jazdę Piotrowi Machnikowi z Rzeszowa, aż w końcu tego drugiego wyprzedził Lisiecki i Start mógł cieszyć się nie z czterech, a pięciu punktów. Rzeszowianin był jednak do tego stopnia zdenerwowany przegraną i zaistniałą sytuacją, że jeszcze na torze zostawił motocykl i prawym sierpowym próbował wymierzyć sprawiedliwość... Lisieckiemu. Na całe szczęście - chybił.

Gnieźnieńskim kibicom pozostaje cierpliwie czekać na finał i 1 września ściskać kciuki za tych młodych żużlowców. Osobiście uważam, że warto. W końcu jeśli w tym roku nie uda się osiągnąć spektakularnego sukcesu, to będą kolejne szanse. Bo siłą tych chłopaków jest młodość.

Komentarze (0)