Oliwer Kubus: Kolejarz na udział w rundzie finałowej ma iluzoryczne szanse. Musiałby wygrać z Orłem Łódź i w Ostrowie. Wierzy pan w sukces?
Jerzy Drozd: Jako prezes muszę wierzyć, choć wiem, jak trudne zadanie przed nami. Bierzemy pod uwagę niepowodzenie i koniec sezonu w sierpniu. To byłaby tragedia dla nas i kibiców, ale sprawy potoczyły się pechowo.
Mecz z Orłem w piątek. To wyklucza udział Ricky Klinga, który jedzie w lidze angielskiej.
Zabraknie też Oestergaarda i Barkera. Oni również mają zajęte terminy. Nawet gdyby mieli wolne, to nie skorzystalibyśmy z nich. Nie będziemy błagać zawodników o przyjazd, skoro oni lekceważą klub i nie gwarantują zdobyczy. Kling z Oestergaardem dostawali szanse i często zawodzili. Przykładem może być pojedynek w Pile czy Krośnie. W ich miejsce wystąpią Fritz Wallner i Ilia Bondarenko. Tych zawodników ściągamy awaryjnie; naszych barw mieli już nie reprezentować. Sytuacja zmusiła nas do innych rozwiązań. Mam nadzieję, że Wallner i Bondarenko zmobilizują się i nie dają plamy. W końcu też coś potrafią. Chyba mają więcej ambicji od Oestergaarda czy Barkera.
Spodziewał się pan przed sezonem końca rozgrywek w sierpniu?
Pewnie, że nie. Na papierze byliśmy jednym z faworytów. Jednak od początku prześladował nas pech. Nikt nie mógł przewidzieć, że Dawid Cieślewicz dozna kontuzji, a choroba Czechowicza okaże się poważna. Adam Pawliczek, ściągnięty jako strażak, był w znakomitej formie i też dopadł go uraz. Pech nie ominął Michała Mitko. A kto się spodziewał, że Igor Kononow, Christian Ago czy Max Dilger zamiast postępów, zrobią krok w tył? Po udanym poprzednim sezonie liczyliśmy, że w tym staną się liderami, a zawiedli na całej linii. Gdyby wszystko potoczyło się tak, jak oczekiwaliśmy, to walczylibyśmy o awans.
W czym upatruje pan przyczyn słabej formy zawodników?
Chyba niewłaściwie przygotowali się do sezonu: sprzętowo i fizycznie. Może zbyt dobrze ich traktowaliśmy? Mieli zapewnione cieplarniane warunki- mieszkanie, jedzenie, sprzęt... Teraz wiem, że powinniśmy postępować twardo. Po słabych występach zawiesić czy obniżać pensje. Każdy popełnia błędy. My także i się od tego nie odżegnujemy. Jednak z ręką na sercu stwierdzam, że zrobiliśmy bardzo dużo. Sęk w tym, iż nie każdy ruch był właściwy. Niech to będzie nauczką na przyszłość.
Kolejarza nie rozpieszczała też pogoda.
To nasza zmora. Aż dziesięć imprez odwołano z powodu złych warunków! Trzykrotnie udawaliśmy się do Krosna, co pochłonęło ogromną sumę pieniędzy. Pogoda odstraszała ponadto kibiców. Albo było bardzo mokro, albo upalnie. To nie przyciągało na trybuny. Dodam, że od kiedy jestem w klubie, tak niskiej frekwencji nie widziałem. A publiczność jest największym sponsorem. Po raz pierwszy dochody ze sprzedaży biletów nie pokrywały kosztów organizacji. Wiem, że wynik zespołu nie zachęcał do przybycia, ale nawet po niezłych meczach, na następny przychodzili tylko najwierniejsi kibice.
Jaka jest sytuacja finansowa klubu?
Nienajlepsza. Przyczynia się do tego nie tylko słaba frekwencja, ale też brak sponsorów i dotacji od władz. Niewiele firm wspiera Kolejarza. Tym, którzy to robią dziękuję i proszę o kredyt zaufania. Bez pieniędzy nie osiągniemy sukcesu. Z klubem jest miasto, które wyremontowało szatnie i przeznaczyło pieniądze na działalność. Gorzej z Urzędem Marszałkowskim. Obiecano nam wyższe wsparcie w porównaniu z zeszłym sezonem. Okazuje się, że dostaniemy nie więcej, a mniej! A pieniędzy jeszcze nie otrzymaliśmy, choć w poprzednich latach o tej porze już były na koncie. To dezorganizuje klub i budżet. Okłamano nas. Musimy szukać dodatkowych funduszy, by załatać dziurę w budżecie. Sytuacja nie jest łatwa. Prosimy kibiców, by licznie przychodzili stadion. Tu nie chodzi tylko o klub, lecz przyszłość speedway’a w Opolu. Wspólnie możemy zdziałać wiele.
Nie sądzi pan, że Kolejarz jest słabo wypromowany marketingowo? To również wpływa na frekwencję.
Jak najbardziej. Opole nie posiada sportowej wizytówki. Kiedyś była nią Odra, obecnie czwartoligowa drużyna piłkarska. Marzymy, by z miastem Opole automatycznie kojarzył się żużel. Tak jest w Zielonej Górze. Z łezkę w oku oglądałem Festiwal Piosenki Radzieckiej. Konferansjerzy mówili o czterech najważniejszych rzeczach w Zielonej Górze. Na pierwszym miejscu wymienili żużel. W dalszej kolejności wspominali o winie, muzyce i kobietach. Powtarzali to kilka razy, a publiczność przytakiwała. Nie wiem, czy dożyję podobnej sytuacji w Opolu. Staramy się reklamować speedway, ale do sukcesu potrzebna jest pomoc miejskich władz, sponsorów, mediów i kibiców.
Myśli już pan o następnym sezonie?
Powoli tak, ale wpierw trzeba uregulować długi, by klub mógł otrzymać licencję. Najcięższy i kluczowy będzie październik. Gdy wyjdziemy na "zero", zaczniemy zastanawiać się nad kadrą i wzmocnieniami. Ten sezon pokazuje, że warto stawiać na polskich zawodników. Nie są tańsi od obcokrajowców, ale zazwyczaj ambitniejsi. Oni czują presję. Integrują się z zespołem, przyjeżdżają na treningi i walczą o skład. Teraz tej walki brakuje. Obcokrajowcy dostają zaproszenie, znajdują się w składzie, zdobędą kilka punktów, zgarniają kasę i powracają do domu. Wynik drużynowy ich nie interesuje. Polacy, w przewadze, wykazują większe zaangażowanie. Są pod ręką, możemy sprawdzić, co się z nimi dzieje. Optymalnie byłoby skompletować kadrę będącą mieszanką młodzieży z rutyną.
Dojdzie do zmian w zarządzie?
Tego nie wykluczamy. Skróciliśmy kadencję o rok. Wybory odbędą się październiku. Szukamy nowych twarzy. Jeśli ktoś ma pomysł na funkcjonowanie klubu, zapraszamy na zebranie i wybory. Kolejarz nie jest prywatnym folwarkiem. Każdy może stać się, za niewielką opłatą, członkiem klubu. Przyspieszymy walne posiedzenie. Tam podsumujemy sezon. Rozważymy przyczyny niepowodzeń. Można się spodziewać wiążących decyzji.
Wspomina pan o miernej frekwencji. To problem nie tylko Kolejarza.
Tendencja zniżkowa jest zauważalna. Trybuny świecą pustkami nawet w ekstralidze. Stąd pojawiają się kłopoty finansowe. Trzeba coś zrobić. Rozwiązaniem byłoby stawianie na wychowanków.
Na tych Kolejarz czeka od trzech lat.
Staramy się to zmienić. Działa szkółka, do której uczęszcza pięciu chłopaków. Widać ich postępy. Przynajmniej jeden powinien zdać licencję w tym roku. Zapału im nie brakuje. Szkółkowicze korzystają z dobrego sprzętu, przygotowywanego przez Leszka Stefankiewicza. Nad wszystkim czuwa trener Andrzej Maroszek.
Jest pan zadowolony z pracy trenera?
Rozmawiałem niedawno ze szkoleniowcem. Analizowaliśmy bieżący sezon i sytuację w tabeli. Maroszek to dobry fachowiec. Wie, co robi, a ponadto zżył się z klubem. Wiadomo, zdarzają mu się błędy. O to nietrudno, gdy jedni zawodnicy doznają kontuzji, drudzy mają fochy, a pozostali spisują się słabo. Stąd wynikają problemy z ustawieniem składu. Jeśli trener wyrazi taką wolę, to będzie piastował funkcję także w przyszłym sezonie.
Prawdopodobnie piątkowe spotkanie będzie w tym sezonie ostatnim w Opolu.
Chcieliśmy się zrehabilitować za klęskę w Lublinie i wystąpić w optymalnym składzie. Niestety, zawodników przestał obchodzić interes klubu. Musimy postawić na tych, którzy chcą jeździć. Wierzę, że ostatnie ligowe spotkanie rozegramy we wrześniu. Niezależnie od tego, jak będzie prosimy kibiców o obecność na stadionie. Zarówno w piątek, jak podczas półfinału Mistrzostw Europy Par. Imprezy o takiej randze jeszcze w Opolu nie było. Doceńmy ten fakt i zapełnijmy trybuny. Chcemy wpływami z biletów chociaż pokryć koszty organizacji.
Co z rozgrywanym corocznie turniejem Jerzego Szczakiela? W jubileuszowym roku miał mieć wyjątkową obsadę.
Takie były założenia. Turniej Szczakiela miał wieńczyć udany sezon. Chcieliśmy skompletować silną obsadę, a po zawodach zorganizować fetę z okazji jubileuszu. Rzeczywistość zweryfikowała plany. Czynimy starania, by turniej doszedł do skutku. Zastanawiamy się jednak na jego sensem. W poprzednich latach cieszył się małym zainteresowaniem i przynosił straty. Nie ma gwarancji, że w tym roku byłoby inaczej, nawet przy mocnej obsadzie. Opolanie nie lubią zawodów indywidualnych. Na tegoroczny ćwierćfinał IMP przyszli najwierniejsi kibice. W zeszłym sezonie na półfinale tej imprezy naliczyliśmy niecałe trzy tysiące fanów. To niewiele, zważywszy na silną stawkę. Dlatego niewykluczone, że turniej Jerzego Szczekiela nie odbędzie się. Zaoszczędzone pieniądze przeznaczylibyśmy na bieżącą działalność. To nie przypadnie do gustu kibicom, ale pomoże klubowi.