Może kubeł zimnej wody pozwoli nam na lepszą jazdę - rozmowa z Dawidem Stachyrą, zawodnikiem Wybrzeża

Lotos Wybrzeże Gdańsk przegrał na własnym torze z PSŻ-em Lechmą Poznań. Po spotkaniu szczerze o poczynaniach gdańszczan w tym meczu wypowiedział się Dawid Stachyra, którego w niedzielę czeka bardzo prestiżowe spotkanie.

Michał Gałęzewski: Nie możecie zaliczyć meczu z PSŻ-em do udanych. Kibice z Gdańska dawno nie widzieli tak słabego Wybrzeża...

Dawid Stachyra: Początek był dla nas niszczący. Upadki, wykluczenia, bieg zakończony wynikiem 0:5, problemy z motorami, straciliśmy też Pawła. Wszyscy zawaliliśmy, bo tor był przygotowany jak zawsze. Nie wychodziły nam starty i była to dla nas totalna męczarnia. Jestem w szoku, że tak się potoczył mecz. Zabrakło Zorra, ale i z nim byłoby ciężko, bo cała drużyna pojechała słabiej.

Nie zlekceważyliście zawodników z Poznania po tylu zwycięstwach z rzędu w dobrym stylu?

- Nie myśleliśmy tutaj o bonusie, bo to sprawa drugoplanowa, chcieliśmy po prostu wygrać. Broń Boże nie lekceważyliśmy rywali, bo to że nam dobrze wychodziło w domu nie znaczy, że pojedziemy tak do końca sezonu. Jest to dla nas zimny prysznic, ale szkoda że była to przegrana, a nie wygrana jednym-dwoma punktami. W tym roku układa się wszystko pechowo. Zaczęło się w Gnieźnie, później w Grudziądzu, gdzie miały miejsce kontrowersyjne decyzje, które wypaczyły nam wynik. Z Poznaniem od początku totalnie się nie układało i szkoda słów na ten występ

Tor w Gdańsku był podobny do tego, na jakim ścigacie się na co dzień?

- Specyfika toru w Gdańsku jest taka, że nie da się tu zrobić toru identycznie. Tor sprawiał wrażenie bardziej suchego. Można była atakować i czasami to wychodziło. Najważniejszy był jednak start. Nie ma co usprawiedliwiać siebie i drużyny, że przegraliśmy. Po prostu nie istnieliśmy ze startu, rywale nas zniszczyli w naprawdę dobrym stylu. Nie liczyłem że tak się skończy, a teraz nie jesteśmy w najlepszej sytuacji. Trzeba wziąć się w garść, może kubeł zimnej wody pozwoli nam się zebrać i pozwoli na lepszą jazdę.

Jak byś ocenił sytuację z twoim wykluczeniem w trzecim wyścigu?

- Była to sytuacja na torze bardzo ciasna. Starałem się wyprzedzić Adama, ale ten się nie dał. Był kontakt między nami, ale nie miałem się gdzie złożyć. To jest jednak historia. Chcielibyśmy zapomnieć o tym meczu, jednak nie może on po nas spłynąć i nie można przejść po nim do porządku dziennego. Jest nam przykro, że tak pojechaliśmy, jednak bierzemy się w garść i jedziemy dalej.

Jak to możliwe, że zespół który wygrywa dwa razy z rzędu u siebie różnicą 20 punktów, w pewnym momencie przegrywa 14:33?

- Po prostu źle przeczytaliśmy tor. Każdy z nas przegrywał starty, pierwsze sześć biegów to dwójki i jedynki. Wkradły się defekty, wykluczenia, straciliśmy Pawła Hliba. Szkoda porażki na własnym torze w takim stylu. Zabrało to nam ważne punkty i będzie nam już ciężko. Uważam jednak, że pierwsza czwórka jest w naszym zasięgu. Musimy zrobić wszystko, aby się tam znaleźć.


Zawodnicy Wybrzeża obudzili się zbyt późno, aby móc myśleć o korzystnym wyniku

W drugiej części zawodów szybko jednak nadrobiliście punkty i teoretyczne szanse na zwycięstwo w pewnym momencie były. Wierzyliście w odwrócenie wyniku?

- Myślę, że wierzyliśmy, jednak ciężko jest wierzyć do końca, jak mecz jest do tyłu, a zostaje 4-5 biegów i wiemy, że trzeba wygrać podwójnie. Goście mieli kim jechać. Miśkowiak, Proctor, czy Skórnicki byli szybcy. Była szansa po tych biegach, aby coś się odwróciło. Remisy zabrały nam trochę punktów. Szkoda.

Czeka ciebie teraz prestiżowy mecz wyjazdowy w barwach Wybrzeża...

- No tak... Będzie to wyjazd domowy. Daleko nie mam, prawie 500 metrów (śmiech, dop. red.). Traktuję go jak każdy inny, bo nie ma co się za bardzo napinać. Może potraktuję go z większym luzem, bo z Poznaniem nie wyszło i jest tylko opcja poprawić ten wynik. Jestem jednak ciągle w szoku po meczu z PSŻ-em, że po tak dobrych meczach nie mogłem sobie poradzić. Co później zdziałać, jak ciężko każdego wyprzedzić? W swoim imieniu i kolegów mogę przeprosić kibiców za postawę. Na pewno damy z siebie wszystko, aby nadrobić to w kolejnych meczach.

Wszyscy gdańscy kibice pamiętają baraż o Ekstraligę. Ty znasz dobrze rzeszowski tor, Renat Gafurow latał wtedy po torze... Może nie będzie tak źle, jak wszyscy przypuszczają?

- Myślę, że nie. Mam nadzieję że dorzucę swoje punkty i wykorzystam atut dobrze znanego mi toru. Renat od początku sezonu wszędzie jeździ i mam nadzieję, że w Rzeszowie dobrze pojedzie. A juniorzy również powinni pojechać lepiej. Nie wiemy czy dołączy do nas Zorro, czy wystarczy mu tydzień czasu na wykurowanie się. Jedziemy do lidera, który młóci wszystkich w wielkim wydaniu. Ciężko będzie o wygraną, jednak po kiepskim meczu zawsze przychodzi lepszy. Pojedziemy pojechać dobrze, a może pokusimy się o dobry wynik?

W ostatnim czasie w waszej jeździe sporo się zmieniło. Wcześniej przegrywaliście mocno na wyjazdach, a wygrywaliście u siebie, a teraz ledwo ulegliście GTŻ-owi, a z PSŻ-em przegraliście...

- Wszystko jest na odwrót, więc gdy przegraliśmy u siebie z drużyną gorszą od Rzeszowa, to czemu mielibyśmy nie pojechać lepiej tam? Wszystko zależy od nas. Oby rezultat w Rzeszowie był korzystniejszy.

Źródło artykułu: