Robbie Maddison stanął na krawędzi Kanału Korynckiego. Zamyślił się, potrząsnął głową wykonując swój ulubiony nerwowy tik. On wie, że w 67 roku Neron zmusił 6 tysięcy niewolników do pierwszej próby przekopania kanału. Po trosze sam jest gladiatorem, bo nazajutrz zmierzy się z szalonym wyzwaniem. Spróbuje przeskoczyć Kanał Koryncki oddzielający półwysep Peloponez od stałego lądu. Tydzień morderczych przygotowań i walki ze strachem dobiegnie końca. Małżonka Amy wycisza Maddisona przed zwariowanym, ocierającym się o granice wyobraźni eksperymentem. Ona doskonale pamięta gdy Robbie przeskakiwał futbolowe boisko, frunął z repliki Łuku Triumfalnego w Las Vegas w sylwestrową noc 2008 roku i łamał prawa fizyki przy Tower Bridge. Maddison spogląda w dół kanału, stopy niemal całują się z przeznaczeniem, ale Australijczyk nie myśli o skali ewolucji. "Patrzę na Kanał Koryncki i przypuszczam, że gdybym splunął, to moja ślina dotarłaby do tafli wody po 8 sekundach lotu. Kocham robić szalone rzeczy na motocyklu" – śmieje się Robbie. Kanał Koryncki jest głęboki na 80 metrów, przewidywana długość skoku wynosi 85 metrów. Niemniej istotne od odwagi, fantazji i siły kreatywności Maddisona jest utrzymywanie gigantycznej więzi rodzinnej. Robbie i Amy, choć wiodą życie dalekie od sztampy, ciężko pracują na sławę i popularność, ale dzięki potędze miłości, niestraszne są im najbardziej "pokręcone" ewolucje w stylu 360, Cordoba flip czy superman backflip. Mądra kobieta stojąca w zacienionym miejscu, acz kochająca i czuwająca nad sercem męża, to podstawa udanego życia. Jason Crump nie byłby spełnionym sportowcem, gdyby nie wsparcie Melody, Hans Nielsen nie imponowałby profesorskim spokojem, gdyby nie fakt, że Suzanne troszczyła się o łagodność serca duńskiego mistrza.
Robbie Maddison przeskoczył ponad Kanałem Korynckim. Jego równie zakręcona małżonka Amy w przydużych okularach, rzeźbionych naprędce, po to, aby widzieć odrealniony świat, cieszyła się jak berbeć. Król australijskiego freestyle motocrossu był szczęśliwy, że przełamał kolejną barierę ludzkich możliwości. Gdy wrócą z Grecji na swoje kalifornijskie rancho, będą chichotać oglądając zapis skoku na płytce dvd. Wpadnie kolega Maddisona – Bilko Williams, pościgają się na rowerach bmx wspominając szczenięce lata i będzie odlotowo. Dołączą Andre Villa i Mathieu Rebeaud, zrobi się piękna impreza. Mongołowie mawiali przed wiekami, że "kto ma przyjaciół jest jak step rozległy, kto ich nie ma, jest jak dłoń mały".
Łukasz Romanek ma przynajmniej osiem tysięcy przyjaciół. Miłośnicy szlaki pamiętają o rybnickim synku. W ich sercach są nie tylko wspaniałe momenty takie jak finał MIMP rozegrany 10 lipca 2003 roku kiedy Łukasz pokonał w barażu o złoto "Miedziaka" (Adriana Miedzińskiego) i "Sałatkę" (Zbigniewa Czerwińskiego). Również finał juniorów z 2002 roku kiedy w Lesznie Łukasz zanotował upadek w swoim pierwszym wyścigu i wraz z Robertem Miśkowiakiem zakończyli udział na I kolejce startów. Fani nie zapominają również o debiucie Romanka w częstochowskim finale MIMP (30 września 2001 roku) gdy Łukasz uzbierał aż 9 punktów i zajął siódme miejsce. Wiedzą, że ścigał się z najlepszymi juniorami świata w Peterborough w 2001 roku (zajął dziewiąte miejsce), gdy mistrzem został "Pozioma" (Dawid Kujawa), a ponownie spróbował walki o najważniejsze młodzieżowe laury dwa lata później, gdy pełnił rolę rezerwowego w Kumli. Wówczas jego kolega "Szumina" (Rafał Szombierski) zdobył brązowy medal IMŚJ, a najlepszym juniorem na świecie był Jarek Hampel. Kibice wiedzą również, że Łukasz nie bał się długich, męczących podróży w nieznane, pofrunął do Australii, zakosztował angielskiej agrafki w podlondyńskim Lakeside.
Łukasz Romanek podczas swojego ostatniego treningu
fot. Justyna Jurczyk
Najtrudniejszą sztuką w życiu jest uchwycenie właściwych proporcji, po to, aby złapać równowagę. Tak jak ważne jest wyważenie koła i balans na motocyklu, tak istotne jest, aby uprawiając ekstremalny sport na torze, mieć spokój poza nim. Speedway wymaga żelaznej odporności mentalnej, a młody człowiek dojrzewa powoli jak owoc na drzewie. Gdy dostanie zbyt wiele słońca lub deszczu, a do tego zmrozi go jeszcze wzrok ważnego oficjela, wówczas płody będą marne. Ciężko wymagać od młodzieńca, aby odróżnił prawdziwe intencje od fałszywych, prawdziwych przyjaciół od poklepywaczy o sekundowym naliczaniu. W sportach motorowych margines na błąd jest niewielki.
Ważne, aby wracając do domu po meczu, w którym zrobiło się cztery zera, zerknąć na zieleń, popatrzeć w twarze bliskich, porozmawiać, wypić z nimi filiżankę kawy, poczytać książkę. Znaleźć odskocznię od speedwaya. Greg Hancock, któremu też nikt nie ściełał łóżka różami, tylko mozolnie wspinał się po speedwayowej drabinie, stara się nie rozmawiać w domu o żużlu. To wysysa energię. Nie oznacza to, że jego pasja jest nieprawdziwa, że traktuje speedway jak wyjście na wieczorną szychtę do pracy. Przebył długą drogę, bo gdy był nastolatkiem, wsiadł w samolot lecący z USA do Anglii, miał parę majtek na zmianę, kask, kombinezon i wiedział, że będzie musiał zakasać rękawy i zachwycić promotora, aby utrzymać się na rynku pracy. Kocha to co robi, ale nie żyje speedwayem 24 godziny na dobę.
Czasami patrzę na nas, ludzi współczesnych, rozpędzonych, ścigających walkę o byt. Pytam sam siebie czy Słowianie nie dostali w prezencie od niebiańskiego malarza zbyt wielu barw na palecie. Potrafimy się wzruszać, rozczulać na widok inwalidy, ale grzmieć i rechotać się na widok kogoś kto przykuwa wzrok otyłością. Bić się z sąsiadem o miejsce na parkingu, z firmą ubezpieczeniową o odszkodowanie, ze sponsorem o zaległe wpłaty. Z jednej strony to piękne, że odczuwamy głęboko i jesteśmy zdolni do smakowania wielu kolorów, ale codzienność jest przez to bardziej skomplikowana i trudniejsza do zniesienia. Taka arcytrudnie ciężka wydała się Łukaszowi Romankowi. Nie udźwignął balastu realnego świata, nie miał obok siebie Amy jak Robbie Maddison.
Łukasz Romanek podczas swojego ostatniego treningu
fot. Justyna Jurczyk
Andrzej Skulski. Bohater, człowiek, który budził w ciężko pracujących górnikach nadzieję, że świat można pięknie pomalować kolorami szczęścia. "Porzeczka", dla przyjaciół Darek Przeliorz, człek poczciwy, lubiący grilla w ogrodzie z żoną i gronem przyjaciół, to taki brzdąc zaglądający przez dziurę w płocie na żużlowy stadion. Skulski zagospodarował go, pomógł otworzyć wentyl, ujście morza emocji, które mogłyby być negatywne, gdyby nie ręka Andrzeja, który umiejscowił "Porzeczkę" na starcie. Tam Darek czuje się świetnie. "Maksiu", wymarzony wirażowy, gołębie serce, dobra dusza odkopana z górniczego pyłu. Nie wyobrażał sobie weekendów bez hałasu w Chwałowicach. Wspaniałe, przyjacielskie pogawędki, podczas których nikt nie liczył czasu. Herbata wypita z Andrzejem Skulskim na ośnieżonym stoku, przechadzka wśród skał Trojana nieopodal jego rodzinnego Lądka – Zdroju, przepięknego uzdrowiska zaszytego na Ziemi Kłodzkiej smakowała jakby przyrządzano ją w domu Drewnioków, poczciwych Ślązaków. Andrzej Skulski chwytał ten niewidzialny moment, kiedy należało zostawić bitwę o sponsorów, zejść z traktora, przestać szukać terminu na imprezę, a wybrać spacer po lesie, świergotanie ptaków i nocleg w skrzypiącym uroczą starością schronisku...
Gdyby móc zatrzymać te piękne chwile i posiadać mądrość wędrowania po skalnym labiryncie z Andrzejem Skulskim… Speedway jest taką zwariowaną plątaniną ścieżek. Bez rozsądnego przewodnika, przechadzka po meandrach jest śmiertelnie niebezpieczną zabawą pełną zagadek. Leigh Adams nie byłby podziwianą i szanowaną postacią w światowym żużlu, gdyby nie dziadek Jasona Crumpa, Neil Street, który zakotwiczył "Lejka" w Poole w 1989 roku. Dziś kangur zmierza do schyłku kariery, wydaje książkę o latach spędzonych na torze, pojawi się na IV turnieju Łukasza Romanka. Gdy australijscy przyjaciele pytają się jego żony Kylie co tak naprawdę robi w życiu, skoro nie pracuje zawodowo, a Leigh zarabia ścigając się na torze, Adams musi powstrzymywać Kylie od rękoczynów. "Ludzie nie rozumieją ile wysiłku zabiera wychowanie dwójki dzieci i logistyczne przygotowanie przelotów męża, dlatego muszę ratować moich kumpli, gdy podważają walory pracy Kylie" – śmieje się Leigh. W Rybniku pojawi się też Janusz Kołodziej, który błyszczy formą i pamięta czasy kiedy rywalizował z Łukaszem Romankiem w finale MIMP w Rybniku. "Koldi" był wówczas piąty, ceni koleżeństwo, więc nie zabraknie go pod taśmą. Nie będzie próżnował wspaniały psotnik, wrażliwy człowiek i miłośnik freestyle motocrossu – Slammer Drabik. Z zapartym tchem obserwował ewolucje "Pilnika" Petra Pilata, "Niszczyciela" Nate’a Adamsa i "Mąki" Libora Podmola w praskiej hali podczas Nokia FMX Tour. Z 14 numerem na plastronie pojedzie Nicki Pedersen, człowiek, który najchętniej odpoczywa w Zatoce Perskiej, ale gdy zakłada kask, przeradza się w dostarczyciela szerokiej gamy wrażeń. Rune Holta, pogodny człowiek, który nie odniósł sukcesów w futbolu i hokeju na lodzie, ale na owalu spisuje się dobrze, wciąż marzy, aby speedway doczekał się menedżera na miarę Bernie Ecclestone’a. Nie zabraknie "Pepe", który doskonale pamięta Łukasza Romanka i nie zapomina o tragicznie zmarłym koledze. Rafał Dobrucki, lubiący specyficzne poczucie humoru Szymona Majewskiego, ponownie znalazł czas, aby pojawić się w Rybniku. Podobnie jak przed rokiem zjawi się czwarty junior świata Tai Woffinden. Żartowniś "Skóra", człowiek, który wie co znaczy ciężka praca, wszak naprawiał za młodu lokomotywy w Wolsztynie, rzucił wówczas tekst, że "z racji wspólnych startów z Woffym w Anglii i Szwecji, chyba częściej sypiam z Taiem aniżeli z żoną". Człowiek, który potrafi gotować zupę pędząc motorhomem na motocross do Hiszpanii – Joonas Kylmaekorpi i ambitny Szwed, Daniel Nermark przepadający za szkockimi wrzosowiskami okolic Cumbrii również otrzymali zaproszenie od Krzysztofa Mrozka. Nie mogło zabraknąć Andreasa Jonssona, który pomagał Łukaszowi w okresie startów w Arenie Essex. Peter Karlsson, oaza spokoju, król krawężnika, wystartuje z nr 10. Człowiek, który pilnie pracuje nad rozwojem kariery, słucha rad doświadczonych kolegów, a rok temu udanie pokazał się w Drużynowym Pucharze Świata – Adrian Miedziński przywdzieje plastron z nr 11. Obdarzony talentem przez naturę, jegomość który w kołysce otrzymał dar do śmigania na bike’u, wicemistrz świata – Tomasz Gollob – przyjedzie do Rybnika. 13 maja na torze w Częstochowie licencję ma odnawiać "Szumina", niepokorne dziecko speedwaya, kolorowy zawodnik, który błyszczy niebanalnym humorem. Ciężko przepracował zimę, aby wrócić do speedwaya. Rafał Szombierski to człowiek obdarzony talentem do jazdy na motocyklu, a każdy komu rzeczy łatwo przychodzą, musi mieć specjalną motywację, aby dawać z siebie maksimum. Plastron z nr 15 czeka na "Szuminę", który nie zapomniał jeszcze, że 7 lat temu w Kumli był II wicemistrzem świata juniorów.
Fani nie będą się nudzić, bo nawet w przypadku dotknięcia taśm maszyny startowej przez zawodnika, zostanie on cofnięty o 15 metrów. Widowisko ma być przepysznym hołdem pamięci o Łukaszu. Międzynarodowa obsada to nawiązanie do dalekich podróży jakie Romanek odbył w swej karierze. Kamil Cieślar, Łukasz Piecha, Sławomir Pyszny i Mateusz Kowalczyk powalczą o ostatnie wolne miejsce w turnieju głównym stając do rywalizacji w biegu eliminacyjnym.
Ogółem fani obejrzą 23 wyścigi. Odbędzie się również bieg pamięci Andrzeja Skulskiego z udziałem 4 najmłodszych uczestników turnieju. Bieg zostanie rozegrany tuż przed wyścigiem finałowym. Przydział pól startowych w finale zależny jest od kolejności zawodników po rundzie zasadniczej. Żużlowiec z największą ilością punktów wybiera pole w finale jako pierwszy. Zwycięzca finału inkasuje 5 punktów, drugi 3 oczka, trzeci 1 punkt, a czwarty zostaje z punktami z serii zasadniczej trwającej 20 wyścigów. Punkty zdobyte w finale dodaje się do zdobyczy z turnieju zasadniczego. Przy równej zdobyczy punktowej, o zwycięstwie w turnieju decyduje wyższa pozycja w wyścigu finałowym.
Jedną oponę gwarantuje organizator, metanol również zapewni zwarta ekipa pod batutą Krzysztofa Mrozka. Obowiązują deflektory. Zwycięzca turnieju oprócz nagrody finansowej otrzyma motocykl marki Jawa, zegarek i puchar, zdobywcy drugiego i trzeciego miejsca poza gratyfikacją finansową odbiorą zegarek i puchar.
Początek zawodów o godz. 18.30. Warto przyjść na stadion wcześniej, aby zadumać się nad kruchością naszego bytowania na planecie. Popatrzeć jak zapełniają się trybuny rybnickiego stadionu, sięgnąć wzrokiem poza horyzont i wyobrazić sobie jak Łukasz Romanek dyskutuje z Andrzejem Skulskim o żużlu siedząc wygodnie ponad Lhotse, samolotami, chmurami i skałami Trojana...
Lista startowa IV turnieju pamięci Łukasza Romanka:
1. Piotr Protasiewicz (Polska)
2. Rune Holta (Polska)
3. Leigh Adams (Australia)
4. Krzysztof Kasprzak (Polska)
5. Rafał Dobrucki (Polska)
6. Tai Woffinden (Wielka Brytania)
7. Joonas Kylmaekorpi (Finlandia)
8. Daniel Nermark (Szwecja)
9. Andreas Jonsson (Szwecja)
10. Peter Karlsson (Szwecja)
11. Adrian Miedziński (Polska)
12. Tomasz Gollob (Polska)
13. Sławomir Drabik (Polska)
14. Nicki Pedersen (Dania)
15. Rafał Szombierski (Polska)
16. zwycięzca biegu eliminacyjnego
Bieg eliminacyjny:
1. Kamil Cieślar (Polska)
2. Łukasz Piecha (Polska)
3. Sławomir Pyszny (Polska)
4. Mateusz Kowalczyk (Polska)
Początek zawodów - godz. 18:30
Ceny biletów:
40 zł - trybuna kryta
17 zł - amfiteatr
Dzieci i młodzież do lat 16 mają wstęp wolny.
Tomasz Lorek