Tomasz Lorek zaprasza na mecz Wolverhampton Wolves - Swindon Robins

Simon Stead odpiął narty. Jego wzrok powędrował ku Coma Pedrosa. Ośnieżona grań wyglądała przecudnie w blasku słońca. Steady stał pośrodku oceanu bieli i błękitu. Próżno dostrzec skrawek zieleni. Kosodrzewina, choć namacalna w świecie przyrody, tu, w wysokich Pirenejach wydaje się wytworem wyobraźni.

W lidze brytyjskiej nie będzie już zielonych kasków, tylko białe. Stead przywitał tą zmianę z szacunkiem godnym tradycjonalisty. - Minionej zimy odpocząłem na stokach Pirenejów. Szusowałem do woli. Cisza, spokój. Idealne warunki dla relaksu - mówi Simon. W górskich ostępach z rzadka słychać katalońską mowę. Nikt nie szpera w myślach, nie krzyczy nad szklanicą wina, nie imponuje najnowocześniejszymi okularami, które chronią przed ślepotą śnieżną. Ani śladu kozic, rysi i wilków. Kołdrę ciszy z rzadka przerywa przelatujący orzeł. Jak w baśni. - Intrygujące, ale w tej bezwzględnej ciszy zacząłem wspominać nasze zacięte boje z Matejem Zagarem. To były czasy, gdy Matej ścigał się dla ekipy Trelawny. Ciarki wędrowały po ciele. Łokieć w łokieć, ostro walczyliśmy o każdy metr toru. Zabawne, gdy uświadomię sobie, że w nowym sezonie 2010 będę pracował z byłym mechanikiem Zagara… Gary Patchett, współpromotor Swindon, zadbał o to, aby Dale Rowe, pierwszy klucz Zagara w ubiegłym roku, pracował dla mnie. Złożył motocykle, stoją w warsztacie przygotowane do akcji. Dale to zdolny majster. Wiem, że motory będą utrzymane w czystości choćbyśmy jeździli po błotnistym torze w Scunthorpe. Chciałem potrenować u "Skorpionów" (klub w Premier League nazywa się Scunthorpe Scorpions), ale wiosna tego roku w Anglii nie rozpieszcza żużlowców - wyznał Simon.

Zamiast treningu, zawodnicy Swindon zjedli pyszne śniadanie w towarzystwie elitarnych sponsorów klubu, a gdy nad hrabstwem Wiltshire zapadł zmrok, ekipa "Rudzików" udała się na lodowisko. Nie, nie z zamiarem naśladowania Aleksandra Owieczkina, Jaromira Jagra, Sidneya Crosby’ego i Teemu Selanne, ale po to, aby rozdawać autografy kibicom hokejowego zespołu Swindon Wildcats. W przerwach pomiędzy tercjami żużlowcy nadwyrężali nadgarstki podpisując się na koszulkach, rękach i czapeczkach. Akcję integracji z hokejowym środowiskiem wymyślił nowy menedżer "Rudzików", Ronnie Russell. W czasach, gdy Ronnie pracował dla klubu Rye House Rockets, normalnością były częste wypady żużlowców na mecze drużyny LeeValley Lions. Nić porozumienia rodziła się błyskawicznie, wszak speedway i hokej to dyscypliny dla twardych mężczyzn. Ronnie Russell chciałby, aby jego "rudziki" zamieniły się w "dzikie koty". Sęk w tym, że nawet niezłomna wiara w tą metamorfozę jaką wykazuje Leigh Adams może nie wystarczyć. Ronnie i Leigh to starzy kumple. W pierwszej połowie lat 90-tych usiłowali zbudować potęgę Areny – Essex. Nie było cudu pod Londynem. - Wiem, że Leigh jest bardzo zdeterminowany, aby ukończyć sezon jako nr 1 pod względem średniej biegopunktowej w Anglii i w Polsce. Przyjechał na Wyspy w 1989 roku jako rewelacja, a opuści je jako legenda. Wciąż zachwyca jazdą i podejściem do sportu - mówi Russell. Adams jest już po części myślami przy wyścigach enduro w Mildura i Alice Springs. - To moje marzenie, którego nie mogę zrealizować od 22 lat. Speedway kolidował z enduro przez całe lata. Chcę również częściej pośmigać na moim Ducati - Leigh chciałby poczuć duch Michaela Doohana. Naturalnie, jego żużlowy park maszyn skurczył się. Ma 5 zamiast 7 motocykli, dwa busy, nie ma motorhome’u. - Mamy jedną z najlepszych par na rezerwie w Elite League. Jonasson i Gathercole to mocny duet. Poza tym, podejrzewam, że mój plastron z nr 1 przejmie pod koniec sezonu Mads Korneliussen. Zrzucił kilka kilogramów. Poole i Peterborough wydają się odstawać od reszty zespołów, ale wierzę w awans Swindon do czołowej czwórki - rzucił Leigh. Przed sezonem 2007 londyński tygodnik "Speedway Star" typował Swindon na mistrzów Elite League. Oprócz Leigh i Madsa w ekipie "Rudzików" jeździli wówczas: Lee Richardson, Andy Moore, Charlie Gjedde oraz dwójka Polaków: Sebastian Ułamek i Tomasz Chrzanowski. Pod koniec roku Swindon wsparł Damian Baliński. W tym sezonie w Swindon zagości ambitny chłopak, który chce rozwijać się na trudnych technicznie torach. Grzegorz Zengota cieszy się świetną opinią u Leigh Adamsa. - "Zengi" to zdolny chłopak, jeździ w zespole mistrza Polski. Musi przywyknąć do angielskich torów, zabierze mu to trochę czasu, ale jestem dobrej myśli - mówi wicemistrz świata 2007. Polacy lubią Swindon. W 2004 roku trzy spotkania w plastronie "Rudzików" odjechał Rafał Kurmański. Przed rokiem epizod zanotował Krzysztof Stojanowski.

Dostojną funkcję kapitana w zespole Wolverhampton miał sprawować Adam Skórnicki. Trzykrotny drużynowy mistrz Anglii (Wolves 2002, 2009, Poole 2008) był murowanym kandydatem w oczach właściciela Wolverhampton, Chrisa van Straatena. - Adam byłby idealnym kapitanem. To barwna postać wspaniale wpływająca na morale zespołu, dba o to, aby parking był plątaniną głosów, aby było wesoło. Wnosi mnóstwo entuzjazmu do zespołu. Gdy wiedziałem, że nasz zespół opuści Peter Karlsson, od razu pomyślałem o Adamie. Jednak najważniejsze, aby przeszedł spokojną rehabilitację kolana. Potem pomyślimy o jego turnieju rocznicowym - rzekł Chris. To piękne świadectwo szacunku van Straatena dla Skóry. Nie wypływa ono z faktu, że Adam ciężko pracował za młodu naprawiając lokomotywy w Wolsztynie, ale z lat owocnej współpracy. Rolę kapitana powierzono Tai Woffindenowi, a "Skóra" wróci na tor prawdopodobnie w czerwcu. Do tego czasu lukę po Adamie ma wypełnić dwukrotny indywidualny mistrz Anglii (1996, 2004) - Joe Screen. "Screeny" nie zamierza jednak łatwo oddać miejsca w drużynie. - Wiem, że Adam i Joe to dwaj prawdziwi kumple, ale spodziewam się, że "Screeny" będzie walczył o pracę, bo podpisując kontrakt zarzekał się, że chce pozostać u "wilków" przez cały rok. Miło mieć kłopoty bogactwa - zaciera ręce van Straaten. Najlepszy toromistrz w Anglii, Doc Alan Bridgett, świetnie przygotował obiekt na Monmore Green. Stanem nawierzchni zachwyca się Amerykanin Chris Kerr. - Jestem bardzo dumny z faktu, że zdobyłem złoty medal z Wolverhampton. Spytaj Grega Hancocka czy nie chciałby mieć tytułu mistrza drużynowego mistrza Anglii. Oczywiście, że tak, ale nigdy go nie zdobył. Owszem, był mistrzem świata, ale nie świętował złota na Wyspach. Nie spodziewałem się, że często będę jeździł dla Wolves, ale gdy kontuzję odniósł Hynek Stichauer, chętnie sięgano po moje usługi. W dodatku na znakomicie przygotowanym torze. Doktorek wie jak go przyrządzić, aby było pysznie! - mówi Chris. Oprócz startów w Wolverhampton, Kerr będzie jeździł w barwach Birmingham Brummies. Jego zmiennikiem będzie Joe Haines, jeżdżący również dla King’s Lynn. Tytuł mistrzów Anglii przyniósł ważną kosmetyczną zmianę na stadionie Monmore Green. Sponsor klubu, Dave Parry, który wspiera również indywidualnie Lindgrena, Woffindena i Proctora, postanowił zmodernizować szatnie żużlowców. - Freddie, Tai i Ty to dobre dzieciaki. Sponsorowanie ich to prawdziwa przyjemność. Nie są ludźmi, którzy nachodzą mnie i pukają do drzwi mojego domu. Są normalni i wiedzą, że ciężką pracą i skromnością można dojść do wyników - wyznaje Parry. Gdy przyjrzeć się składowi Wolves w sezonie 2007, a następnie wziąć pod lupę dzisiejszy zespół, okaże się, że jedynym, który pozostał w drużynie jest Freddie Lindgren. Billy Hamill, David Howe, Magnus Karlsson, PK, Theo Pijper i William Lawson odpłynęli w siną dal.

Przed rokiem Wolves pokonali w finale play-off Swindon, ale w parkingu wspierał ich nieodżałowanej pamięci Rob Woffinden. Menedżer Peter Adams uważa, że nie byłoby mistrzowskiego tytułu, gdyby nie wkład Roba. - Był absolutną inspiracją dla nas wszystkich. Na palach jednej ręki można policzyć mecze, na których nie było Roba. Tylko wtedy, gdy musiał poddać się terapii i odwiedzał szpital, nie było go w parku maszyn. Wielokrotnie, mimo bólu, Rob pojawiał się na Monmore Green i zarażał chłopców swoją werwą. Tata Taia był taką zbawczą infekcją, zastrzykiem, który uzdrawiał krwiobieg zespołu. Zapamiętam jego chłopięcą energię, którą rozsiewał wokół siebie. Nie pomagał tylko synowi, wspierał całą ekipę. Odwiedziliśmy go wraz z Chrisem van Straatenem w Scunthorpe tuż przed świętami Bożego Narodzenia, aby dopiąć szczegóły kontraktu na sezon 2010. Cierpiał i modlił się, aby doczekać tylko świątecznego wieczoru. Jego stan pogorszył się znacznie od ostatniego meczu sezonu. Wiedziałem, że musimy zatroszczyć się o Taia i otoczyć go czułą opieką, bo Rob uzmysłowił nam, że koniec jest już blisko - wspomina Peter Adams.

Punktacje, tytuły, medale... Statystyki, które pokrywa kurz czasu... Puchary będące śladem po sportowych wyczynach... Wilki triumfujące nad Młotami w finale Tarczy Elite League... I biel śniegu w górach. Jerzy Kukuczka, wybitny polski himalaista, który 24 października 1989 roku zginął na południowej ścianie Lhotse, zwykł mawiać, że "chodzi w góry, aby szukać sensu życia". Duszy jest łagodniej wśród drzew, śpiącej przyrody i zadumanych chmur zawieszonych ponad szczytami. Pamięć o ludziach jest najważniejsza. Dzień po śmierci ojca, Tai Woffinden pojawił się na torze w Scunthorpe. Ktoś powie: doskonała ucieczka, inni powiedzą, że to najwspanialszy hołd dla taty. Kręcił kółka na obiekcie, na który wiele razy przyjeżdżali. Gdy przykleimy oczy do ekranu w poniedziałkowy wieczór, aby obejrzeć starcie mistrza z wicemistrzem Anglii, wspomnijmy Roba Woffindena, Gary Petersena, Tadeusza Teodorowicza, Boba Kilby’ego, Rafała Kurmańskiego. A gdy nad Monmore Green zapadną egipskie ciemności i wybije północ, pamiętajmy, że 30 marca mija 6 rocznica tragicznej śmierci Roberta Dadosa...

- Może takie właśnie jest życie. Sen i lęk - Joseph Conrad (Korzeniowski).

Wolverhampton Wolves – Swindon Robins

Polsat Sport, poniedziałek 29 marca, godz. 20.30.

Powtórki: Polsat Sport

wtorek 30 marca, godz. 13.50.

Powtórki: Polsat Sport Extra

wtorek 30 marca, godz. 7.00

środa 31 marca, godz. 11.50

czwartek 1 kwietnia, godz. 15.50.

Tomasz Lorek

Komentarze (0)