Adrian Dudkiewicz: Wiele kontrowersji wzbudziła sprawa rozstania się z trenerem Zenonem Plechem. Poprzedni szkoleniowiec awansował z zespołem do Speedway Ekstraligi i wywalczył z nim w poprzednim sezonie czwarte miejsce. Dlaczego zatem nie podpisano z nim nowej umowy?
Jacek Wojciechowski: Z Zenonem Plechem rozmawiałem po artykule, który ukazał się w jednej z lokalnych gazet. Przed moim przyjściem do klubu 22 października oświadczyłem, że zamierzam spotkać się ze wszystkimi pracownikami. W tym czasie jeszcze obowiązywała umowa z poprzednim szkoleniowcem. Po rozmowie telefonicznej trener oświadczył, że nic nie wiedział o takim spotkaniu. Wkrótce po zbudowaniu nowego zespołu postanowiliśmy nie podejmować dalszej współpracy.
A dlaczego prowadzenie pierwszego zespołu powierzono Jackowi Woźniakowi?
- Dla mnie jest to osoba kompetentna w swojej dziedzinie. Już samo przyjęcie takiej oferty świadczy o tym, iż doskonale zna się na tej pracy.
Z roku na rok na trybunach bydgoskiego stadionu spada liczba widzów na trybunach. Niedawno klub opracował strategię marketingową w kwestii zmiany niekorzystnej tendencji. Mógłby Pan nieco uchylić rąbka tajemnicy?
- Ten temat będzie realizowany w trakcie trwania sezonu żużlowego. Plany mocno pokrzyżowały nam obecne trudne warunki atmosferyczne. Dlatego z odpowiednimi działaniami musieliśmy się wstrzymać, gdyż nie wiadomo, czy pierwsze zawody dojdą w ogóle do skutku.
Jeszcze kilka miesięcy temu klub miał poważne problemy finansowe i nawet zyski z Grand Prix nie wystarczyły na spłatę wszystkich długów. Czy to prawda, że spółce z pomocą znów przyszło wtedy miasto?
- Rzeczywiście, sytuacja spółki była wówczas trudna i nawet organizacja ostatniego turnieju Grand Prix nie wystarczyła na spłatę wszystkich należności wobec wierzycieli. W tym czasie pozyskaliśmy środki finansowe z innych źródeł.
Ważna dla zarządu klubu jest właśnie współpraca z ratuszem. W październiku odbędą się wybory samorządowe i wówczas w Urzędzie Miasta może dojść do zmiany władzy i nowy prezydent może już inaczej patrzeć na finansowanie sportu. Czy wówczas to źródełko może wyschnąć?
- Właścicielem większości akcji jest miasto i to główny akcjonariusz ma decydujący głos w kwestii przyszłości i działania spółki. To samo dzieje się również w przypadku zarządu, gdzie ratusz ma sporo do powiedzenia.
Prawdopodobnie spółką będzie Pan kierował przez kilka najbliższych lat. Jest już przygotowany jakiś specjalny biznesplan, w którym uwzględniony jest rozwój klubu?
- Na najbliższe trzy lata są już założone pewne działania programowe. Obecnie nie ma sensu budowania długoterminowych strategii, bo sytuacja na rynku zewnętrznym zmienia się bardzo szybko.
Podczas zawodów młodzieżowych w Bydgoszczy ostatnio zamknięta była Trybuna Główna i Sektor A, i przez to większość kibiców była zmuszona do siedzenia w tumanach kurzu i palącym słońcu na Sektorze B. Czy ta sytuacja wreszcie się zmieni?
- Obecnie pracujemy nad rozwiązaniem tej kwestii. Nie jest to prosta sprawa i prawdopodobnie tego problemu pozbędziemy się dopiero po planowanej przebudowie obiektu. Tak jak w poprzednich latach, darmowe pozostaną sparingi.
W ostatnich latach w Bydgoszczy bardzo kulało szkolenie młodzieży. Czy teraz wreszcie bydgoscy juniorzy będą mogli liczyć na lepszej jakości sprzęt, czy więcej uwagi będzie poświęcane drużynie seniorskiej?
- To określiłem już na początku mojej kadencji. Będziemy inwestowali w seniorów, ale to nie znaczy, że sprzęt zawsze będzie najnowszy. Najważniejsze, aby motocykle były sprawne technicznie. Będziemy również szukali dodatkowych środków na szkolenie młodych adeptów. Do tego na przykład organizujemy Bal w Żołędowie, dzięki czemu chcemy pozyskać pieniądze na budowę minitoru. Chcemy inwestować w młodych żużlowców, bo w przyszłości zwróci nam to się z nawiązką.