Po zakończeniu II wojny światowej młodzież chętnie angażowała się w sport, a Bronisław Idzikowski początkowo wybrał boks. Trenował w częstochowskim Ogniwie i już jako 16-latek stoczył swoją pierwszą amatorską walkę. Mimo skromnych warunków fizycznych - 162 cm wzrostu i 50 kg wagi - nie bał się rywalizacji z większymi przeciwnikami. W debiutanckim starciu sędziowie orzekli remis, lecz kolejne pojedynki kończyły się jego zwycięstwami.
Nie kontynuował jednak kariery bokserskiej. Po roku porzucił pięściarstwo i w 1953 roku dołączył do szkółki żużlowej Włókniarza. W tamtym czasie sport ten cieszył się ogromną popularnością w Częstochowie, a dla młodych zawodników stanowił także szansę na poprawę warunków życia. Dla Idzikowskiego, który chciał zapewnić byt rodzinie, była to dodatkowa motywacja.
Regularne treningi przyniosły efekty, a młody zawodnik szybko wywalczył miejsce w składzie Włókniarza. Jego filigranowa sylwetka nie przeszkodziła mu w osiąganiu sukcesów, a miejscowe media okrzyknęły go najbardziej sympatycznym żużlowcem zespołu. W 1959 roku, jako kluczowy zawodnik, przyczynił się do zdobycia przez Włókniarz pierwszego w historii tytułu Drużynowych Mistrzów Polski.
ZOBACZ WIDEO: Wytypował kolejność PGE Ekstraligi. To nie Motor będzie mistrzem Polski
Regularnie reprezentował kraj w kadrze narodowej, rywalizując także w eliminacjach Indywidualnych Mistrzostw Świata. Jego talent i ciężka praca przynosiły kolejne sukcesy, a ambicja pchała go w stronę sportowego szczytu. Cieszył się wszystkimi osiągnięciami, nawet tymi, które dla innych mogły wydawać się drobne. - Właściwie do tej pory nie miałem wielkich sukcesów. Myślę jednak, że pokonanie Bessnera, Kwoczały, Kupczyńskiego, Połukarda i innych można zaliczyć do sukcesów - mówił w 1960 roku w wywiadzie dla "Gazety Częstochowskiej".
Rok później odniósł znaczące zwycięstwo, triumfując w eliminacyjnej rundzie IMŚ w Libercu. Był filarem Włókniarza i jednym z najbardziej obiecujących zawodników. Niestety, jego marzenia zostały brutalnie przerwane przez dramatyczny wypadek.
10 września 1961 roku, podczas ligowego meczu z Polonią Bydgoszcz, Idzikowski wystartował w swoim drugim biegu. Prowadził, gdy nagle stracił panowanie nad motocyklem. Jadący tuż za nim klubowy kolega, Lucjan Krupiński, nie zdołał go ominąć. Obaj zawodnicy upadli na tor.
Początkowo media informowały o poważnej kontuzji i liczyły na powrót żużlowca na tor, jednak rzeczywistość okazała się znacznie brutalniejsza.
"Leżącego bezwładnie Bronka obsługa toru przenosi na murawę stadionu, gdyż bieg jeszcze trwa... Po kilku minutach karetka odwozi zawodnika do szpitala, gdzie lekarze stwierdzają bardzo poważny uraz głowy" - wspomina Marek Soczyk w książce „Bronka Idzikowskiego przerwany wyścig”, wydanej przy okazji specjalnej wystawy w Muzeum Częstochowskim.
Pięć dni po wypadku nadeszła tragiczna informacja - Bronisław Idzikowski zmarł, nie odzyskawszy przytomności. Miał zaledwie 25 lat. Częstochowa pogrążyła się w żałobie. Na pogrzeb przybyły dziesiątki tysięcy kibiców, którzy w milczeniu przeszli Alejami NMP, dzisiejszą ul. Popiełuszki i Jana Pawła II, aż na cmentarz św. Rocha. Tam złożono trumnę, na której spoczął kask żużlowca. - To był niesamowity pogrzeb - wspomniał w podcaście "LWYgadane" Lech Zapart, klubowy kolega Idzikowskiego.
Choć od tamtych wydarzeń minęły dekady, pamięć o Idzikowskim nie zanika. Co roku na Wszystkich Świętych jego grób rozświetlają setki zniczy. Od 1967 roku w Częstochowie organizowany jest memoriał jego imienia, później poświęcony również Markowi Czernemu. To nie tylko sportowa rywalizacja, ale także hołd dla zawodnika, który dla Włókniarza oddał to, co miał najcenniejsze - życie.
Lech Zapart ze łzami w oczach wspomina Idzikowskiego. W programie "LWYgadane" nie ukrywał wzruszenia, kiedy pojawił się temat jego przyjaciela z drużyny. Nie był w stanie za wiele rozmawiać na jego temat. Były to dla niego o tyle trudne wydarzenia, że Zapart otrzymał sprzęt Idzikowskiego, którego wcześniej nikt nie chciał. - Błotniki były chromowane, tabliczka mosiężna. Numer, nazwisko... Ja to odpiąłem, obróciłem - urywa swoją wypowiedź jedna z legend Włókniarza, nie kryjąc płaczu.
29 marca na obiekcie przy ulicy Olsztyńskiej w Częstochowie odbędzie się kolejna edycja zawodów ku pamięci Idzikowskiego i Czernego.