Jan Tomaszewski mawia, że polska reprezentacja piłkarska to boska drużyna - tzn. Bóg jeden wie, jak zagra. Idąc tym tropem polski żużel jest doprawdy cudowny - bo zdarzają się w nim cuda.
Jeśli wierzyć doniesieniom medialnym, przy odrobinie szczęścia żużlowcy mogą znaleźć w swoim boksie nowiuśkie motocykle. Nie pozostaje wtedy nic innego, jak je odpalić i wykorzystać. Takie prezenty miały czekać na Maksyma Drabika, który wiele się nie namyślając nad ich pochodzeniem, zaczął dosiadać tajemniczego sprzętu.
Dopiero po sezonie miało się okazać, że fundatorem motocykli jest pracodawca. Czyli Włókniarz Częstochowa. Ba! Pod Jasną Górą cuda zdarzają się częściej, otóż tamtejszy klub domaga się teraz od wspomnianego Drabika zwrotu pieniędzy na przygotowania do sezonu wypłaconych… po sezonie.
ZOBACZ WIDEO: "Alarm". Znany polityk jest przerażony wydarzeniami w Gorzowie
To jednak nic przy tym, jak prężnie zaczęła funkcjonować Stal Gorzów. Prezes Dariusz Wróbel ogłosił, że oto „po trzech miesiącach ciężkiej pracy i zaangażowaniu wielu osób klub spłacił wszelkie zaległe zobowiązania”. A więc wystarczyły ledwie trzy miechy, by wyzerować dług wynoszący 15 baniek. I to trzy miechy martwego sezonu, gdy o jakiekolwiek wpływy raczej niełatwo. Jeśli tak dalej pójdzie, to za kolejny kwartał prezes usiądzie do stołu z Bartoszem Zmarzlikiem, by pogadać o jego powrocie do macierzy.
A poważnie rzecz biorąc, trzymam kciuki za klub z Gorzowa, który napisał jeden z najpiękniejszych rozdziałów w historii polskiego sportu żużlowego. Czy to się komuś podoba, czy nie, tamtejsi radni mieli prawo podać Stali pomocną dłoń i co się stało, już się nie odstanie. Natomiast z tym agresywnym marketingiem bym nie przesadzał, bo naraża on organizację na śmieszność. To podobnie jak z moją wizytą u kolegi w salonie samochodowym. Zerkam na te tabliczki ze specyfikacjami, z danymi technicznymi przy poszczególnych modelach i nie dowierzam, że tak mało te cacka palą, więc proszę kolegę o wyjaśnienie. Na co on ze spokojem:
- Nie, nie, Wojtku, to tylko agresywny marketing.
No ale cuda w naszym żużlu dzieją się od zawsze. Pamiętam, gdy dawno temu w pewnym polskim klubie się nie przelewało, a zawodnicy musieli czekać na swoje pieniądze dłużej, niż by chcieli. Jeden z nich zapytał wówczas panią prezes, kiedy może się spodziewać należnego wynagrodzenia:
- Poszedł przelew na konto.
- Ale ja nie mam konta.
Dziś to wygląda już nieco inaczej, dlatego doceńmy choćby pracę Krzyśka Cegielskiego. Bo w kuluarach robi w sprawie zawodników sporo dobrego. I choć ma konto, to z tego, co wiem, nie otrzymuje za tę pracę przelewów.
Na razie nie zdarzył się jeszcze cud w Grudziądzu, tzn. GKM wciąż czeka na zwrot pieniędzy od Jasona Doyle’a. Nie wyobrażam sobie jednak, by Australijczyk miał w tej sprawie coś wskórać. Jeśli nie rozliczy się z poprzednim klubem, nie może mieć możliwości, by zarabiać w kolejnym. To grudziądzanie są na prawie i należy im się rekompensata. Poruszamy się przecież w środowisku sportu zawodowego, gdzie zawodnicy traktują polskie kluby jak zwykłego pracodawcę. Zatem pracodawca ma prawo traktować zawodnika jak zwykłego pracownika. Bez zbędnych sentymentów. Bo niby dlaczego to polskie kluby mają odgrywać role dobrych wujków.
Choć i w tej sprawie można już mówić o pewnym cudzie, skoro Doyle wspominał w obcych mediach o zwrocie pieniędzy, których grudziądzki klub jednak nie zobaczył.
Moje zrozumienie dla braku sentymentów w zawodowym sporcie nie oznacza jednak, że w sporze Włókniarza z Drabikiem, Madsenem i Michelsenem stoję po stronie klubu. Zresztą, przed poprzednim sezonem Artiom Łaguta dokupił jeden nowy silnik. JEDEN. I został numerem jeden w rankingu PGE Ekstraligi.
Wojciech Koerber