Edward Jancarz to bezsprzeczna legenda gorzowskiego speedwaya. Od 1992 roku w Gorzowie Wielkopolskim regularnie organizowany jest memoriał jego imienia. Dodatkowo, nazwisko Jancarza nosi stadion żużlowy w Gorzowie oraz jedna z miejskich ulic. W grudniu 2005 roku odsłonięto tam również pomnik poświęcony jego pamięci.
Starsze pokolenie kibiców z pewnością pamięta dzień, w którym Polskę obiegła tragiczna wiadomość o jego śmierci. Miało to miejsce 11 stycznia 1992 roku. W tym czasie w jednym z gorzowskich hoteli trwał Bal Sportu, a zaledwie dwa kilometry dalej, w willi przy ul. Chodkiewicza, doszło do dramatycznego zajścia.
Awantura wybuchła pomiędzy Edwardem Jancarzem a jego żoną, Katarzyną. W pewnym momencie kobieta chwyciła za nóż i ugodziła żużlowca. W wyniku odniesionych obrażeń niespełna 46-letni Jancarz zmarł.
ZOBACZ WIDEO: Brady Kurtz przebierał w ofertach. To dlatego wybrał Betard Spartę
Tragiczna śmierć Jancarza wstrząsnęła mieszkańcami Gorzowa Wielkopolskiego. Choć jego problemy były znane w środowisku, nikt nie spodziewał się, że sprawy przybiorą tak dramatyczny obrót.
Żużlowiec nie potrafił odnaleźć się w życiu prywatnym, sięgał po alkohol, który negatywnie na niego wpływał. Jego trudności były związane z przedwcześnie zakończoną karierą sportową.
Edward Jancarz rozpoczął swoją sportową drogę w 1965 roku i szybko osiągnął szczyt formy. Aż dziesięciokrotnie brał udział w finałach mistrzostw świata, osiągając największy sukces w 1968 roku w Goeteborgu. Był drużynowym mistrzem świata, czterokrotnym medalistą mistrzostw świata par oraz siedmiokrotnym drużynowym mistrzem Polski.
- W tamtych czasach każdy chciał być taki jak on. Ludzie przychodzili na stadion, by go oglądać. Na torze imponował techniką, a poza nim dbał o detale. Jego motocykle nie ustępowały tym z angielskich torów, które były wtedy żużlowym centrum. Także jego ubiór budził podziw - wspomina trener Stali Gorzów, Stanisław Chomski.
Jednak życie Jancarza na zawsze zmieniło się w sierpniu 1984 roku podczas meczu Polska - Włochy w Gorzowie Wielkopolskim.
- Pamiętam to, jakby to było wczoraj. Ścigaliśmy się razem z Valentino Furlanettim - opowiada Bogusław Nowak, kolega Jancarza, który przez 15 lat jeździł z nim w Stali Gorzów.
Podczas jednego z wyścigów, po intensywnej walce na torze, doszło do poważnego wypadku. Jancarz został uderzony motocyklem, wyrzucony w powietrze i z impetem upadł na tor, a następnie został uderzony przez inne motocykle. Trafił do szpitala w stanie krytycznym. Lekarze cudem uratowali mu życie.
Po wypadku Jancarz próbował wrócić na tor, ale nigdy nie odzyskał dawnej formy.
- To było dla niego ogromne przeżycie. Nie potrafił się z tym pogodzić. Zabrakło meczów, kibiców, oklasków, a pojawiły się problemy osobiste - podkreślał Nowak.
Sam Jancarz powiedział kiedyś, że wraz z końcem żużla skończyło się także jego życie...