Kiedy Falubaz Zielona Góra w lipcu 2022 roku zdecydował się zakończyć współpracę z Piotrem Żyto, ten długo bez pracy nie pozostał. Szybko ten ruch działaczy klubu z Grodu Bachusa wykorzystali włodarze szwedzkiej Rospiggarny Hallstavik. Doświadczony szkoleniowiec był tam zaangażowany w rozwój młodzieży, a swoją wiedzą pomagał także w Vargarnie Norrkoeping.
Po dwuipółletniej współpracy niespodziewanie jego przygoda w Hallstavik dobiegła końca. Żyto wrócił do Polski i niewykluczone, że poszuka tutaj pracodawcy. Pierwsze zapytania już dostał. W sobotę gościł w Świętochłowicach, gdzie stanął przed kamerami klubowej telewizji Śląska przy okazji transmisji z Pucharu MACEC.
Został poproszony o porównanie polskiego żużla ze szwedzkim. - To są dwa różne świata. W Polsce jest inaczej, w Szwecji inaczej. Tam jest ten żużel prawdziwy, taki, jaki kiedyś u nas bywało. Stadiony są podobne do tego w Opolu czy w Świętochłowicach, ale jest kilka obiektów, jak w Malilli, gdzie jest Grand Prix. Samo podejście jest też zupełnie inne. W grę chodzą kompletnie inne finanse, dużo mniejsze pieniądze, ale żużel tam egzystuje i ma się w miarę dobrze - przyznał Żyto.
ZOBACZ WIDEO: Woźniak o swoim udziale w walkowerze. Stanowcza reakcja zawodnika
- Nie ma takiej napinki i stresu. Te dwa i pół roku sprawiły, że zupełnie inaczej teraz spoglądam na życie. Nauczyłem się tego spokoju, co jest bardzo pozytywne. Różni się też finansowanie, bo tam nie ma wielkich grup, a znalezienie jakichkolwiek sponsorów jest bardzo trudne. Miasto też się nie dorzuca, a szkolenie młodzieży oparte jest na portfelu rodziców. Kiedy są zasobniejsi, to mają lepszy sprzęt, a jeśli nie, to musi sobie radzić - kontynuował.
W ostatnim czasie Szwedzi nieco inaczej zaczęli patrzeć na żużel. Zrozumieli, że muszą opierać się o najmłodszych, co zauważył też Piotr Żyto. Linus Sundstroem mocno zaangażowany był w szwedzką akademię żużla, a teraz objął stery w głównej reprezentacji. - Muszą budować fundamenty i ściągać do żużla najmłodszych - zaznaczył.
Wychowanek gdańskiego Wybrzeża nie ukrywa, że dziś nie jest w stanie wskazać drugiego Szweda, który obok Fredrika Lindgrena mógłby walczyć o najwyższe cele. - Byli Kim Nilsson, Oliver Berntzon, ale szału nie zrobili - przyznał.