Po porażce w pierwszym spotkaniu 43:47 mało kto się spodziewał, że #OrzechowaOsada PSŻ Poznań będzie w stanie jeszcze jakkolwiek zagrozić w dwumeczu faworyzowanym rybniczanom. Wynik 44:46 pokazuje, że Innpro ROW Rybnik do samego końca musiał drżeć o awans. Podopieczni Jacka Kannenberga i Adama Skórnickiego zaskoczyli wszystkich obserwatorów i byli naprawdę blisko kolejnej już sensacji.
- Niewiele nam zabrakło. Przed spotkaniem powtarzałem, że przyjeżdżamy po zwycięstwo. Oczywiście wiem, że było to trudne zadanie, ale jak pokazał przebieg meczu, mogliśmy to zrobić. Szkoda tych punktów szczególnie w pierwszym starciu, bo inaczej by nam się jechało w Rybniku, gdybyśmy wygrali u siebie. Cieszę się, że walczyliśmy do samego końca. Pokazaliśmy, że PSŻ nigdy się nie poddaje - mówił zawodach Jacek Kannenberg.
Kluczowe dla końcowego rezultatu dwumeczu było starcie na Golęcinie, które poznanianie lekko zawalili. To na domowym torze mieli wypracować sobie przewagę, którą broniliby w Rybniku, a przegrali 43:47. - Przede wszystkim bolą te przegrane starty w pierwszym meczu. Gdybyśmy jechali w Rybniku z jakąkolwiek zaliczką, to sądzę, że byśmy obronili przewagę i dowieźli finał dla Poznania - stwierdził menedżer PSŻ-u w rozmowie z WP SportoweFakty.pl.
ZOBACZ WIDEO: Magazyn PGE Ekstraligi. Goście: Przyjemski, Miśkowiak i Rusiecki
Dali radę mimo braku Douglasa
Klub ze stolicy Wielkopolski miał dość dużo pecha, bo dzień przed meczem wypadł im najlepszy zawodnik, czyli Ryan Douglas. Do rany Australijczyka wdarło się zakażenie, które sprawiło, że po czwartkowym starciu w Anglii trafił do szpitala. Ze stanem zawodnika PSŻ-u było na tyle źle, że został podłączony pod kroplówkę. Mimo wszystko poznanianie zaprezentowali się z dobrej strony przy Gliwickiej, a wydawało się, że bez byłego zawodnika Kolejarza Rawicz nawet nie ma co myśleć o postraszeniu gospodarzy.
- W nocy z czwartku na piątek dostałem wiadomość od Ryana. Od razu jak się obudziłem, to do niego zadzwoniłem. Już wtedy wiedziałem, że nie wygląda to wszystko najlepiej. Rozmawialiśmy jeszcze kilka razy, ale około 13 stwierdziliśmy, że sytuacja jest zbyt poważna i nie będziemy ryzykować - z dużym bólem opowiadał dla WP SportoweFakty Jacek Kannenberg.
Co prawda PSŻ nie dał ani na moment odskoczyć rywalom, ale to nie oznacza, że brak Ryana Douglasa udało się zatuszować. Można zakładać, że Australijczyk zrobiłby więcej niż pięć punktów i bonus, które zostało wywalczone z zastępstwa zawodnika. Do końcowego sukcesu zabrakło jednak drugiego lidera. A kimś takim mógłby być właśnie czwarty zawodnika Metalkas 2. Ekstraligi. Z racji tego, że absencja zawodnika z antypodów stała się faktem już po ogłoszeniu składów awizowanych, nie było szans jakieś taktyczne zagrywki, czy kombinacje.
- Kolejność, w jakiej używaliśmy zawodników w ramach zastępstwa zawodnika, była podyktowana głównie tym, że dopiero w piątek dowiedzieliśmy się, że nie będzie Ryana Douglasa. Pewnie gdybym wiedział wcześniej, że będziemy stosowali "ZZ", to można by inaczej to ułożyć. Co do rezerw to taki miałem plan od samego początku. W trzynastym biegu puściliśmy Matiasa Nielsena i Aleksandra Łoktajewa, czyli naszych najlepszych zawodników, tak jak zawsze to robiliśmy - skomentował menedżer PSŻ.
Radość i niedosyt
Ostatecznie #OrzechowaOsada PSŻ Poznań zakończyło zmagania w Metalkas 2. Ekstralidze na czwartym miejscu. Jest to oczywiście ogromny sukces dla całego klubu i wyrównanie najlepszego wyniku w historii. Na Golęcinie jednak po dwumeczu półfinałowym radość z naprawdę dobrego sezonu miesza się z lekkim niespełnieniem.
- Może to zabrzmi trochę dziwnie i buńczucznie, ale czuję niedosyt, bo naprawdę była szansa, żeby do tego finału wejść. Nawet z perspektywy tego rewanżowego spotkania, które ostatecznie przegraliśmy dwoma punktami. Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Myślę, że osiągnęliśmy dobry wynik w tym sezonie - ocenił Jacek Kannenberg.
Do finału Metalkas 2. Ekstraligi weszły ostatecznie drużyny z Rybnika i Bydgoszczy. Za to zespoły z Poznania i Ostrowa muszą obejść się smakiem i zacząć przygotowania do następnej kampanii. Prezes Jakub Kozaczyk nie próżnował już w trakcie sezonu i przedłużył kontrakty z Ryanem Douglasem, Matiasem Nielsenem i Szymonem Szlauderbachem, co pokazuje, że w stolicy Wielkopolski mają duże aspiracje.