Rafał Wilk zwykł mawiać, że jego życie dzieli się na dwie części. Te pierwsze prowadził do 3 maja 2006 roku. Był solidnie punktującym żużlowcem, choć jeszcze w czasach juniorskich wróżono mu znacznie lepszą karierę. Feralnego dnia na torze w Krośnie miał wypadek, wskutek którego złamał kręgosłup. Przerwany rdzeń kręgowy i utrata czucia w nogach - brzmiało to dla wychowanka Stali Rzeszów niczym wyrok.
- Tego dnia zaczęło się dla mnie nowe życie. Urodziny świętuję zatem dwa razy w roku - powiedział Wilk w rozmowie z WP SportoweFakty.
Wzór dla innych
Wilk nie zamierzał długo rozpaczać. Chociaż stracił czucie w nogach, znalazł nową pasję. Motocykl żużlowy zamienił na rower z napędem ręcznym (tzw. handbike). - Nie miałem wyjścia. Można było odgrywać wielką tragedię, ale po co? Nie służyłoby to ani mnie, ani moim bliskim - powiedział wprost.
ZOBACZ WIDEO: Magazyn PGE Ekstraligi. Goście: Przyjemski, Miśkowiak i Rusiecki
Życiowa tragedia zaprowadziła go na... igrzyska paralimpijskie. Z Londynu w 2012 roku wrócił z dwoma złotymi medalami (jazda na czas, wyścig ze startu wspólnego). Cztery lata później w Rio de Janeiro w tych samych konkurencjach dorzucił złoto i srebro. Gdy podczas igrzysk w Tokio nie zdobył ani jednego "krążka", wydawało się, że jego kariera powoli zmierza ku końcowi.
Tymczasem w czwartek w Paryżu zdobył kolejny medal igrzysk paralimpijskich. Jego znajomi w ogóle nie są tym zaskoczeni. - Znam samozaparcie Rafała, jego ambicję i podejście sportu. Szczerze mu gratuluję. On kiedyś sam wprost powiedział, że dostał drugą szansę od życia, bo pierwszą nie do końca wykorzystał - powiedziała nam była Marta Półtorak, była prezes Stali Rzeszów i sponsor Rafała Wilka.
- Rafał to przykład godny naśladowania. W 2006 roku mogło się wydawać, że jego życie się skończyło. Ten wypadek w Krośnie to była tragedia. Tymczasem on zrobił obrót o 180 stopni, odnalazł właściwą drogę i zachwyca wszystkich wokół. Obrał ścieżkę, której żużel by mu nie zafundował - dodała Półtorak.
Drugie życie Rafała Wilka
Żużel jest sportem, w którym nietrudno o poważną kontuzję. Mimo poprawy standardów bezpieczeństwa, co kilka lat dochodzi do wypadku, który skazuje jednego z zawodników na wózek inwalidzki. Dla Wilka 3 maja 2006 roku wcale nie był wyrokiem.
Gdyby nie wydarzenia z Krosna, nigdy nie obroniłby tytułu doktora na Uniwersytecie Szczecińskim. Nie zostałby też mówcą motywacyjnym i wzorem dla innych osób z niepełnosprawnościami. Nie otrzymałby też odznaczenia od prezydenta Andrzeja Dudy. - Były lepsze i gorsze momenty. Wiele razy spadłem z wózka, bo nie wszystko wychodziło na początku. Po każdym upadku starałem się podnosić i stawać się jeszcze mocniejszym - tak były żużlowiec opisał swoje pierwsze chwile po wypadku.
Początki były trudne. Jego dom nie był dostosowany do potrzeb osób korzystających z wózków inwalidzkich. Przygotowanie do wyjścia zajmowało mu 20 minut. Teraz potrzebuje na to 60 sekund. - Człowiek musiał się tego nauczyć jak małe dziecko. Po wypadku stałem się bezbronny jak dziecko, ale nauczyłem się żyć na nowo, a przede wszystkim poznałem swój organizm, bo ciało się zmieniło - przyznał wprost.
- Rafał wykłada na uniwersytecie, rozwija się, korzysta z życia. Dzięki tragedii, która go dotknęła, stał się nowym człowiekiem. Jego historia powinna być przykładem dla innych, że gdy spotyka nas taka tragedia, to może właśnie zaczyna się coś nowego, równie fascynującego - powiedziała nam Półtorak.
Nie powiedział ostatniego słowa?
Rafał Wilk ma 49 lat. Trudno sobie wyobrazić, aby na kolejnych igrzyskach paralimpijskich w Los Angeles walczył o kolejne medale. Coraz młodsza konkurencja będzie narzucać intensywne tempo. Marta Półtorak jest jednak o to spokojna. - On nigdy się nie zatrzyma. Jak go znam, to będzie przeć do przodu jak taran. Jestem spokojna o jego kondycję nawet za cztery lata - stwierdziła sponsor naszego paralimpijczyka.
Co ciekawe, początkowo nic nie wskazywało na to, że Wilk odnajdzie się na handbike'u. Półtorak wierzyła, że może się przydać w żużlu. Dlatego zatrudniła go w roli trenera młodych żużlowców. - On zawsze był otwarty na ludzi, aktywny. Wypadek tego nie zmienił. Staraliśmy mu się pomóc i stąd propozycja pracy na stanowisku szkoleniowca. On jednak nie czuł się spełniony w takiej roli. W handbike'u znalazł to, co lubił - zdradziła nasza rozmówczyni.
Wilk nieustannie ma jedno marzenie. Chciałby jeszcze kiedyś spróbować swoich sił na motocyklu. W roku 2017 testował egzoszkielet, który osobom z przerwanym rdzeniem kręgowym pomaga stanąć na nogach. Może kiedyś rozwój medycyny sprawi, że wychowanek rzeszowskiej Stali zrealizuje i ten cel. Nie jest to jednak jego obsesją.
- Pewien etap zamknąłem, odgrodziłem. Po co żyć tym, że chodziłem? Teraz mam nowe życie. Wziąłem wszystko w swoje ręce, nie myślę o przeszłości. Może jeszcze kiedyś stanę na nogi, ale tym też nie żyję. Nie jestem jedyny na wózku, takich są miliony. Medycyna idzie do przodu, więc może kiedyś. To nie jest jednak tak, że coś muszę, że jest bez nadziei, że moje życie traci sens - powiedział nam Wilk.
Łukasz Kuczera, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj także:
- Doyle będzie miał jeszcze więcej do oddania. GKM wysyła pismo i nie odpuści
- Topniejąca przewaga Zmarzlika w SGP. "Przecież to nie jest robot"
Nie jest na dopingu
Wspierajmy wszyscy Adriana zeby zdobyl dla Polski kolejny rekord swiata