Przez aż dziewiętnaście rund Grand Prix żużlowcy występujący z plastronem z numerem 16 na plecach nie byli w stanie przejść fazy zasadniczej i następnie móc wystąpić w wyścigu półfinałowym. O niemocy jeźdźców z "dzikimi kartami" mówiło się tym samym coraz częściej, ubolewając, że nie dodają oni kolorytu widowiskom i że nie utrudniają rywalizacji pełnoprawnym uczestnikom tego elitarnego cyklu.
Impas w końcu przełamał, po prawie dwóch latach, Patryk Dudek. W sobotnim GP Polski we Wrocławiu zdobył w części podstawowej 10 punktów, wygrywając trzy biegi. Dzięki temu mógł powalczyć o udział w finale. Ostatecznie został sklasyfikowany na piątym miejscu. Oznaczało ono zarazem najwyższe spośród reprezentantów Polski startujących na Stadionie Olimpijskim.
Niespodziewana raczej decyzja o przyznaniu Dudkowi "dzikusa" (spodziewano się, że takie wyróżnienie otrzyma Bartłomiej Kowalski z miejscowej Betard Sparty) obroniła się więc w stu procentach. I wiele wskazuje na to, że nie był to ostatni tego typu start 32-latka w tegorocznej edycji GP. Za cztery tygodnie jej zakończenie nastąpi w Toruniu. Jeżeli tym razem nie będzie niespodzianki w nominacjach, to właśnie indywidualny wicemistrz świata sprzed siedmiu lat ponownie wystartuje w imprezie najwyższej rangi.
Przypomnijmy, że poprzednio zawodnikiem, który dojechał tak wysoko, jak Dudek był Rasmus Jensen we wrześniu 2022 roku w Vojens. Duńczyk także uplasował się wtedy na piątej lokacie. Później nikt już nie wskoczył do pierwszej ósemki tabeli. Najbliżej tego był Kacper Woryna, który w tym samym sezonie co Jensen zajął dziewiątą pozycję w Toruniu.
Znacznie dłużej, bo trzy lata czekamy za to na awans zawodnika z "dziką kartą" do finału. W 2021 w Lublinie dwukrotnie znalazł się w nim (i w obu przypadkach też na podium) Dominik Kubera.
CZYTAJ WIĘCEJ:
Złe wieści dla Zmarzlika! Klasyfikacja generalna cyklu Grand Prix
Wielkie dokonania Lindgrena. To trzeci zawodnik w historii Grand Prix
ZOBACZ WIDEO: Kościecha o GKM-ie na 2025. Czy Pludra zostanie w drużynie?
Wiadomka