Żużel. Wielka radość w Poznaniu po awansie do półfinału. "Jedziemy dalej, żeby spełniać marzenia"

Zdjęcie okładkowe artykułu: WP SportoweFakty / Tomasz Rosochacki
WP SportoweFakty / Tomasz Rosochacki
zdjęcie autora artykułu

#OrzechowaOsada PSŻ nie przestaje zaskakiwać. Po horrorze pokonał w dwumeczu Abramczyk Polonię Bydgoszcz i zameldował się w półfinale Metalkas 2. Ekstraligi, mimo że początek spotkania kompletnie nie wyszedł zespołowi ze stolicy Wielkopolski.

Choć mecz w Bydgoszczy zakończył się po myśli #OrzechowaOsada PSŻ-u Poznań to przebieg spotkania, a zwłaszcza jego początek, był mocno zwariowany. Trzeba oddać podopiecznym Adama Skórnickiego i Jacka Kannenberga, że w drugiej części zawodów nie odstawali od bydgoszczan. Przełożyło się to na zwycięstwo w dwumeczu, które można odbierać jako gigantyczną sensację, gdyż Abramczyk Polonia to przedsezonowy główny kandydat do awansu. PSŻ-owi za to wróżono rychły spadek.

- Od początku był to dla nas bardzo trudny pojedynek. Na szczęście pozbieraliśmy się i wróciliśmy do niego. Naprawdę dużo się działo. Kontrowersje, o których nie chce wspominać, bo nie mi to oceniać, ale chyba warto się zastanowić nad tym co się działo w Bydgoszczy. Jesteśmy bardzo uradowani. Wygrana w dwumeczu z Polonią, to coś, co powoduje ogromną euforię wśród kibiców i osób związanych z żużlem w Poznaniu - mówił dla WP SportoweFakty po konfrontacji menedżer PSŻ-u Jacek Kannenberg.

"Takie uroki meczów w Bydgoszczy"

Po czterech biegach na tablicy wyników widniał wynik 19:4 dla Abramczyk Polonii. Można było zakładać, że gospodarze od samego początku wezmą się za odrabianie strat ze spotkania na Golęcinie, lecz nie w taki sposób i nie przy tak wymiernej pomocy gości. Jacek Kannenberg zastosował podwójną rezerwę już w czwartej gonitwie, co zdarza się bardzo rzadko. W całym meczu wykonał ich łącznie aż pięć. Na szczęście miał w swojej talii takich asów jak Aleksandra Łoktajewa, Ryana Douglasa czy Matiasa Nielsena.

ZOBACZ WIDEO: "Potwierdzam". Tego zawodnika w Fogo Unii na pewno nie będzie

- Było trzeba to jakoś rozpisać, ale najważniejsze jest, że drużyna nie poddała się po tym początku. Do końca jechaliśmy i przyniosło to zamierzony skutek. Poniekąd sądziłem i byłem przygotowany na to, że będę musiał użyć aż pięciu rezerw taktycznych. Nie zakładałem być może, że już w czwartym biegu pójdzie podwójna zmiana, lecz gdyby Kacper Teska był zdolny do jazdy, to ten wyścig pewnie by jeszcze pojechał - z dużym uśmiechem na twarzy komentował swoje decyzje menedżer PSŻ-u.

- Drugi raz przyjeżdżamy do Bydgoszczy i drugi raz mocno kreślimy program. Ostatnio jechaliśmy trzema seniorami, teraz czterema. Może taki urok tych spotkań, że trzeba tutaj dużo taktycznych używać - dodał.    Dramaturgia tego meczu była ogromna również ze względu na tor, który zwłaszcza w pierwszej serii sprawiał ogromne problemy przyjezdnym. Dla przykładu Kacper Teska i Kacper Grzelak w swoich biegach chcieli wynieść się bardzo mocno na zewnętrzną, ale praktycznie w ten sam sposób zaliczyli upadki. Aczkolwiek nie tylko oni mieli problem na pierwszym łuku.

- W zasadzie ze względu na to, że wewnętrzne pola były minimalnie bardziej odmoczone, to zawodnicy specyficznie tam wjeżdżali. Nie było jakiś ogromnych dziur, czy czegoś. Po prostu było trzeba jechać, tak jak to się robi w Bydgoszczy, przez co zawodnicy często spotykali się w złym miejscu albo kogoś wyciągało. Tor według komisarza i sędziego był regulaminowy - komentował Jacek Kannenberg.

Krew, pot i łzy szczęścia

Można powiedzieć, że PSŻ na torze przy ulicy Sportowej zostawił mnóstwo krwi i zdrowia. Aż czterech zawodników gości upadało na tor. Aleksandr Łoktajew aż dwukrotnie zapoznał się z nawierzchnią. Ukrainiec dotrwał jednak do końca zawodów. Za to jak wszystko wskazuje, duże problemy ze zdrowiem może mieć Kacper Teska, który po dwóch wypadkach w biegu juniorskim udał się do szpitala z rozciętą ręką. Najprawdopodobniej to koniec sezonu dla 18-latka.

- Czekamy jeszcze na wyniki badań ze szpitala. Kacper musiał zostać dodatkowo przebadany, ale nie jestem lekarzem, więc nie chcę wróżyć. Pozostali żużlowcy są lekko poobijani. Dużo kosztował nas ten mecz, lecz miejmy nadzieję, że szybko się pozbierają. Mieliśmy dobre zabezpieczenie ze strony naszych medyków i fizjoterapeuty. Muszę im podziękować, bo mieli ogrom pracy i włożyli mnóstwo wysiłku, żeby nasi zawodnicy dali radę jechać mimo tych przygód, które spotkały ich na torze - wyjaśniał po meczu Kannenberg.

Zwycięstwem w dwumeczu PSŻ zapewnił sobie awans do półfinału Metalkas 2. Ekstraligi. Tam na Aleksandra Łoktajewa i spółkę czeka już Innpro ROW Rybnik. Rzecz jasna, nie będzie to łatwa przeprawa, ale poznaniacy udowadniają w tym sezonie, że nikogo się nie boją i złapali luz, który ich niesie. Podobnie jak w dwumeczu z Abramczyk Polonią Bydgoszcz nie będą faworytami, ale to nie oznacza, że nie będą walczyć.

- Jedziemy dalej, żeby spełniać nasze marzenia. Jak szedłem na wywiad do telewizji zaraz po meczu to dobrze, że było chwilę przerwy, ponieważ byłem strasznie rozemocjonowany. Musimy zaplanować ten tydzień i będziemy w dalszym ciągu pracować, bo chcemy, żeby ten sezon trwał jak najdłużej - entuzjastycznie komentował Jacek Kannenberg.

Pierwszy mecz półfinałowy z Innpro ROW-em Rybnik odbędzie się już w najbliższy weekend. Z pewnością będzie to spotkanie o taką stawkę, której dawno poznański Golęcin nie widział.

Czytaj także: Dwie strony zadowolone z wyniku we Wrocławiu. "Mamy upragnioną czwórkę z przodu" "Wybaczyłem im". Komarnicki przeszczęśliwy po meczu Stali

Źródło artykułu: WP SportoweFakty