Żużel. Kością niezgody ponad 300 tysięcy złotych. Wiemy, w co gra Doyle

Zdjęcie okładkowe artykułu: Krzysztof Konieczny / Na zdjęciu: Jason Doyle
Krzysztof Konieczny / Na zdjęciu: Jason Doyle
zdjęcie autora artykułu

Wciąż nie wiadomo, gdzie w kolejnym sezonie będzie jeździł Jason Doyle. Wiele w tej sprawie zależy od działaczy Zooleszcz GKM Grudziądz, którzy mają twardy orzech do zgryzienia i muszą podjąć decyzję odnośnie rozliczeń z swoim zawodnikiem za ten rok.

Choć już wiadomo, że żużlowiec ze względu na kontuzję barku nie wróci na tor w tym sezonie, to uraz nie przeszkadza mu w intensywnych rozmowach z innymi klubami na temat kontraktu na kolejny sezon. Wiadomo, że żużlowiec brał udział w negocjacjach z władzami Krono-Plast Włókniarza Częstochowa, Abramczyk Polonii Bydgoszcz i Texom Stali Rzeszów. Cały czas ze swoim dotychczasowym żużlowcem rozmawiają też przedstawiciele ZOOleszcz GKM-u Grudziądz.

Rozmowy w Grudziądzu nie należą jednak do najłatwiejszych, bo wiadomo, że grudziądzanie chcieliby, żeby zawodnik - zgodnie z regulaminem - zwrócił im około 340 tysięcy złotych, które klub zdążył mu wypłacić na przygotowanie do sezonu. Australijczyk pojechał w tym sezonie tylko cztery mecze, a to oznacza, że klub ma prawo obciąć mu wynagrodzenie proporcjonalnie do liczby opuszczonych meczów. Przynajmniej na razie słychać, że GKM Grudziądz zamierza skorzystać z tej możliwości.

Warto przy tym dodać, że wspomniane wcześniej 340 tysięcy złotych to nie jedyne pieniądze, które Jason Doyle może stracić z tegorocznego kontraktu. Wiadomo bowiem, że zgodnie z najnowszymi ustaleniami, kluby pieniądze za tzw. podpis na kontrakcie płacą transzami przez cały sezon. W przypadku Australijczyka klub nie zdążył przelać całej kwoty, bo w przeciwnym razie Doyle miałby do oddania jeszcze większe pieniądze. Wiadomo już, że żużlowiec nie ma żadnych szans na przelanie mu pozostałej części wynagrodzenia i to na pewno nie będzie przedmiotem negocjacji.

ZOBACZ WIDEO: Stal Gorzów działa na rynku transferowym. Kogo obserwuje prezes klubu?

Sprawa Doyle'a jest dość głośna w środowisku, bo żużlowiec sam żali się klubom, z którymi negocjuje, że w Grudziądzu wciąż walczy o pieniądze. Jego los zależy teraz głównie od postawy działaczy GKM-u, którzy muszą zdecydować, czy odpuścić walkę o część pieniędzy z tego sezonu, czy może jednak postawić na swoim i negocjować jedynie stawkę na kolejny.

Ta druga opcja znacznie zwiększyłaby szansę na transfer tego żużlowca do innego zespołu. Sam Australijczyk zdaje sobie sprawę z dość komfortowej sytuacji na rynku transferowym, bo skorzystać z jego usług chce co najmniej kilka klubów, a cena raczej nie spadnie, bo przecież z czasem jeszcze bardziej zdeterminowana będzie ekipa beniaminka.

W samym Grudziądzu słychać, że z ostateczną decyzją w sprawie Doyle'a nie zamierzają się spieszyć, by nie psuć atmosfery w drużynie przed ćwierćfinałowymi meczami z Betard Spartą Wrocław. Dogadanie się z Doyle'm oznaczałoby, że miejsce w składzie na kolejny sezon straci Jaimon Lidsey, a przecież klub bardzo mocno liczy na jego dobre występy w najbliższych meczach.

Czytaj więcej: Wiemy, co ze zdrowiem Seiferta-Salka Skandal w Cardiff. Co dalej?

Źródło artykułu: WP SportoweFakty