Siłą wciągnięty do armii Ukrainy? Żona sportowca opowiada, co się stało

WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: Witalij Łysak
WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: Witalij Łysak

Ma na swoim koncie medale mistrzostw Ukrainy i Rumunii, w polskiej lidze związany był ze Śląskiem Świętochłowice, a właśnie wylądował w ukraińskiej armii. Witalij Łysak został "nielegalnie zmobilizowany" do wojska - twierdzi jego żona.

W tym artykule dowiesz się o:

Witalij Łysak to jeden z bardziej doświadczonych żużlowców w Ukrainie. W polskiej lidze swego czasu związał się ze Śląskiem Świętochłowice. Zdobywał medale w krajowych mistrzostwach, zdobył też tytuł w Rumunii. W sezonie 2022, krótko po wybuchu wojny, Polacy zdecydowali się na symboliczny gest i mianowali go rezerwowym podczas GP Polski na PGE Narodowym.

- Ukraina jest wdzięczna za takie wsparcie ze strony Polski. Sama nominacja to dla mnie bardzo duże wyróżnienie - mówił nam wtedy Łysak, który nie zdecydował się na opuszczenie Równego. Brał pod uwagę pójście na front, ale 33-latek nigdy nie służył w wojsku i nie odbył podstawowego szkolenia. Dlatego uznał, że lepiej będzie pomagać ojczyźnie w inny sposób.

Żużlowiec siłą wcielony do ukraińskiej armii

Od tamtych wydarzeń minęły ponad dwa lata, a Ukraina ma ogromny problem w walce z Rosją. Wielomiesięczna wojna na wyniszczenie doprowadziła do sporych strat, a ukraińska armia ma kłopoty z poborem nowych chętnych. Dlatego prezydent Wołodymyr Zełenski w ostatnich tygodniach zdecydował się na kontrowersyjne ruchy. Obniżył wiek poborowych z 27 do 25 lat, zawieszono też obsługę konsularną mężczyzn w wieku wojskowym poza granicami kraju.

ZOBACZ WIDEO: Szalony dzień zawodnika Grand Prix. O tym mogą nie wiedzieć kibice

Łysak w ostatnich tygodniach wybrał się na Zakarpacie - przy granicy z Węgrami. Dotarł do Mukaczewa, ale tam został zabrany z pociągu przez osoby odpowiedzialne za pobór do ukraińskiej armii. - Mój mąż pojechał w interesach do Mukaczewa i, o ile rozumiem, wysiadł z pociągu i natrafił na wojskowych. Od razu został zabrany do jednostki rekrutacyjnej - powiedziała telewizji iTV małżonka ukraińskiego żużlowca Oleksandra Torkunowa.

- Próbowałam na własną rękę zadzwonić do jednostki, potem do szpitala. Z jakiegoś powodu jest to niemożliwe. Sygnał nie odpowiada - dodała żona Łysaka.

Ostatecznie Torkunowa zgłosiła sprawę na policję i złożyła zawiadomienie o porwaniu Łysaka. - Zrozumiałam, że ktoś zabrał mu telefon. W końcu oddzwonili do mnie ludzie z Mukaczewa i powiedzieli, że jest w terytorialnym centrum rekrutacji - zdradziła Ukrainka.

Witalij Łysak był rezerwowym podczas GP Polski w 2022 roku
Witalij Łysak był rezerwowym podczas GP Polski w 2022 roku

Torkunowa chciała uzyskać możliwość spotkania z małżonkiem, ale urzędnicy nie wydali na to zgody. Ukrainka działania terytorialnego centrum rekrutacji uznaje za naruszenie praw człowieka. Twierdzi, że jej mąż był szantażowany i poddawany presji moralnej.

- Skoro został pojmany, to dlaczego pozostał w jednostce rekrutacyjnej? Dlaczego nie przewieziono go np. na komisariat policji do momentu wyjaśnienia okoliczności? Nikt nie chce mi powiedzieć, dlaczego formalnie nie otrzymał wezwania do wojska, tak jak powinno to być zgodnie z prawem - powiedziała Torkunowa ukraińskiej telewizji.

Ukraińcy boją się mobilizacji

Żona żużlowca z Ukrainy po licznych telefonach otrzymała zapewnienie, że 33-latek zostanie zwolniony do domu. Tak się jednak nie stało. Torkunowa twierdzi, że Łysak został "nielegalnie zmobilizowany". Obecnie ma się znajdować na jednym z poligonów, gdzie przechodzi obowiązkowe szkolenie wojskowe. Wiadomość o wcieleniu zawodnika do armii zdenerwowała też prezesa klubu z Równego. Ihor Marczenko zwrócił uwagę na to, że Łysak stanowi o sile jego drużyny.

- Wkrótce powinny się u nas odbyć zawody o mistrzostwo Ukrainy, ale większość zawodników, po tym jak dowiedziała się o zdarzeniu z Witalijem, boi się przyjazdu na stadion - powiedział Marczenko. Turniej mógłby stać się pretekstem do zmobilizowania kolejnych Ukraińców do armii.

Telewizja iTV poprosiła terytorialne centrum rekrutacji w Mukaczewie o komentarz do sprawy. Jednostka na południu Ukrainy nie odpowiedziała jednak na pytania redakcji.

Polowanie na poborowych w Ukrainie

Obecnie Ukraina robi wiele, aby pozyskać nowych wojskowych. Pracownicy terytorialnych centrów rekrutacji regularnie przeprowadzają "łapanki" na ulicach miast. Na Telegramie powstały specjalne grupy i kanały, na których mężczyźni ostrzegają się przed "nalotami". Stosują przy tym specjalne kody. Funkcjonariuszy nazywa się "chmurami" albo "deszczem".

"Jaka jest pogoda na stacji metra Obrońcy Ukrainy?" - brzmi jedno z pytań na kanale. "Trzy chmury przykryły młodego człowieka" - pada w odpowiedzi, co oznacza, że trzem mężczyznom wręczono nakaz mobilizacji.

Niestawienie się przed komisją rekrutacyjną zagrożone jest karą w wysokości 5,1 tys. hrywien (ok. 500 zł). Wyjściem dla wielu Ukraińców jest nielegalna ucieczka z Ukrainy. Jedna z tras prowadzi przez rzekę Cisę do Rumunii. Nie brakuje też śmiałków, którzy uciekają do rosyjskiego Biełgorodu, choć to właśnie Rosja atakuje ich państwo.

"Łapanki" sprawiły, że kwitnie proceder wywożenia Ukraińców poza granice kraju. Przemytnicy biorą opłaty za samo wskazanie trasy. Stawki wynoszą od 5 do 15 tys. dolarów za osobę. Inną opcją na uniknięcie armii jest wręczenie łapówki lekarzowi i otrzymanie niskiej kategorii podczas komisji wojskowej.

Z danych wynika, że do lata 2023 roku ok. 40 tys. osób próbowało uciec do Rumunii przez rzekę Cisę. Część z nich się topi.

Łukasz Kuczera, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj także:
Piękna magia PGE Narodowego. Oby Polacy zarazili Niemców żużlem
Sparta ma nowego zawodnika. To transfer z Krajowej Ligi Żużlowej