Wrocławianie wygrali pierwszy tegoroczny mecz z NovyHotel Falubazem Zielona Góra, ale pozostawili po sobie dość kiepskie wrażenie. Częstochowianie przegrali z kolei z typowaną jako kandydat do spadku Fogo Unią Leszno. W obu drużynach już jest nerwowo, a w niedzielę ta sytuacja może się jeszcze pogorszyć. Ewentualna porażka może mieć zaskakująco duże konsekwencje dla realizacji celów postawionych przed klubami.
We Włókniarzu po kolejnej porażce mogą z kolei rozpocząć się pierwsze rozliczenia, a nerwowa atmosfera może utrudnić powrót do odpowiedniej formy. Dodatkowo częstochowianie mają ekstremalnie trudny kalendarz kolejnych meczów, bo najpierw czeka ich wyjazd do Gorzowa, a potem mecz u siebie z Motorem. Szansa na kolejne ligowe punkty może więc pojawić się dopiero 19 maja.
Jeśli Betard Sparta Wrocław chce w tym roku postawić się ekipie mistrzów Polski z Lublina, to niezbędna do tego będzie dobra forma Taia Woffindena i Macieja Janowskiego. W pierwszym meczu sezonu obaj kompletnie zawiedli i zdobyli zaledwie po cztery punkty. W Częstochowie poznamy odpowiedź na to, czy inauguracyjna wpadka była tylko jednorazowym wypadkiem przy pracy, czy jednak dobrze odzwierciedliła dyspozycję obu zawodników.
ZOBACZ WIDEO: Patryk Dudek w lepszej formie niż przed rokiem. "To będzie kolejny temat do rozmów"
- Jeśli chodzi o Maćka, to trzeba wziąć pod uwagę to, że większą zdobycz utrudnił mu defekt i wykluczenie. Tai z kolei miał gorszy dzień. Ja nie ułatwiłem im zadania przygotowując tor. Maciek wciąż jest bardzo zdeterminowany, by punktować na lepszym poziomie i pracuje bardzo mocno. W trakcie tygodnia mocno pracował na treningach i w kolejnych meczach należy się spodziewać, że będzie lepiej. Tai od początku przygotowań pokazywał, że jest w dobrej formie. W Anglii, na treningach i sparingach radził sobie dobrze. To jednak tylko człowiek - bronił swoich podopiecznych w Magazynie PGE Ekstraligi na WP SportoweFakty, Dariusz Śledź.
Po pierwszym meczu sezonu niespodziewanym antybohaterem był właśnie opiekun wrocławskiej drużyny, który przygotował na domowy mecz bardzo twardą nawierzchnię. Nie od dziś wiadomo, że taka charakterystyka toru nie odpowiada większości jego podopiecznych. W Częstochowie może być im jednak nieco łatwiej, bo w trakcie przerwy między sezonami dosypano nieco nowej nawierzchni, a tor powinien być nieco przyczepniejszy niż we Wrocławiu.
- Tor podczas meczu z Falubazem rzeczywiście był twardy, ale czasy nie odbiegały drastycznie od tych z zeszłego sezonu. W poprzednim roku kilka razy było gorzej pod tym względem. Największym problemem - i to zabolało mnie najmocniej - okazało się to, że w trakcie meczu przestała funkcjonować zewnętrzna część toru. Przyznaję, nie pomogłem swoim zawodnikom przygotowaniem toru i biorę to na klatę. Podczas zawodów popełniliśmy błąd. We Wrocławiu da się stworzyć przyczepną nawierzchnię, ale w ten sposób zabilibyśmy widowisko, bo byłaby tylko jedna korzystna ścieżka do ścigania - dodał Śledź.
Trener został także zapytany, czy liczy się z tym, że po kolejnych takich wpadkach z torem zagrożona może być także jego pozycja. - Muszę się z tym liczyć. Takie jest życie trenera. Na razie działamy i jesteśmy zaledwie po jednym meczu - przyznał.
W meczu przeciwko Tauron Włókniarzowi Częstochowa dużym atutem może okazać się postawa juniorów gości, którzy zaskoczyli na inaugurację. O ile po Jakubie Krawczyku spodziewano się dobrej jazdy, to już postawa byłego zawodnika Włókniarza, Marcela Kowolika była dużą niespodzianką. Tym razem można oczekiwać powtórki, bo częstochowscy juniorzy początku sezonu nie mają zbyt udanego.
Czytaj więcej:
Najman komentuje formę Drabika
Pachniało niespodzianką, a skończyło się demolką