Kontrowersyjny przedsiębiorca dostał wyrok. "Dzisiaj mogę już zrobić recydywę"

WP SportoweFakty / Anna Kłopocka / Na zdjęciu: Witold Skrzydlewski
WP SportoweFakty / Anna Kłopocka / Na zdjęciu: Witold Skrzydlewski

Witold Skrzydlewski to jeden z najbardziej znanych łódzkich przedsiębiorców. Posiada blisko 50 kwiaciarni oraz domy pogrzebowe, które miesięcznie organizują nawet 500 pogrzebów. Mało kto wie, że usłyszał on wyrok za swoją publiczną działalność.

72-latek nigdy nie gryzł się w język, a jako prezes i właściciel H.Skrzydlewska Orła Łódź słynie z kontrowersyjnych zachowań. Trudno jednak odmówić mu skuteczności, bo to głównie jego starania sprawiły, że w Łodzi powstał nowoczesny stadion żużlowy, a klub walczy o czołowe miejsca w Metalkas 2. Ekstralidze. Prowadzenie zespołu wiąże się jednak nie tylko z ryzykiem kar od GKSŻ, ale także odpowiedzialnością prawną.

Niedawno biznesmen usłyszał wyrok w związku ze sprawą z 2018 roku i słynną inauguracją stadionu żużlowego. Ostatecznie został on uznany winnym.

- Przez kilka tygodni na siłę robiłem wszystko, by stadion został oddany do użytkowania na nasz pierwszy domowy mecz. Dostaliśmy większość potrzebnych zgód na organizację imprezy masowej, mieliśmy wiele papierów. Jeden z panów uznał jednak, że złożyliśmy dokumenty zbyt późno. Dowiedziałem się o tym tuż przed zawodami, gdy wszystkie bilety były już sprzedane. Miałem więc do wyboru albo wpuścić 10 tysięcy ludzi, którzy mieli bilety na ten mecz, albo wyjść i powiedzieć, że robię selekcję, bo wejść może tylko 999 osób - wspomina tamten dylemat Skrzydlewski.

ZOBACZ WIDEO: Oskarżył działacza o hamowanie rewolucji. "Pan Bóg spowodował, że go dzisiaj nie ma"

Ostatecznie bramy stadionu zostały otwarte, a przy wejściu nikt nie sprawdzał biletów. Przed meczem z Wybrzeżem na murawie stadionu obok Skrzydlewskiego pojawiła się jednak między innymi prezydent Łodzi Hanna Zdanowska i inni przedstawiciele miasta. Z trybun mecz oglądali przedstawiciele PZM. Ostatecznie po kilku biegach - ze względu na deszcz - zawody zostały przerwane. To jednak wcale nie złagodziło konsekwencji decyzji prezesa klubu.

- Pan, który wcześniej odrzucił nasz wniosek, zachował się jak sygnalista i powołując się na brak zgody, doniósł do prokuratury. Gdy pierwszy donos nie przyniósł skutku, napisał drugi raz, pytając śledczych, czy "gruby Skrzydlewski" to święta krowa. Wtedy śledztwo się rozpoczęło, a potem mieliśmy wieloletnią sprawę w sądzie. Ostatecznie usłyszałem karę pół roku więzienia w zawieszeniu na rok, a dodatkowo musiałem zapłacić wysoką grzywnę. Dzisiaj jestem już po okresie zawieszenia i śmieję się, że mogę już zrobić jakąś recydywę. Wyrok był dla mnie problemem, bo jako przedsiębiorca nie mogłem startować w przetargach, a problemy miałem także w kilku innych kwestiach. Na szczęście media o tym nie pisały, a dzisiaj sprawa jest już historią - wspomina z uśmiechem sam Skrzydlewski.

Klub żużlowy Skrzydlewski założył w Łodzi w 2005 roku i od tego czasu przeznaczył na żużel kilkadziesiąt milionów złotych. Tylko w poprzednim sezonie dopłacił do funkcjonowania klubu około 3,5 mln złotych. W tym roku budżet pierwszoligowca będzie kosztował się na poziomie około 10 mln złotych. Sporą część tej kwoty Skrzydlewski znów będzie musiał wyłożyć z kasy swoich firm. - Czasem mam wrażenie, że powinni zabrać mnie do czubków - przyznaje z uśmiechem.

Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj więcej:
Kucharski wygrał w sądzie. W tle miliony złotych
MKOl odpowiada na pytanie o ewentualne wykluczenie Izraela z igrzysk

Źródło artykułu: WP SportoweFakty