Żużel. Kolejny klub ze stratą. I to mimo bardzo dużych oszczędności

WP SportoweFakty / Patryk Kowalski / Janusz Kołodziej i Grzegorz Zengota
WP SportoweFakty / Patryk Kowalski / Janusz Kołodziej i Grzegorz Zengota

Fogo Unia Leszno zakończyła sezon 2023 ze stratą finansową 35 tysięcy złotych, co może się okazać jednym z… najlepszych wyników w całej PGE Ekstralidze. Tendencja jest bowiem taka, że im więcej kluby zarabiają, tym mają większe straty.

Widać to wyraźnie na przykładzie wcześniej ujawnionych sprawozdań finansowych - Tauron Włókniarz Częstochowa ma 1,16 mln złotych straty za sezon 2023, a ZOOleszcz GKM Grudziądz 4,5 mln złotych.

Fogo Unia Leszno na tym tle wypada dość dobrze, ale tylko dlatego, że władze klubu celowo podjęły ryzyko i nie licytowały się o najlepszych zawodników. Na sezon 2023 zbudowano w Lesznie oszczędnościowy skład i nie próbowano zastąpić Jasona Doyle'a żadnym zawodnikiem ze światowej czołówki.

Nie dość, że ta strategia sprawiła, że leszczynianie przez długi czas musieli martwić się o utrzymanie w lidze, to dodatkowo nie zdołali zaoszczędzić pieniędzy na kolejny rok. Już wiadomo, że w 2024 roku ta strategia się jednak nie zmieni.

ZOBACZ WIDEO: Co z obowiązkowym wychowankiem? Szokujące słowa Piotra Barona

- Musimy przetrwać okres głupawki w polskim żużlu. Z tego powodu nie walczyliśmy o kolejnego czołowego zawodnika i nie szaleliśmy na rynku. Oczywiście to nie jest dla nas łatwa decyzja, bo zdajemy sobie sprawę, że w ten sposób ryzykujemy spadkiem do 2. Ekstraligi. Wychodzę jednak z założenia, że jeśli jestem pewny, że coś jest warte 600-700 tysięcy, to nie będę płacił za to dwa razy więcej - komentuje prezes Fogo Unii, Piotr Rusiecki.

Mimo dużych oszczędności, klub nie ma powodów, by podchodzić do wyników finansowych z optymizmem. Choć w 2023 roku przychody wzrosły o około 1,5 mln złotych, to zamiast sporego zysku (jak choćby 400 tys. złotych w 2022 roku), tym razem jest mowa o stracie.

- Oczywiście, że to nie jest dobry wynik. Według mojej prognozy sytuacja w żużlu powinna się jednak mocno zmienić już w 2025 roku. Najbliższy sezon może być jeszcze gorszy dla większości klubów. Wtedy może się okazać, że niektóre ośrodki albo będą musiały ogłosić bankructwo, albo zejść na ziemię z wynagrodzeniami dla zawodników. Nikt mnie nie przekona, że żużlowcy nie zgodziliby się jeździć za połowę obecnych stawek, bo przecież i tak zarabialiby bardzo dobrze - dodaje Rusiecki.

Już wielokrotnie pisaliśmy o tym, że w ciągu trzech ostatnich lat stawki zawodników poszły o ponad sto procent w górę. Jeszcze niedawno gwiazdy ligi brały 500 tysięcy złotych za podpis na kontrakcie i 5 tysięcy złotych za każdy punkt. Dzisiaj najlepsi żądają przynajmniej miliona i 10 tysięcy złotych, a w PGE Ekstralidze nie ma już seniora, który ścigałby się za mniej niż wspomniane 500 i 5 tys. złotych.

To wszystko plus wydatki na szkolenie sprawiło, że kluby nie są w stanie odłożyć żadnych pieniędzy i kończą sezon z większą stratą finansową niż w latach, gdy z praw telewizyjnych otrzymywały 2,5 mln złotych rocznie (dziś dostają przynajmniej 6,5 mln złotych rocznie).

- Świat się z nas śmieje, dlatego po raz kolejny apeluję o rozsądek, bo tylko my sami możemy powstrzymać to szaleństwo. Wyniki finansowe klubów doskonale pokazują w jakim miejscu się znaleźliśmy. Mnie pewnie byłoby stać, by dołożyć do klubu 2-3 mln złotych i dokupić jeszcze zawodnika. Nie zrobię tego, bo uważam, że to oznaczałoby przyłożenie ręki do niszczenia dyscypliny - twierdzi prezes Fogo Unii Leszno.

Czytaj więcej:
Fatalne wieści z Tarnowa. Klub może się wycofać z ligi
"Tam są niereformowalni ludzie". Opowiada jak oszukiwano Polaków

Źródło artykułu: WP SportoweFakty