Dzień przed ukazaniem się artykułu (20 grudnia) Damian Dróżdż obchodził dwudzieste siódme urodziny. Powodów do świętowania jednak musi szukać poza sportem żużlowym. Po drugim nieudanym sezonie z rzędu wychowanek Kolejarza Opole pozostaje bez klubu i jak przyznaje, nie jest mu z tego powodu do śmiechu.
***
Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty: Jeszcze niedawno kibicom nie przeszłoby nawet przez myśl, że zabraknie dla pana miejsca w drugiej lidze. Tymczasem rzeczywistość okazała się zgoła odmienna. Jakie towarzyszą temu emocje?
Damian Dróżdż, do zeszłego sezonu zawodnik Metalika Recycling Kolejarza Rawicz: Znalazłem się w trudnym położeniu. Jestem otwarty na wszelkie rozmowy. Mimo tego, co się dzieje, nie brakuje mi chęci do jazdy. Mam nadzieję, że wraz z rozpoczęciem sezonu gdzieś zwolni się dla mnie miejsce.
ZOBACZ WIDEO: Rekordowy budżet Apatora. Ile brakuje torunianom do walki o mistrzostwo?
Widzi pan swoją szansę już tylko w tym, że dany klub będzie miał problemy kadrowe, ze względu na kontuzje lub słabszą postawę innych żużlowców i sięgnie po telefon?
Na pewno nigdy w życiu nie będę liczył na urazy kolegów z toru. To nie w moim stylu. Wszystkim życzę dobrze. Mam natomiast nadzieję, że okażę się potrzebny, a zarządy poszczególnych klubów zdecydują się na roszady. Na pewno nie będę wybrzydzał. Zdaję sobie sprawę ze swojej sytuacji. Muszę udowodnić moją wartość.
Skoro dwa ostatnie sezony nie potoczyły się zgodnie z pana oczekiwaniami, jaką gwarancję ma potencjalny pracodawca, że tym razem będzie inaczej?
Musielibyśmy porozmawiać na osobności, w tak zwane cztery oczy z działaczami. Nie wszystko musi ujrzeć światło dzienne i trafić do mediów. Wiem w czym tkwi problem. Gdybym usiadł do rozmów, na pewno nie uciekałbym od tłumaczeń. Uważam, że takowe zmieniłyby postrzeganie mnie, jako zawodnika. Cenię sobie obopólna rzetelność.
Na przeszkodzie, by lepiej prezentować się na torze stanęły problemy w pana życiu prywatnym?
Prywatne życie, prywatnym życiem. Piętno odcisnęły przede wszystkim sprawy związane z żużlem.
W podobnym tonie wypowiadał się pan rok temu, notabene również w naszej wspólnej rozmowie.
To prawda. Wówczas mówiłem, że wiem w czym tkwi problem. Niestety los w pewnym sensie ze mnie zadrwił. Dzisiaj rozmawiamy i z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że powtórzyła się ta sama sytuacja, a byłem zapewniany, że tak się nie stanie.
Więc na przeszkodzie stanęły ustalenia z osobami trzecimi?
Również. Trzeba natomiast wziąć na klatę efekt końcowy. To ja jestem odpowiedzialny za wynik, który należy uznać za rozczarowujący. Miecz ma zawsze dwa końce. Kibice widzą spotkania, nie to, co się dzieje wewnątrz. Ja mogę tylko dodać, że rozumiem ich niezadowolenie.
W pewnej chwili zapowiadało się, że druga liga może zrobić się dla pana za mała. Po dwóch latach doszło do zwrotu o 180 stopni.
Być może to mnie miało doprowadzić do pewnych przemyśleń. Może musiałem podjąć pewne decyzje. Nie jestem zadowolony, to oczywiste. Znalazłem się w trudnym położeniu, ale mogę obiecać jedno. Nie zamierzam składać broni. Całą sytuację traktuję jako bolesną lekcję, z której należy wyciągnąć wnioski.
Bije pan na alarm, czy czuje spokój i jest przekonany, że szansa się pojawi?
Mam przeczucie, że wszystko się dobrze ułoży. Podchodzę do tego z chłodną głową i dużą dozą pokory. Postępuje w pewnym sensie w myśl zasady, co cię nie zabije, to cię wzmocni. W całej swojej żużlowej karierze muszę walczyć i wciąż udowadniać swoją wartość. Jestem do tego przyzwyczajony.
Jakie ma pan marzenia jako sportowiec? Jeszcze jakiś czas temu, pewnie odpowiedź na to pytanie byłaby zupełnie inna, niż teraz.
Przede wszystkim nie tracę marzeń. Na pewno priorytetem jest, by wrócić na wysoki poziom jazdy. W minionych dwóch latach byłem cieniem samego siebie. Mam z tyłu głowy wyścigi sprzed tego feralnego dla mnie okresu. Potrafiłem wygrywać biegi i to dosyć ciekawe. Moim małym sportowym marzeniem jest, by wrócić do punktowania sprzed trzech lat.
Zapewne jeszcze w tamtym okresie mówiłby pan, że marzy o PGE Ekstralidze, a angaż w klubie rywalizującym na jej zapleczu to byłby po prostu cel sportowy.
Często jestem dużym i niepoprawnym marzycielem, więc nie chcę zagalopować się zbyt daleko. Chciałem iść krok po kroku w górę. Teraz na pewno nie będę mówił, że myślę o wyższych szczeblach rozgrywkowych. W obecnej sytuacji to byłaby głupota. Radziłem już sobie w życiu natomiast z trudniejszymi przeciwnościami losu.
Jeśli ten wywiad czyta ktoś, kto rozważa pana angaż, w jakim tonie by się pan do niego zwrócił?
Zaproponowałbym, żeby wykręcił mój numer i porozmawiał. Potem, by zrozumiał wszystko.
Rozmawiał Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty
Zobacz także:
- Zdecydowanie ocenił siłę Abramczyk Polonii. Powalczą o awans?
- Były prezes nie widzi żadnych minusów w składzie Motor Lublin. "Kibiców może niepokoić tylko jedna rzecz"