Sukces kadry przykryty katastrofą. Polacy zaprzepaścili szansę

WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: podium DPŚ we Wrocławiu
WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: podium DPŚ we Wrocławiu

Mija tydzień od momentu, w którym Polacy wygrali finał Drużynowego Pucharu Świata w niebywałych okolicznościach. Żużlowcy zaprzepaścili jednak szansę na promocję sukcesu, który został przykryty przez skandal z odwołaniem mistrzostw Polski w Krośnie.

W ostatni weekend Polska po latach odzyskała panowanie w światowym żużlu, wygrywając ponownie Drużynowy Puchar Świata. Wszystko odbywało się w niesamowitych okolicznościach - przy pełnym Stadionie Olimpijskim we Wrocławiu i decydowało się w ostatnim wyścigu. W nim rodowity wrocławianin Maciej Janowski wyszarpał złoty medal dla Biało-Czerwonych.

Problem polega na tym, że dyscyplina w żaden sposób nie wykorzystała marketingowo i medialnie swojego triumfu. Ledwie kilka tygodni wcześniej nasi siatkarze wygrali Ligę Narodów i ich zwycięstwem żyła niemal cała Polska. Żużel, zamiast promować swój sukces, pochłonięty został skandalem wokół odwołanego finału Indywidualnych Mistrzostw Polski w Krośnie. Zawody dwukrotnie odwoływano z powodu złego stanu toru, choć na Podkarpaciu świeciło słońce.

- DPŚ było fantastyczne, a my zamiast o nim mówić, to ciągle rozmawiamy o Krośnie. Finał we Wrocławiu był wspaniałym sposobem na promocję dyscypliny. Miał wręcz filmowy scenariusz. Nie było dominatora, ostatni bieg decydował o zwycięstwie i sukces Polakom zapewnił nieoczywisty bohater, bo Maciej Janowski zawodził tego dnia. Do tego ten sukces dał rodowity wrocławianin. Coś pięknego - komentuje w rozmowie z WP SportoweFakty Marta Półtorak, była prezes klubu z Rzeszowa.

ZOBACZ WIDEO: Prezes GKM-u ocenił Nickiego Pedersena. Co z jego przyszłością w drużynie?

- Bohaterem mógł też zostać Janusz Kołodziej, który nagle dostał szansę w ostatniej serii startów, ale nie zdobył punktów. Zwycięzców się nie sądzi, ale co ten manewr miał dać? Gdybyśmy przegrali jednym punktem, to trener Dobrucki od tygodnia tłumaczyłby się z tego manewru - dodaje Półtorak.

Była działacz nie ukrywa, że jest rozczarowana tym, co wydarzyło się w Krośnie dzień po finale DPŚ. Jej zdaniem, niefortunna była już sama decyzja o tym, by zaraz po zawodach we Wrocławiu organizować ściganie o miano najlepszego zawodnika w Polsce. - Kadrowicze byli zmęczeni, bo podróż do Krosna swoje zajmuje. Ktoś najpewniej wymyślił, że ten finał IMP ma być celebracją zwycięstwa w DPŚ. Miało być cudownie, wyszło fatalnie - ocenia Półtorak.

Zdaniem Półtorak, kadrowicze zaraz po finale DPŚ powinni zostać lepiej wykorzystani medialnie. Mogliby się pojawić w programie śniadaniowym którejś ze stacji, można by zorganizować z nimi konferencję prasową. Tego jednak zabrakło, bo zawodnicy reprezentacji musieli pędzić na kolejny turniej.

- Efekt jest taki, że zafundowaliśmy sobie dwudniowy skandal z torem w Krośnie, który sprawił, że nikt nawet nie mówił o sukcesie kadry. Jak to o nas świadczy? Co sobie myślą sponsorzy reprezentacji? Pytań jest dużo, a odpowiedzi niewiele, by nie powiedzieć, że zero - kończy Półtorak.

Łukasz Kuczera, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj także:
- Nowy komunikat PGE Ekstraligi. Jeden mecz może się nie odbyć, nawet jeśli nie będzie padać
- Zapadła decyzja, co z meczami 1. i 2. Ligi w ten weekend!

Źródło artykułu: WP SportoweFakty