Australia, Argentyna, Nowa Zelandia i Stany Zjednoczone. To tam tętni żużlowe życie w trakcie europejskiej zimy. Fani m.in. polskiego żużla muszą zadowolić się ewentualnymi transmisjami z drugiego końca świata, co tylko pobudza ich głód do emocji na stadionach.
Nie inaczej jest u samych żużlowców. Wielu z nich od kilkudziesięciu lat decyduje się zimą na dalekie loty, by regularnie ścigać się w ramach przygotowań do kolejnego sezonu.
Szczególnie popularnym kierunkiem stała się ojczyzna m.in. Diego Maradony, czy Papieża Franciszka. Również dla samych Polaków.
Przejmująca deklaracja Kudriaszowa. Mówi o oddawaniu pieniędzy ze zbiórki i kosztach leczenia
Polskie wojaże
Pierwsi biało-czerwoni w Argentynie pojawili się w 2011 roku, kiedy to o tamtejszy tytuł zdecydowali się rywalizować Adrian Gomólski i Rafał Fleger. Od początku lepiej radził sobie ten pierwszy, który sklasyfikowany był w czołówce mistrzostw i tam też zakończył zmagania. Wychowanek Startu Gniezno, otarł się o medal, bo zabrakło mu do niego zaledwie... punktu. Kluczowa była ostatnia runda, w której to Gomólski nie startował i wykorzystał to Lisandro Husman. Fleger do kraju wrócił po zajęciu dziewiątego miejsca.
Niestety dla naszych zawodników, nie obyło się bez nieprzyjemnych sytuacji. Po jednym z turniejów w Bahia Blanca Gomólskiego zaatakowała ok. trzydziestoosobowa grupa osób, wśród której jeden człowiek próbował zranić żużlowca śrubokrętem. Interweniowała ochrona, a sam zawodnik schował się przed napastnikiem w biurze zawodów. Żużlowcy wówczas narzekali na organizację i warunki bezpieczeństwa, grożąc nawet wycofaniem się z mistrzostw.
Kolejnej zimy do Argentyny udał się Mariusz Fierlej. Również i on prezentował się bardzo dobrze, ale dwa słabsze występy sprawiły, że musiał się zadowolić na koniec jedynie piątym miejscem. Fierlejowi eskapada ta utkwi w pamięci do końca życia. Jednak nie ze względu na wyniki sportowe, a niestety na ogromną tragedię, jaka spotkała Matiję Duh. Słoweniec po jednym z fatalnie wyglądających upadków zmarł w szpitalu.
- Przez kilka dni po wypadku mieszkałem w szpitalu. Spałem na korytarzu, bo w Argentynie te placówki są jakie są. Oczywiście przy Matiji nie czuwałem tylko ja, ale także inni zawodnicy. Był na pewno Franchetti, Clemente i inni. Mieliśmy tam swoją paczkę, do której należał oczywiście Matija Duh - wspominał niedawno Fierlej w rozmowie z WP SportoweFakty.
Jamróg zrobił to jako pierwszy
Wszystkie wydarzenia, jakie miały miejsce w Ameryce Południowej, nie zniechęciły Polaków do tamtejszego kierunku, choć zimą 2013/14 zabrakło naszych reprezentantów w argentyńskim czempionacie. Dwanaście miesięcy później udał się tam Jakub Jamróg. 23-letni zawodnik chciał spróbować czegoś nowego, a i dla samych organizatorów był magnesem dla kibiców, jako były mistrz jednej z czołowych lig świata.
Żużlowiec w jednym z wywiadów przyznał otwarcie, że nasłuchał się bardzo złych rzeczy na temat argentyńskiego żużla i zastanawiał się, czy dobrze robi. Podjął decyzję, by spróbować i nie zamierzał tego żałować.
Tarnowianin rywalizację w Argentynie rozpoczął w najgorszy możliwy sposób. W pierwszej rundzie, która odbyła się 28 grudnia 2014 roku na torze w Bahia Blanca swój inauguracyjny wyścig zakończył na pierwszej pozycji. W kolejnej serii jednak zaliczył upadek, po którym nie był już w stanie kontynuować rywalizacji. Na szczęście nic mu się wówczas nie stało i mógł wrócić do ścigania już w kolejnej rundzie.
I od początku rzucił się w pogoń za rywalami i nie zamierzał im odpuszczać. Był bardzo skuteczny, a jego najsłabsze występy, to zdobycze czternastu i piętnastu punktów. W pozostałych był praktycznie poza zasięgiem przeciwników, a przy jego nazwisku zapisywano: 17 punktów, 19 (trzykrotnie), 20 i 21.
To pozwoliło mu w całych mistrzostwach wywalczyć 147 punktów. O jedenaście oczek wyprzedził Olega Biesczastnowa i o dwanaście Nicolasa Covattiego.
- Przede wszystkim przeżyłem fantastyczną przygodę. Jesteśmy w trakcie okresu zimowego i jest to dla nas bardziej czas prywatny. W Argentynie objeździłem kilka turniejów i w każdym z nich startowałem siedem razy, więc tej jazdy było masę. Zyskałem sportowo, bo w sezonie brakowało mi jazdy. Super, że mogłem sobie przedłużyć sezon lub rozpocząć go wcześniej. Do tego doszły korzyści finansowe, więc czego chcieć więcej? - mówił Jamróg w wywiadzie z naszym portalem po powrocie z Argentyny.
Mazurek Dąbrowskiego dla rzeszowianina
W kolejnych sezonach na argentyńskich torach oglądaliśmy następnych Polaków, którzy do Ameryki Południowej udawali się z jasnym celem - zostać mistrzem. Nie każdemu jednak było dane nawiązać rywalizację, choćby o brązowy krążek. Jednak to nie oznacza, że polscy fani nie mieli powodów do zadowolenia. Jakub Jamróg nie był jedynym biało-czerwonym, który do ojczyzny wrócił z najcenniejszą zdobyczą. W sezonie 2016/17 jego sukces powtórzył Dawid Stachyra.
A łatwo nie było, bo od początku Stachyra, Paweł Miesiąc oraz Mariusz Fierlej musieli startować na sprzęcie, który udostępnili im organizatorzy. Powodem takiej sytuacji był fakt, że ich motocykle utknęły na lotnisku. Całe to zamieszanie trwało bardzo długo. Ba, Polacy zdążyli już wrócić do domów i rozpocząć ściganie w ojczyźnie, a ich jednostki napędowe nadal przebywały w Urzędzie Celnym w Bahia Blanca!
Na torze jednak nie było widać, że Stachyra może mieć jakiekolwiek problemy sprzętowe, bo wygrał na otwarcie, a później meldował się w czołówce kolejnych rund, a nawet i na podium. Nie mógł jednak być pewny tego, że sięgnie po złoto, bo Miesiąc oraz Guglielmo Franchetti nie zamierzali mu tak łatwo wywieszać białej flagi.
O wszystkim decydowała ostatnia runda. W niej Miesiąc odrobił pięć punktów do Stachyry, ale to było za mało. Stachyra na koniec czempionatu miał 136 punktów na swoim koncie, a Miesiąc 132. Podium uzupełnił Franchetti (129).
Wojdyło jako trzeci
W nocy z poniedziałku na wtorek rozegrana została ostatnia runda Indywidualnych Mistrzostw Argentyny sezonu 2022/23. W niej swój końcowy triumf przypieczętował Patryk Wojdyło, który tylko dwa razy nie zdołał zakwalifikować się do finałowej batalii. Efekt był taki, że przed ostatnim turniejem w Bahia Blanca miał siedem oczek zaliczki nad Paco Castagną i osiem nad Pawłem Miesiącem.
Tym samym w ostatnim turnieju potrzebował tylko lub aż czternastu punktów, by przypieczętować złoto. Wówczas nawet komplet 21 oczek nie dałby Miesiącowi końcowego sukcesu. I Wojdyło cel zrealizował. W swoim ostatnim wyścigu rundy zasadniczej postawił kropkę nad "i".
Czytaj także:
Złe wieści dla reprezentantów Polski
Skłamał, bo nie chciał być odesłany na motorynkę