Max Fricke już jakiś czas temu doszedł do porozumienia z działaczami ZOOleszcz GKM-u Grudziądz, że to właśnie tam przeniesie się w listopadzie tego roku.
W efekcie po sezonie przyszedł czas pożegnania po dwóch latach współpracy na linii Fricke - Stelmet Falubaz.
- Bardzo polubiłem to miasto i klub. Czułem się tu wyśmienicie. Przez te dwa lata czułem się jak członek waszej rodziny. Trudno jest więc dziś pożegnać się i zmienić klub na kolejny sezon - powiedział zawodnik w rozmowie z Falubaz TV.
ZOBACZ Dominik Kubera: Cieszę się, że nie dostałem dzikiej karty na Grand Prix
Australijczyk do końca walczył też o to, by awansować do PGE Ekstraligi ze swoim dotychczasowym klubem, czyli Stelmet Falubazem Zielona Góra. Ostatecznie ta sztuka mu się nie udała, a do najlepszej ligi świata wjechały Cellfast Wilki Krosno.
- Byłem wtedy w szpitalu, po jakichś badaniach, prześwietleniach i długo nie znałem końcowego wyniku. Później byłem zdewastowany. Trudno było mi to przyjąć. Raz, że byłem w szpitalu i nie mogłem pomóc drużynie, a dwa, że wiem, jak rozczarowani byli nasi kibice i wszyscy w naszym klubie. Nie udało nam się zrealizować zakładanego celu i było mi smutno - dodał.
Uczestnik cyklu Speedway Grand Prix opowiedział również o stanie swojego zdrowia po upadku w finałowym meczu z Cellfast Wilkami. Przypomnijmy, że na skutek kraksy z Mateuszem Szczepaniakiem doszło o Fricke'a do złamania mostka, pęknięcia łopatki oraz stłuczenia płuc i wstrząśnienia mózgu.
- Z tygodnia na tydzień, z dnia na dzień czuję się coraz lepiej. Widzę znaczną poprawę i można powiedzieć, że wracam do życia. Oczywiście jakiś ból jeszcze mi doskwiera, ale jest już znacznie lepiej - skomentował żużlowiec.
Czytaj także:
Wstają z kolan i wykonują kolejny ważny dla siebie krok. Z kontraktem zawodnik MMA
ROW interesuje się zawodnikiem Unii Leszno