Zawodnik For Nature Solutions Apatora Toruń początek zawodów miał bardzo dobry, jednak do końca nie był on pewny awansu. Wszystko miało rozstrzygnąć się w ostatniej serii, a okazało się, że pięć wyścigów nie wystarczyło, aby dać odpowiedź, czy będzie on na pewno w przyszłym roku startował w cyklu SGP. Ostatecznie w biegu dodatkowym pokonał on swojego rodaka Maxa Fricke, dołączył do Kima Nilssona i Daniela Bewleya i stanął na najniższym stopniu podium. Główne założenie udało się zatem zrealizować.
- To były naprawdę trudne zawody, co dało się zauważyć. Tylko czołowa trójka awansowała do cyklu Grand Prix. Dobrze było wrócić ponownie do Glasgow i choć raz móc ścigać się w tym miejscu. Wszystko zadziałało w porządku. Tor był trochę zdradliwy, nieco gęsty. Tak naprawdę nie mogę dodać zbyt wiele więcej. Jestem naprawdę szczęśliwy - mówił zadowolony z osiągniętego sukcesu Jack Holder, w rozmowie z WP SportoweFakty.
W biegu 12., w którym startował nasz rozmówca, doszło niestety do pechowej sytuacji z udziałem jego brata Chris Holder, który zanotował upadek na pierwszym wirażu. Po tym wydarzeniu najważniejsze było jednak skupienie, ponieważ turniej nadal trwał.
ZOBACZ WIDEO Marek Cieślak wskazał najlepszego trenera w PGE Ekstralidze! "Wytrzymał ciśnienie"
Ciążyła na nim spora presja
- Po zawodach nie wiedziałem tak naprawdę niczego, na temat stanu zdrowia Chrisa. W ich trakcie byłem po prostu zmuszony skupić się na swoim występie. Starałem się utrzymać chłodną głowę i nadal próbowałem zrealizować cel, którym było zajęcie miejsca na podium - dodał.
Jak wspomniał Holder, jego powrót do Glasgow był wyjątkowy. Tydzień wcześniej z kolei zaprezentował się bardzo dobrze podczas Speedway Grand Prix w Cardiff, gdzie zajął piąte miejsce. Swoje indywidualne występy na Wyspach Brytyjskich, które zanotował przez dwie soboty z rzędu, może on zatem ocenić pozytywnie, choć przed zawodami w Szkocji ciśnienie było niemałe.
- Tak, to coś wspaniałego. To były jednak ciężkie zawody. Ciążyła na mnie spora presja. Nie można było pozwolić sobie na jakiegokolwiek pecha. Trzy moje biegi były powtarzane, a w wyścigu dodatkowym zawsze pojawia się większe napięcie i presja. Wykonałem jednak swoje zadanie - podkreślił krótko.
Może być spokojniejszy o swoją przyszłość
Nasz rozmówca ma już zapewniony udział w Grand Prix na przyszły sezon, przed nim nadal do rozegrania pozostały jeszcze cztery tegoroczne rundy. Nie ma on jednak zamiaru oddawać pozostałym rywalom punktów za darmo i nadal będzie chciał prezentować się jak najlepiej.
- Z całą pewnością. Teraz zapracowałem na swoje miejsce w przyszłorocznym cyklu i będę tam na pewno startował. Naprawdę nie mogę się już doczekać reszty sezonu. Ten sobotni wynik z pewnością odciąży jednak moje barki w kolejnych imprezach.
Tor w Glasgow podczas SGP Challenge sprawiał kilku zawodnikom wyraźne problemy, a trzech z nich zanotowało groźne upadki. Czy według naszego rozmówcy wpływ na takie, a nie inne warunki mogły mieć opady deszczu, które poprzedziły finał eliminacji w piątek w nocy i w sobotę nad ranem?
Zaskakująca opinia o torze w Glasgow
- Nie sądzę. Organizatorzy wykonali świetną robotę. To jest Glasgow. Jeśli ktoś oglądał wcześniej jakieś zawody w tym miejscu, to ten tor dokładnie tak wygląda. Ja miałem to szczęście, że ścigałem się już wcześniej na tej nieco przyczepnej nawierzchni. Poprzednio byłem tutaj jednak już trzy lata temu, ale przynajmniej wiedziałem czego się spodziewać - zaznaczył młodszy z braci Holderów.
Czy zatem nawierzchnia, na której musieli radzić sobie zawodnicy podczas tegorocznej wizyty w Glasgow różniła się od tej, którą Australijczyk pamięta z czasów ostatniej wizyty i była trudniejsza?
- W sobotnich zawodach ten tor był lepszy niż poprzednim razem (uśmiech). Gdy ostatnio na nim startowałem, był on ciężki i bardzo przyczepny. Jeśli mamy takie warunki, ten tor jest naprawdę trudny. Teraz jednak był on nieco twardszy. Było zatem całkiem dobrze (uśmiech).
Po zawodach trudna droga na mecz ligowy w Polsce
Tradycyjnie przed wydarzeniami międzynarodowymi rozegrano oficjalny trening. Jak przyznaje nasz rozmówca, nie miał on jednak większego znaczenia, a pozwolił tylko zaznajomić się z torem, na którym zawodnicy nie startują na co dzień.
- Trening jest nieco inny. My po prostu go odjechaliśmy, aby poczuć ten tor. Później z teamem dokonaliśmy właściwego doboru sprzętu, podeszliśmy dobrze do tych zawodów i zrobiliśmy to, co musieliśmy - skomentował krótko.
Prosto po SGP Challenge Holder udał się na mecz w Toruniu, gdzie jego drużyna rywalizowała w ćwierćfinale PGE Ekstraligi z Moje Bermudy Stalą Gorzów. Bezpośrednio po sobotnim turnieju Australijczyk opowiedział nam, jak miała wyglądać jego podróż, a przy takich okolicznościach nie należała ona do najłatwiejszych.
- Mam nadzieję, że uda nam się wywalczyć dobry wynik w play-offach. Teraz jadę od razu na lotnisko. Czeka mnie długa droga i noc, prawdopodobnie nie będę wiele spał. Do lotniska Londyn Luton jest pięć i pół godziny jazdy z Glasgow. Mój lot jest o ósmej rano. Na miejsce mogę dotrzeć dosyć późno. Zdecydowanie niedzielne spotkanie będzie ciężkie, jednak tak właśnie wygląda życie w speedwayu - zakończył rozmowę z WP SportoweFakty Jack Holder.
Stanisław Wrona, WP SportoweFakty
Czytaj także:
Pech nie opuszcza kolejnych zawodników. Kim Nilsson spełnił marzenia
Skandal w Glasgow. Jest apel do władz polskiego żużla