Żużel. Pomocna dłoń Vaculika. Jednemu koledze oddał wyścig, a drugiemu pożyczył silnik

WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Na zdjęciu: Martin Vaculik w kasku niebieskim
WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Na zdjęciu: Martin Vaculik w kasku niebieskim

Moje Bermudy Stal Gorzów pokonała w piątek (54:36) drużynę ZOOleszcz GKM-u Grudziądz. Ojcem sukcesu gospodarzy można nazwać Martina Vaculika, który nie tylko wykonał robotę na torze, ale i poza nim.

Martin Vaculik w piątkowym meczu Moje Bermudy Stali Gorzów z ZOOleszcz GKM-em Grudziądz wywalczył jedenaście punktów w czterech startach. Była szansa, aby poprawił swój rezultat w piętnastym biegu, gdzie mógłby się również zrewanżować Przemysławowi Pawlickiemu za jedyną tego wieczoru porażkę.

Tak się jednak nie stało, bowiem Słowaka w ramach rezerwy zwykłej zastąpił Wiktor Jasiński. Żużlowiec przyznał, że oddanie biegu 22-latkowi było wspólnym pomysłem.

- Mi wszystko pasowało, nie potrzebowałem niczego testować, a też dobrze sobie zachować trochę sprzętu na przyszłość. Wiktor zasłużył na to, aby jechać w biegu nominowanym, a że najważniejsze mecze przed nami, to zależy nam, aby tam się spisywała dobrze cała drużyna - przyznał w pomeczowej mixzonie.

ZOBACZ WIDEO Majewski wbił szpilkę GKSŻ. Wiemy, co sądzi o rocznym zawieszeniu Jabłońskiego

Martin Vaculik odniósł się także do tego, że na jego silniku w piątek startował Patrick Hansen, któremu jednak na tych jednostkach napędowych nie udało się wywalczyć żadnych punktów. - Sam zaproponowałem, ale to mu nie spasowało. Mam nadzieję, że szybko sprzętowo będzie u niego dobrze, na tyle, że będzie naszym ważnym ogniwem.

ZOOleszcz GKM Grudziądz w Gorzowie Wielkopolskim przegrał za pełną pulę. Goście dzielnie się stawiali, ale ciężko myśleć o sukcesie, kiedy najskuteczniejsi zawodnicy punktują po dziewięć "oczek". - Przyjechaliśmy wygrać, ale wiemy, jak mocnym zespołem jest u siebie Stal. Ja potraciłem cztery punkty, w pierwszym biegu myślałem, że krawężnik będzie dobry, ale tam stała woda i niestety zły wybór toru jazdy. Później jechałem drugi, była powtórka, niepotrzebnie zmieniałem i chłopaki znów odjechali - powiedział Krzysztof Kasprzak.

Kasprzak skomentował również to, co wydarzyło się w 13. biegu, kiedy to prowadzący Bartosz Zmarzlik najpierw popisał się jazdą na jednym kole, a po chwili przymknął gaz. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że miało to miejsce na trzecim okrążeniu. - Myślałem, że ma defekt, ale ma tak szybkie motocykle, że mimo tego, że zamknął gaz, to jak odkręcił, to i tak nas minął.

Czytaj także:
Polak oddał hołd legendom NBA. Niebywały pomysł
Leszno potrzebuje Pawlickiego skurczyByka

Komentarze (0)