Nie było niespodzianki w niedzielnej rywalizacji na "Mitdstubakken". Żadnych złudzeń innym ekipom po raz kolejny nie pozostawili Austriacy. Alexander Pointner w porównaniu z poprzednimi sukcesami swojego teamu tym razem dokonał drobnej korekty, która okazała się ostatecznie strzałem w "dziesiątkę". Mowa o Wolfgangu Loitzlu. Doświadczony mieszkaniec Bad Mitterndorf z powodzeniem walczył do tej pory w zmaganiach zespołowych podczas najważniejszych imprez, zdobywając w sumie aż dziewięć medali, w tym siedem złotych (!) Słabsza forma "Wolfiego" sprawiła jednak, że po raz pierwszy od pięciu lat zabrakło go w podstawowej "czwórce", a jego godnym zastępcą był Martin Koch. Specjalista od lotów poszybował na 105,5m oraz 102m, dzięki czemu indywidualnie przegrałby tylko z będącym cały czas poza zasięgiem Thomasem Morgensternem. Zdobywcy Kryształowej Kuli za sezon 2010/2011 zmierzono 105m i 108m. Żadnej "wpadki" nie odnotowali również pozostali członkowie bezkonkurencyjnego teamu, czyli Andreas Kofler (105m/103,5m) i Gregor Schlierenzauer. Najsłabszym ogniwem w mistrzowskim zespole okazał się dość nieoczekiwanie "Schlieri", a to za sprawą jego dwukrotnie niepewnego lądowania, gdy cudem obronił się przed podparciem skoków na 105m i 103m.
Dokładnie dwadzieścia pięć punktów do "Morgiego" i spółki stracili także znakomicie spisujący się Norwegowie, czyli Tom Hilde (po 102,5m), Anders Jacobsen (103,5m/102,5m), Anders Bardal (105,5m/101m) i...Bjoern Einar Romoeren, który niewątpliwie swoją doskonałą postawę zaskoczył kibiców, trenera, a nawet i samego siebie. Zawodnik Miki Kojonkoskiego prezentował się podczas tej zimy naprawdę poniżej oczekiwań, ale wiedział, że nie może zawieść zgromadzonych pod obiektem K-95 fanów. Triumfator ośmiu konkursów z cyklu Pucharu Świata znakomicie poradził sobie z towarzyszącą mu presją, dwukrotnie przekraczając magiczną granicę stu metrów i to dzięki między innymi nieprawdopodobnej mobilizacji utytułowanego "Wikinga", gospodarze mogli cieszyć się ze srebrnych krążków, które zawisły na ich szyjach.
Z bardzo dobrej strony wypadli Niemcy. Wicemistrzowie olimpijscy byli wyraźnie lepsi od pozostałych nacji, choć zdecydowanie zabrakło im tego czwartego do "brydża", a dokładnie Michaela Neumayera (101m/99,5m), aby mogli zagrozić wcześniej wymienionej "dwójce". Martin Schmitt dotknął nartami zeskoku na 104,5m i 104m, zaś Michael Uhrmann odnotował 102m i 102,5m. Najlepsze odległości w drużynie Wernera Schustera należały do najmłodszego, bo 22-letniego Severina Freunda. Trzeba jednak zaznaczyć, że rewelacyjnemu chłopakowi z Freyung przydarzył się w finałowej serii upadek po wspaniałej próbie na 105,5m, który kosztował Niemców sporo "oczek", ale ich przewaga nad następnymi w klasyfikacji - Polakami była bezdyskusyjna.
Biało-czerwoni od początku i jak się później okazało - do końca plasowali się na czwartej pozycji i o jakimkolwiek awansie mowy być po prostu nie mogło. Niezbitym dowodem na to jest przede wszystkim nieustany skok Freunda, który i tak pozwolił Niemcom zachować bezpieczną, bo ponad 15-punktową przewagę nad naszym zespołem. Od brązowego krążka dzieliło nas naprawdę sporo mimo fantastycznych wyników Adama Małysza (104,5m/106,5m) i Kamila Stocha (101m/102,5m). Swoje zadanie w stu procentach wykonał też Piotr Żyła. Jego 98m i 101m dały mu w sumie dziewiętnastą notę, a więc taką, jaką uzyskał w sobotnich zawodach, co niewątpliwie można uznać za kolejny udany start "Pietera". Znacznie gorzej poradził sobie za to zastępujący debiutującego na tak wielkiej imprezie Tomasza Byrta - Stefan Hula. Wiadomo było, że przedstawiciel klubu Sokoła Szczyrk nie trafił z formą na Oslo i nie znajduje się obecnie w wysokiej dyspozycji. Polakowi zmierzono zaledwie 97,5m oraz 93m, co wystarczyło mu tylko na wyprzedzenie nadzwyczaj słabych w niedzielę Finów - Olliego Muotki oraz Anssi Koivuranty. Nie sposób zatem nie odnieść się do kontrowersyjnej decyzji Łukasza Kruczka. Przed południem na skoczni w stolicy Państwa Fiordów odbyły się bowiem dwie serie treningowe. Podczas tych testowych kolejek o miejsce w składzie rywalizowali między innymi Romoeren z Johanem Remen Evensenem, Shohei Tochimoto z Fumihisą Yumoto, czy Neumayer z Pascalem Bodmerem. Zwycięzcy tych pojedynków dostali szansę zaprezentowania się na "Mitdtstubakken" ponownie. Ze startu w seriach próbnych zrezygnowali natomiast nasi reprezentanci.
W ścisłej czołówce tradycyjnie nie zabrakło Japończyków. Samuraje, czyli Daiki Ito, Noriaki Kasai, Yumoto i Taku Takeuchi zostali sklasyfikowani na piątej pozycji, na co wpłynął głównie finałowy skok na 105,5m tego pierwszego. Szósta lokata przypadła w udziale Słoweńcom z Peterem Prevcem i Robertem Kranjcem na czele, zaś siódma Czechom z Romanem Koudelką i Jakubem Jandą. Na całej linii zawiedli wspomniani już Finowie. Fatalnie wypadli dwuboista Koivuranta i nieobliczalny Moutka. Nieco lepsze odległości udało się osiągnąć Janne Ahonenowi (100m/94,5m), ale i tak "skórę" Suomi w postaci zakwalifikowani się do "ósemki" uratował nieobliczalny Matti Hautamaeki, lądując na 102,5m, a potem aż na 108 metrze.
Rosyjski zespół pierwszą część zawodów przegrał zaledwie o cztery punkty, ale ostatecznie musiał definitywnie pożegnać się z konkursem. Ich los podzielili Szwajcarzy z Simonem Ammannem (101m), Włosi i pełniący rolę outsiderów - Kazachowie. Przypomnijmy, iż ostatni raz w programie MŚ zmagania zespołowe na normalnym obiekcie zostały rozegrane w 2005 roku w Oberstdorfie.
Niedzielny triumf Austriaków to trzecie złoto dla tego kraju za skoki narciarskie podczas czempionatu w Norwegii. W piątek wśród pań wygrała Daniela Iraschko - jedyna kobieta w historii, która poleciała na "deskach" poza 200m, zaś w sobotę żadnych szans rywalom nie dał Thomas Morgenstern.
Wyniki drużynowego konkursu w Oslo:
M | Kraj | Nota | |
---|---|---|---|
1 | Austria | 1025,5 | |
2 | Norwegia | 1000,5 | |
3 | Niemcy | 968,2 | |
4 | Polska | 953,0 | |
5 | Japonia | 931,1 | |
6 | Słowenia | 924,2 | |
7 | Czechy | 917,9 | |
8 | Finlandia | 900,5 | |
9 | Rosja | 444,8 | |
10 | Szwajcaria | 418,2 | |
11 | Włochy | 417,8 | |
12 | Kazachstan | 366,2 |