Indianapolis 500: Los zakpił z Fernando Alonso. Hiszpan nie dotarł do mety po awarii silnika

Indianapolis 500: mrożący krew w żyłach wypadek. Bolid w strzępach

Zawody w Indianapolis co roku przyciągają przed telewizory miliony Amerykanów. W tym sezonie wyścig z uwagą śledzili również kibice w Europie, wszystko z powodu gościnnego występu podwójnego mistrza świata F1, Fernando Alonso.

Hiszpan zostawiając gdzieś za sobą problemy swojego teamu w Formule 1 - McLarena, wyjechał do Ameryki, by zamiast walczyć o kolejny triumf na ulicach Monako, spróbować zdobyć jedno z najcenniejszych trofeów w świecie motosportu - Indianapolis 500.

Do 179 okrążenia 35-letni kierowca radził sobie doskonale jadąc w ścisłej czołówce. Wiele zapowiadało, że może mieć szansę na podium w swoim debiutanckim starcie. Jak na ironię w tym momencie w jego samochodzie doszło do...awarii silnika Hondy. Tego samego producenta, który na co dzień kompromituje go oraz cały zespół McLarena w F1.

W końcówce zawodów prowadzenie objął i nie oddał go do mety były kierowca Formuły 1, Takuma Sato. Jedyny Japończyk na starcie 101. edycji Indianapolis 500 reprezentował podobnie jak Alonso barwy teamu Andretti Autosport i korzystał z silnika Hondy. 40-latek nigdy wcześniej nie ukończył Indy 500 w czołowej dziesiątce.

ZOBACZ WIDEO Rajd Gdańsk Baltic Cup: Sobota dla Filipa Nivette i Kamila Hellera

Drugie miejsce zajął trzykrotny triumfator wyścigu w poprzednich latach, Hélio Castroneves z Team Penske, startujący na motorze Chevroleta. Trzeci był startujący pod flagą Zjednoczonych Emiratów Arabskich Brytyjczyk Ed Jones. Ubiegłoroczny zwycięzca Alexander Rossi zajął 7. miejsce.

Czołówka 101. wyścigu Indianapolis 500: