Dwa fabryczne samochody Ferrari znajdowały się na czele wyścigu 6h Spa-Francorchamps, a załoga AF Corse z Robertem Kubicą w składzie zajmowała czwartą lokatę w momencie przerwania rywalizacji czerwoną flagą. Sędziowie nie mieli wyjścia, gdyż Earl Bamber z Cadillaca uderzył w samochód BMW na prostej Kemmel. Doszło tam do uszkodzenia barier ochronnych na długości kilkudziesięciu metrów.
Naprawa infrastruktury torowej trwała niemal dwie godziny, a tyle same czasu pozostawało do końca wyścigu WEC w Belgii. Dlatego wiele ekip, w tym Ferrari, uznało, że dojdzie do zakończenia rywalizacji w takich warunkach. Dyrekcja wyścigu podjęła jednak decyzję o wydłużeniu ścigania o okres, jaki był potrzebny na naprawę band.
Ostatecznie 6h Spa-Francorchamps trwało ok. ośmiu godzin, zamiast planowanych sześciu. Na decyzji sędziów najmocniej straciło Ferrari, które przed wypadkiem nie zdążyło odbyć pit-stopu i zatankowało samochody po restarcie, tracąc całą przewagę wypracowaną we wcześniejszych godzinach. W podobnej sytuacji znalazła się ekipa Kubicy. Fabryczne załogi Ferrari spadły z pierwszego i drugiego miejsca na trzecie i czwarte, a zespół Kubicy - z czwartego na ósme.
ZOBACZ WIDEO: Szalony dzień zawodnika Grand Prix. O tym mogą nie wiedzieć kibice
- Uważamy, że decyzja o przedłużeniu wyścigu o dodatkowe godziny jest wątpliwa. Czujemy ogromny żal, bo uważamy, że wynik powinien być zupełnie inny - oznajmił Ferdinando Cannizzo, szef Ferrari ds. wyścigów długodystansowych.
Ferrari postanowiło oprotestować decyzję sędziów, domagając się uznania klasyfikacji z momentu przerwania rywalizacji. Jednak dyrekcja wyścigu odrzuciła wniosek Włochów. Powołała się na art. 14.3.1 regulaminu sportowego, który mówi, że stewardzi "mogą podjąć decyzję o zatrzymaniu albo zmodyfikowaniu czasu wyścigu", który "nie może przekraczać ustalonego czasu rywalizacji".
Zwycięska załoga Hertz Team JOTA spędziła na torze 5 godzin 57 minut i 31 sekund (do tego czasu nie wliczono okresu potrzebnego na naprawę band), więc tym samym nie złamano punktu regulaminu, bo rywalizacja nie trwała dłużej niż 6 godzin.
Warto przy tym podkreślić, że regulamin wyścigów długodystansowych WEC w zakresie wznawiania wyścigu i jego wydłużania różni się od Formuły 1, w której m.in. ze względu na transmisje telewizyjne, zawody nie mogą trwać dłużej niż trzy godziny (z przerwami).
Ferrari ma prawo czuć się rozczarowane po 6h Spa-Francorchamps, ale w Belgii włoskiej ekipie po prostu zabrakło szczęścia. Uśmiechnęło się ono za to do konkurencji z Porsche. Gdyby sędziowie nie wydłużyli wyścigu, to najpewniej konkurenci Ferrari mieliby pretensje i dowodziliby, że w trakcie pozostałych dwóch godzin rywalizacji byliby w stanie namieszać w stawce.
Czytaj także:
- Ferrari idzie za ciosem. Dwa transfery z Mercedesa
- Nowy wyścig w kalendarzu F1? Inwestycja za 4 mld dolarów